samego obiektem niebezpiecznego eksperymentu genetycznego. To prawda, ze eksperyment wymknal sie spod kontroli: dwa zabojstwa i ukrzyzowanie jednej z kobiet stanowily dowod, ze Leben powrocil z zaswiatow jako nie calkiem czlowiek i ze nalezy go ujarzmic. Jednakze ciemna strona owego doswiadczenia i jego wariacki wymiar nie wykluczaly sympatii dla samej idei. W koncu przeciwni zachlannosci kostuchy sa ludzie na calej ziemi.
Wiatr przygnal znad oceanu szarobure obloki, ktore przeslonily slonce. Reese poczul, ze popada w melancholie. Gdyby nie mial przed soba waznych zadan, zapewne zupelnie poddalby sie temu stanowi. Ale on – choc na zwolnieniu – musial przeciez dzialac.
Julio i Reese – podobnie jak agenci DSA – nie spodziewali sie, ze dopadna tu Shadwaya, mieli jednak nadzieje, ze poznaja ktoregos z pracownikow biura obrotu nieruchomosciami. Im pozniejsze popoludnie, tym wiecej osob wchodzilo i wychodzilo z biurowca. Szczegolna ich uwage zwrocila wysoka, szczupla kobieta o bujnej czarnej czuprynie i koscistej bocianiej sylwetce, ktora podkreslala obcisla rozowa sukienka. Nie byl to jasny, delikatny roz, lecz ognista plama, jak na skrzydlach flaminga. Kobieta dwukrotnie wchodzila i wychodzila, za kazdym razem prowadzac pary w srednim wieku, podjezdzajace do biura samochodem – najwyrazniej klientow, dla ktorych szukala odpowiednich domow. Do niej samej nalezal kanarkowy cadillac seville o kolach ze szprychami, majacy specjalne numery rejestracyjne REQUEEN, co zapewne stanowilo skrot od: Krolowa Nieruchomosci (Real Estate Queen). Auto rzucalo sie w oczy nie mniej niz jego wlascicielka.
– Bierzemy te – powiedzial Julio, kiedy kobieta weszla do budynku z druga para klientow.
– Trudno byloby ja zgubic w ruchu ulicznym – zgodzil sie Reese.
O szesnastej piecdziesiat znow opuscila biurowiec i jak opetana pobiegla do swego cadillaca. Julio i Reese stwierdzili, ze widocznie zakonczyla juz prace i udaje sie do domu. Zostawiajac tedy agentow DSA, aby sobie dalej bezowocnie czekali na pojawienie sie Benjamina Shadwaya, pojechali za zoltym seville’em w dol Pierwszej Ulicy do Newport Avenue, ktora kobieta zdazala w strone wzgorz Cowan. Mieszkala w jednopietrowym domu o pokrytych chropowata faktura betonowych scianach i balkonach z drewna sekwoi, wzniesionym przy jednej z bardziej stromych ulic na wzgorzach.
Kiedy cadillac Rozowej Damy zniknal za automatycznymi drzwiami garazu, Julio zaparkowal przed domem. Wysiadl z samochodu i popelnil przestepstwo, zagladajac do skrzynki na listy w nadziei, ze odczyta na korespondencji nazwisko kobiety. Chwile pozniej wrocil i powiedzial:
– Theodora Bertlesman. Chyba uzywa zdrobnienia Teddy, bo znalazlem je na jednym z listow.
Odczekali pare minut, po czym poszli w strone domu. Reese nacisnal dzwonek u drzwi.
Letni wiatr, cieply mimo zbierajacych sie chmur, ktore zakryly slonce, dmuchnal przez tropikalne pnacza o barwnych przylistkach, przez czerwone kwiaty hibiscusa i wonny jasmin. Ulica byla cicha, spokojna; odglosy swiata zewnetrznego wyeliminowaly tu najbardziej efektywne sposrod znanych czlowiekowi ekrany – pieniadze.
– Powinienem byl chyba zajac sie handlem nieruchomosciami – powiedzial Reese. – Co mnie podkusilo, zeby zostac glina?
– Zapewne byles nim w poprzednim wcieleniu – odrzekl oschle Julio. – Dawno temu, kiedy policjant znaczyl wiecej niz handlarz. Po prostu powtorzyles ten sam schemat, nie zwazajac, ze zmienily sie warunki.
– Nie wiedzialem, ze wierzysz w reinkarnacje.
Chwile pozniej drzwi sie otwarly. Kobieta o bocianiej sylwetce, ubrana w jaskraworozowa sukienke, spojrzala z gory na Julia, potem zaledwie musnela wzrokiem Reese’a. Z bliska jeszcze bardziej przypominala bociana niz z daleka. Obserwujac ja z samochodu, Reese nie mogl dostrzec porcelanowej czystosci jej skory, jej intensywnie szarych oczu czy innych subtelnosci aparycji. Bujna czupryna, ktora z odleglosci wygladala na lakierowana lub wprost wykonana z ceramiki, okazala sie miekka i delikatna. Dziewczyna nie byla tez tak plaska, na jaka wygladala z daleka, a nog moglaby jej pozazdroscic niejedna kobieta. Jesli zas chodzi o wzrost i tusze, to pierwsze wrazenie sie potwierdzilo.
– Czym moge sluzyc? – spytala Teddy Bertlesman.
Miala niski, jedwabisty glos. Promieniowala taka spokojna pewnoscia siebie, ze gdyby Julio i Reese byli niebezpiecznymi przestepcami, nie wazyliby sie zrobic jej krzywdy.
Julio pokazal legitymacje i odznake, przedstawil sie, po czym wskazal na Reese’a:
– To jest moj partner, detektyw Hagerstrom. – Nastepnie wyjasnil, ze chcieliby przesluchac ja w zwiazku ze sprawa pana Lebena. – Moze mam nieaktualne informacje, ale zdaje sie, ze pracuje pani w biurze obrotu nieruchomosciami Shadwaya.
– Alez pana informacje sa jak najbardziej aktualne – potwierdzila bez szyderstwa, aczkolwiek z pewnym rozbawieniem. – Prosze wejsc.
Zaprowadzila ich do salonu, tak oszczednego w wystroju jak jej ubior, majacego jednak niezaprzeczalny smak i styl: masywny stoliczek do kawy wykonany z bialego marmuru; nowoczesne kanapy pokryte intensywnie zielona tkanina; obite jedwabna mora w kolorze brzoskwiniowym krzesla o bogato rzezbionych oparciach i nogach; szmaragdowe wazy ponadmetrowej wysokosci, a w nich olbrzymie grzebieniaste zdzbla bialej trawy z poludniowoamerykanskiej pampy. Na wysokich scianach, zwienczonych sklepieniem krzyzowym niczym w jakiejs katedrze, wisialy duzych rozmiarow obrazy wspolczesnych malarzy, nadajac temu bezosobowemu miejscu bardziej ludzki wymiar. Jedna ze scian zajmowalo olbrzymie panoramiczne okno, za ktorym rozciagal sie widok okregu Orange. Teddy Bertlesman usiadla na zielonej kanapie, na tle okna, wskutek czego wokol jej glowy pojawil sie swietlisty nimb. Reese i Julio usadowili sie na brzoskwiniowych krzeslach, oddzieleni od kobiety wielkim marmurowym stolem, ktory wygladal jak oltarz.
– Pam Bertlesman… – zaczal Julio.
– Nie, nie – przerwala, zsuwajac z nog kapcie i wkladajac nogi pod siebie. – Prosze mi mowic po imieniu lub jesli chcecie byc bardziej oficjalni: panno Bertlesman. Ale ja pogardzam ta forma. Nie zyjemy na Poludniu przed wojna domowa, kiedy to filigranowe panienki w krynolinach chleptaly w cieniu magnolii koktajle mietowe, podczas gdy czarne nianki wachlowaly je.
– Panno Bertlesman – ciagnal Julio – bardzo zalezy nam na rozmowie z panem Shadwayem i mamy nadzieje, ze podpowie nam pani, gdzie on w tej chwili przebywa. Zdajemy sobie sprawe z tego, ze pracujac w nieruchomosciach, jako inwestor oraz posrednik, dysponuje licznymi posiadlosciami. Wiele z nich jest nie wykorzystanych i w jednej z nich moze wlasnie przebywac…
– Przepraszam, ale nie rozumiem, w jaki sposob mozemy podlegac waszej jurysdykcji. Wedlug legitymacji jestescie policjantami z Santa Ana. Ben ma swoje biura w Tustin, Costa Mesa, Orange, Newport Beach, Laguna Beach i Laguna Niguel, ale nie w Santa Ana. On sam zas mieszka w Orange Park Acres.
Julio zapewnil kobiete, ze sprawa Lebena czesciowo podlega rowniez uprawnieniom policji w Santa Ana. Wyjasnil, ze zazebianie sie uprawnien w tym rejonie nie nalezy do rzadkosci, ale Teddy Bertlesman pozostala grzecznie sceptyczna i malomowna. Reese podziwial jej dyplomacje, finezje i opanowanie w unikaniu pytan testujacych. Odpowiadala tak, zeby nic nie powiedziec. Szacunek dla szefa i determinacja, z jaka go ochraniala, byly az nadto widoczne. Nie dala jednak zadnego powodu, by mozna ja bylo oskarzyc o klamstwo czy ukrywanie poszukiwanego przestepcy.
Julio zorientowal sie, ze nic nie wskora, wystepujac z pozycji przedstawiciela wladzy. Mial nadzieje, ze skuteczniejsze okaze sie odsloniecie prawdziwych motywow przesluchania, jak rowniez prosba o okazanie odrobiny sympatii. Westchnal, odchylil sie do tylu i powiedzial:
– Prosze posluchac, panno Bertlesman. Oklamalismy pania. Nie jestesmy tutaj oficjalnