czynow przestepczych. Poza tym – w owych czasach, gdy ludzie nie szaleli jeszcze na punkcie komputerow i rozne przedsiebiorstwa z trudem wylapywaly ludzi do ich obslugi – wystarczaly kwalifikacje zawodowe.
Oxelbine miala bezposrednie lacze z glownym komputerem w TRW, najwiekszej firmie badania wiarygodnosci. Akta TRW stanowily podstawowe zrodlo danych dla mniejszych tego typu agencji, tak lokalnych, jak i miedzystanowych. Oxelbine placila TRW za informacje o ludziach, ktorzy ubiegali sie o samodzielne stanowiska i, gdy tylko miala okazje, redukowala koszty wlasne, przekazujac do TRW wiadomosci, ktorych tam nie mieli. Na marginesie swojej pracy Sharp potajemnie wszedl do systemu TRW, szukajac schematu na zlamanie kodu, ktory blokowal dostep do banku danych firmy. Zastosowal nudna metode prob i doswiadczen, dziesiec lat pozniej znana kazdemu hackerowi. Proces byl dlugi i zmudny, gdyz wtedy komputery pracowaly jeszcze duzo wolniej. Jednakze zdolal nauczyc sie, jak wejsc do dowolnego zbioru danych w systemie TRW i – co wazniejsze – odkryl, jak wprowadzac i wymazywac zapisy. W owych czasach byl to jeszcze latwy proces, gdyz nie doceniano potrzeby odpowiedniego zabezpieczania komputerow. Kiedy Sharp dostal sie do wlasnego dossier, natychmiast zmienil niechlubny powod zwolnienia z armii na bardziej zaszczytny, dodal nawet kilka wyroznien i pochwal, awansowal sie z sierzanta na porucznika i usunal z akt wszystkie negatywne opinie. Nastepnie wydal polecenie, by komputer TRW zniszczyl wszystkie dane dotyczace jego osoby, ktore istnialy na twardym dysku, i zastapil je dopiero co wprowadzonymi.
Juz bez pietna niechlubnego wyrzucenia z armii – przynajmniej w oficjalnych aktach – Sharp mogl otrzymac nowa prace w General Dynamics, glownym partnerze Departamentu Obrony. Byla to posada urzednicza i nie wymagala sprawdzenia przeszlosci czlowieka. Sharp uniknal wiec badania ze strony FBI oraz GAO, gdzie mieli lacza z Pentagonem i szybko odkryliby jego prawdziwa wojskowa przeszlosc. Sam zas, za posrednictwem systemu Hughesa zainstalowanego w Departamencie Obrony, zdolal wreszcie dostac sie do swoich danych w MCOP, biurze kadrowym marines, i zmienic je tak, jak to uczynil w TRW. Potem bylo juz zupelnie prosta sprawa polecic komputerowi w MCOP, by zniszczyl jego dane na twardym dysku i zastapil je „sprawdzonymi, poprawionymi i uaktualnionymi”.
FBI dysponowalo wlasnymi informacjami na temat ludzi, ktorzy w czasie odbywania sluzby wojskowej dopuscili sie czynow przestepczych. Wykorzystywano je do sprawdzania osob podejrzanych o lamanie prawa oraz do badania przeszlosci ubiegajacych sie o prace w agencjach federalnych. Zalatwiwszy wiec sprawe z komputerem MCOP, Sharp polecil mu wyslac do FBI kopie nowo wprowadzonych danych, zaopatrujac je w adnotacje, ze poprzednie zapisy zawieraja „powazne niezgodnosci znieslawiajace obywatela, wymagajace natychmiastowego zniszczenia”. W owym czasie, kiedy jeszcze nikt nie slyszal o hackerach i mozliwosci oszukiwania komputerow, ludzie wierzyli w to, co mowily do nich elektroniczne ekrany. Nawet agenci FBI, cwiczeni przeciez w nieufnosci, wierzyli komputerom. Sharp byl wiec prawie pewien, ze udadza mu sie te oszustwa.
Kilka miesiecy pozniej zlozyl podanie o prace w DSA, w ramach programu szkoleniowego agencji. Czekal na efekty dzialan „oczyszczajacych” wlasna reputacje. Udalo sie. W FBI sprawdzono jego przeszlosc i przyjeto do DSA. I wtedy – kierowany wrodzonym pragnieniem wladzy oraz makiaweliczna wprost przebiegloscia – rozpoczal blyskawiczna wspinaczke po szczeblach kariery. Nikomu nawet do glowy nie przyszlo, ze Sharp za pomoca komputera poprawia swoje akta personalne, przypisujac sobie wszelkie zaslugi i wyroznienia starszych oficerow, ktorzy zgineli na sluzbie lub umarli smiercia naturalna i nie mogli zaprotestowac.
Teraz zagrazalo mu juz tylko kilka osob, ktore byly razem z nim w Wietnamie i uczestniczyly w procesie. Dlatego, po rozpoczeciu pracy w DSA, zajal sie tropieniem tych, ktorzy mogliby go wsypac. Trzech z nich zginelo w Wietnamie, juz po powrocie Sharpa do Ameryki. Jeden zostal zabity kilka lat pozniej w poronionej probie Jimmy’ego Cartera odbicia amerykanskich zakladnikow w Iranie. Jeszcze jeden zmarl smiercia naturalna. Inny dostal strzal w glowe w Teaneck, w stanie New Jersey, gdzie – po zakonczeniu sluzby w piechocie morskiej – pracowal w calodobowym sklepie wielobranzowym. Mial pecha, zaatakowal go nacpany nastolatek, ktory chcial zwinac kase. Trzech kolejnych ludzi zdolnych do odsloniecia prawdy o przeszlosci Sharpa, mogacych go zniszczyc, powrocilo po wojnie do Waszyngtonu i rozpoczelo kariery w Departamencie Stanu, FBI oraz Departamencie Sprawiedliwosci. Z najwieksza ostroznoscia, ale nie tracac czasu, gdyz ludzie ci w kazdej chwili mogli go odkryc w DSA, Sharp zaplanowal na kazdym z nich morderstwo i zadanie to wykonal gladko.
Pozostaly jeszcze cztery osoby – wliczajac Shadwaya – ktore znaly przeszlosc Sharpa, ale zadna z nich nie miala do czynienia z instytucjami rzadowymi ani w inny sposob nie mogla trafic na slad bylego sierzanta w szeregach DSA. Oczywiscie, gdyby zdobyl fotel dyrektora agencji, jego nazwisko czesciej pojawialoby sie w srodkach przekazu i tacy wrogowie jak Shadway mogliby o nim uslyszec i probowac go zalatwic. Od pewnego wiec czasu wiedzial, ze i tych czterech – predzej czy pozniej – tez musi zginac. Kiedy Shadway wmieszal sie w sprawe Lebena, Sharp uznal to za kolejne zrzadzenie losu, jeszcze jeden dowod na to, ze wszystko zawsze musi byc tak, jak sobie Anson zazyczy.
Dlatego nie byl szczegolnie zdziwiony, gdy poznal historie Erica Lebena, czlowieka rownie upartego i zapatrzonego w siebie jak on. Wszyscy, z wyjatkiem Sharpa, reagowali rozbawieniem lub poruszeniem na wiesc o arogancji naukowca, ktory probowal zlamac prawa boskie i prawa przyrody, ktory chcial oszukac smierc. Ale Anson juz dawno poznal, ze w swiecie zaawansowanej technologii wartosci absolutne, takie jak prawda, racja, falsz, sprawiedliwosc czy nawet smierc, wcale nie sa juz takie absolutne. Sharp stworzyl wlasny zyciorys poprzez manipulacje elektronami, Eric Leben zas probowal przemodelowac swoj organizm, manipulujac genami. Dla Sharpa wiec jedno i drugie stanowilo czesc tej samej magicznej ksiegi, ktora mozna znalezc w torbie wspolczesnego czarnoksieznika.
Wyciagniety wygodnie w hotelowym lozku, Anson Sharp zazywal teraz snu czlowieka amoralnego i byl to sen znacznie glebszy, znacznie spokojniejszy od snu czlowieka prawego, uczciwego i niewinnego.
Jerry Peake zdrzemnal sie na chwile. Nie spal juz od dwudziestu czterech godzin, tylko biegal po gorach, gdzie poznawal osobowosc swego szefa, i kiedy wreszcie wrocili do Palm Springs, byl za bardzo zmeczony, by zjesc posilek przyniesiony przez Nelsona Gossera z baru „Kentucky Fried Chicken”. Wyczerpanie nie pozwalalo mu takze zasnac.
Poza tym Gosser przekazal Peake’owi polecenie od Sharpa, by agent przespal sie dwie godziny i o siodmej trzydziesci rano byl gotow do akcji, majac dodatkowe trzydziesci minut na prysznic i ubranie sie. Dwie godziny snu! On potrzebuje dziesieciu! Przeciez w ogole nie oplaca klasc sie do lozka, by tak szybko wstac.
Ponadto Peake dreczyl sie wciaz nie rozwiazanym dylematem moralnym: czy na zadanie Sharpa byc jego wspolnikiem w planowanym zabojstwie i w ten sposob kosztem wlasnej duszy rozwijac kariere, czy tez w razie koniecznosci zagrozic szefowi pistoletem, rujnujac w ten sposob kariere, ale zbawiajac dusze. Drugie rozwiazanie wydawalo sie bardziej oczywistym wyborem, z wyjatkiem jednego szczegolu – jesli wymierzy w Sharpa, to moze sie zdarzyc, ze go nieumyslnie zabije. Zreszta wicedyrektor jest szybszy i sprytniejszy. Peake dobrze o tym wiedzial. Mial nadzieje, ze chybiony strzal w strone Shadwaya sprawi, ze popadnie w taka nielaske u szefa, iz zostanie wykluczony z dalszego udzialu w sledztwie i w ten sposob rozwiaze swoj dylemat, nie marnujac kariery. Ale nic z tych rzeczy. Sharp trzymal go mocno w swych szponach i Peake musial niechetnie przyznac, ze nie tak latwo mu sie wyrwie.
Najbardziej martwilo go przypuszczenie, ze czlowiek sprytniejszy od niego juz dawno znalazlby sposob, by odwrocic role na swoja korzysc. Jerry Peake, ktory nigdy nie znal wlasnej matki, nie kochany przez owdowialego ponurego ojca, w szkole wysmiewany przez kolegow, od dawna marzyl, zeby z nieudacznika przerodzic sie w zwyciezce, z nikogo w legende. A teraz, kiedy nadarzyla sie okazja, by zaczac sie wspinac, Peake nie wiedzial, w ktora strone wykonac pierwszy krok.
Podniosl sie i przewrocil na drugi bok.
Knul, planowal, intrygowal w myslach przeciwko Sharpowi i w imie wlasnej kariery, ale wszystkie te plany i pomysly byly bzdurne i naiwne. Tak bardzo chcialby nazywac sie George Smiley, Sherlock Holmes lub James Bond, ale czul sie raczej jak Kot Sylwester nikczemnie knujacy, jak by tu zlapac i schrupac cwanego Ptaszka Tweetie.
Kiedy wreszcie zasnal, meczyly go koszmary, w ktorych spadal z drabin, dachow i drzew, probujac schwytac makabrycznego kanarka o twarzy Ansona Sharpa.
Ben stracil nieco czasu na zepchniecie do rowu skradzionego samochodu i wyszukanie nastepnego. Byloby samobojstwem prowadzic dalej chevette, skoro Sharp widzial ten samochod i jego numery rejestracyjne. Wybor padl tym razem na nowego czarnego forda merkura, stojacego u wylotu sciezki, ktora prowadzila nad jezioro, ale byla na tyle dluga, ze zaden rybak nie mogl dostrzec Bena. Drzwi zamknieto wprawdzie na kluczyk, ale szyby nieco opuszczono dla wentylacji. W bagazniku chevette, wsrod wielu innych rupieci, Shadway znalazl druciany wieszak, ktory teraz okazal sie bardzo przydatny. Ben wyprostowal drut, zostawiajac na jego koncu haczyk, ktorym –