pozadania, ktory jego samego jakby zdawal sie zdumiewac nie mniej niz Rachael.

– Prosze… prosze… chce…

– Eric – odezwala sie Rachael, a jej glos zabrzmial rownie dziwnie jak glos Erica, byl zabarwiony lekiem i smutkiem. – Czego chcesz?

– Chce… ja… ja chce… ja nie chce byc…

– Tak?

– Boje sie.

Nie wiedziala, co ma powiedziec.

Eric zrobil krok w jej strone. Natychmiast cofnela sie.

Eric zrobil kolejny krok do przodu i Rachael zauwazyla, ze stawianie stop na chodniku sprawialo mu trudnosci, jakby buty kryly zdeformowane, zwierzece lapy.

Cofnela sie jeszcze o krok, by zmniejszyc przewage Erica.

Cedzac slowa, jakby ich artykulacja sprawiala mu agonalne cierpienie, wyrzekl:

– Ja… chce… zebys…

– Eric – powtorzyla delikatnie i wspolczujaco.

– …zebys… zebys…

Wykonal nastepne trzy chwiejne kroki w jej strone, na ktore Rachael odpowiedziala czterema wstecz.

Glosem mezczyzny uwiezionego w piekielnej pulapce powiedzial:

– Nie… nie odrzucaj mnie… nie odrzucaj… Rachael… nie…

– Eric, nie moge ci pomoc.

– Nie odrzucaj mnie.

– Tobie nie mozna pomoc, Eric.

– Nie odrzucaj mnie… znow.

Nie miala przy sobie broni. W jednej rece trzymala kluczyki od samochodu, a w drugiej torebke. W duchu wsciekala sie na siebie, ze zostawila w samochodzie pistolet. Cofnela sie jeszcze bardziej.

I wtedy z dzikim okrzykiem wscieklosci na ustach, ktory zmrozil Rachael mimo czerwcowego zaru, Eric rzucil sie na nia.

Cisnela w jego glowe torebka, odwrocila sie i pognala na pustynie ze wszystkich stron otaczajaca parking. Jej nogi zapadaly sie w miekkim piasku i omal nie zwichnela kostek, ratujac sie przed upadkiem. Co chwila wpadala na rozsiane tu i owdzie karlowate krzaki, ktore ranily jej lydki. Zdolala jednak zachowac rownowage i biegla przed siebie; biegla z wiatrem w zawody, wtuliwszy glowe w ramiona, rytmicznie wymachujac zgietymi w lokciach rekami; biegla, by ocalic zycie.

Kiedy Eric zobaczyl Rachael na chodniku kolo toalety, jego pierwsza reakcja zaskoczyla go. Widzac jej sliczna buzie, tycjanowskie wlosy i cudowne cialo, obok ktorego niegdys lezal, nieoczekiwanie odczul zal, ze tak zle ja traktowal. Wypelnilo go nieznosne poczucie wielkiej straty. Pierwotna zlosc, od ktorej az sie gotowal, minela, a powrocily bardziej ludzkie – aczkolwiek watle – uczucia. Z oczu trysnely mu lzy. Nie potrafil wydobyc z siebie glosu nie tylko ze wzgledu na zmiany w budowie narzadow mowy, ale i z powodu naglych wyrzutow oraz rozpaczliwego uczucia samotnosci.

Ale ona znow go odrzucila, potwierdzajac jego najgorsze podejrzenia, zostawiajac go w udrece i rozpaczy nad samym soba. Zimna wscieklosc prehistorycznej swiadomosci, niczym fala na wzburzonej rzece niosacej topniejace lody, ponownie zalala jego wnetrze. Momentalnie zniknelo pragnienie, by gladzic ja po wlosach i czule dotykac delikatnej skory jej dloni. Zastapilo je cos silniejszego od pozadania – glebokie pragnienie zadania jej smierci. Chcial wypruc jej flaki, zanurzyc usta w jeszcze cieplym miesie i na koniec obwiescic swoj ostateczny tryumf przez oddanie moczu na jej szczatki. Rzucil sie wiec na Rachael, wciaz pragnac jej, lecz juz w innym celu.

Kobieta zaczela uciekac. Pobiegl za nia.

Instynkt, gatunkowa pamiec niezliczonych poscigow i polowan – wspomnienia zyjace nie tylko w jego umysle, ale takze we krwi – dawaly mu pewna przewage. Dopadnie jej. To tylko kwestia czasu.

Rachael, ta arogancka bestia, byla szybka, ale ludzie kierowani strachem i instynktem przetrwania zawsze sa szybcy; szybcy przez chwile, ale nie na zawsze. Opanowani przez lek, nigdy zreszta nie bywaja tak przebiegli jak ich przesladowcy. Mial w tych sprawach doswiadczenie. Zalowal, ze nie zdjal butow, gdyz krepowaly teraz jego ruchy. Na szczescie poziom adrenaliny mial na tyle wysoki, ze blokowal on uczucie bolu w zdretwialych palcach i wykrzywionych pietach, chwilowo nie odczuwal dyskomfortu.

Zwierzyna uciekala na poludnie, choc nie bylo tam nic, co mogloby jej dac najmniejsza nawet nadzieje na znalezienie schronienia. Na przestrzeni, ktora rozciagala sie miedzy parkingiem a odleglymi gorami, zyly tylko stworzenia, ktore wija sie i pelzaja, kluja, i kasaja, a czasami – by przezyc – zjadaja wlasne mlode.

Rachael przebiegla zaledwie kilkaset metrow, a juz dostala zadyszki, nogi zas ciazyly jej, jakby ktos napelnil je olowiem.

Nie byla w zlej formie fizycznej, to tylko pustynny zar tak bardzo dokuczal, iz moglo sie zdawac, ze jest materialny, a poruszanie sie w nim – rownie trudne jak marsz po szyje w wodzie. Upal nie tyle plynal z nieba, gdyz prawie cale zaslonily juz chmury, lecz od dolu, z nagrzewanego przez slonce od samego rana piasku. Dopiero przed godzina lub dwiema naplynely obloki i przeslonily slonce, dzien byl wciaz cieply – temperatura wynosila zapewne okolo trzydziestu kilku stopni Celsjusza – ale nagrzane tuz przy powierzchni powietrze mialo na pewno ponad czterdziesci stopni. Rachael czula sie tak, jakby stapala po palenisku.

Odwrocila glowe.

Eric byl okolo dwudziestu metrow za nia.

Znow, patrzac przed siebie, przyspieszyla. Ruszala nogami jak tylko potrafila najszybciej, dajac z siebie wszystko, tnac sciane zaru tylko po to, by napotkac nastepna i nastepna… Wdychala gorace powietrze, az wyschly jej usta, jezyk przyrosl do podniebienia, zaczelo drapac w gardle i palic w plucach. Przed nia rozciagal sie szpaler skarlowacialych mesquite, prawie trzydziesci metrow w obie strony. Nie miala ochoty ominac przeszkody, poniewaz moglaby stracic swa przewage nad Erikiem. Mesquite siegaly jej tylko do kolan i nie rosly ani zbyt gesto, ani szeroko. Wskoczyla wiec miedzy krzaki; dopiero wowczas okazalo sie, ze jednak rosly ciasniej, niz to wygladalo na pierwszy rzut oka, a szerokosc szpaleru przekraczala piec metrow. Kolczaste, oleiste rosliny kluly ja w lydki i chwytaly za spodnie, opozniajac ucieczke z taka zacietoscia, jakby stronniczo dzialaly na korzysc Erica. Pulsujace szybko serce kobiety zaczelo bic jeszcze mocniej, zbyt mocno, gdyz czula bol w piersiach. Wreszcie pokonala szpaler mesquite; setki kolcow i listkow poprzyczepialo sie jej do spodni i skarpetek. Znow zwiekszyla tempo, pot lal sie z niej strumieniami, smakowala go w kacikach ust i wycierala dlonia z czola, zanim zdazyl zalac jej oczy i zaslonic widok. Jesli nadal bedzie sie tak bardzo pocic, grozi jej niebezpieczne odwodnienie organizmu. Juz zaczynala widziec mroczki przed oczami, miec nudnosci i czuc zblizajace sie zawroty glowy. Nie przestawala jednak poruszac nogami i biec po jalowej ziemi, gdyz nie pozostalo jej nic innego.

Obejrzala sie raz jeszcze.

Eric byl coraz blizej. Teraz dzielilo go od niej tylko pietnascie metrow.

Z wielkim wysilkiem Rachael odnalazla w sobie ukryte gleboko zapasowe poklady energii i natychmiast je uruchomila.

Podloze nie bylo juz tak zdradliwie miekkie, twardnialo i przechodzilo w skale; szeroka, plaska, naga skale, przez cale wieki trawiona wiatrem i piaskiem, czego sladem byly miedzy innymi setki drobnych, spiralnych zlobien. Dzieki nim Rachael nie slizgala sie na kamieniu i znow mogla przyspieszyc. Na razie bala sie myslec, co bedzie, gdy – juz niedlugo – zabraknie jej sil i nastapi odwodnienie organizmu. Nalezalo myslec pozytywnie – to jest klucz do zwyciestwa. Przebiegla piecdziesiat metrow, pewna, ze zwieksza sie dystans miedzy nia a Erikiem.

Obejrzala sie po raz trzeci i mimowolnie krzyknela z rozpaczy: Eric byl jeszcze blizej. Odleglosc wynosila juz tylko dziesiec metrow.

Wtedy potknela sie i upadla.

Skala konczyla sie i znow byl piasek. Rachael nie zauwazyla tego, gdyz nie patrzyla pod nogi, i dlatego skrecila kostke. Probowala wstac, kontynuowac ucieczke, ale kontuzja nie pozwalala jej na to. Gdy tylko postawila stope na ziemi, poczula straszliwy bol. „Nie!” krzyknela i rzucila sie w bok, przeturlala sie po jakichs zaroslach, kamieniach, kepkach ostrych traw i znalazla sie nad brzegiem wielkiego arroyo, naturalnego kanalu wodnego biegnacego przez pustynie. W czasie ulewnych deszczow plyna nim strugi wody niczym w prawdziwej rzece, ale przez wieksza czesc roku – tak jak teraz – jest wyschniety. Kanal mial okolo pietnastu metrow szerokosci i dziesieciu glebokosci. Jego sciany z obu stron lagodnie opadaly na dno. Rachael zatrzymala sie, rozeznala w

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату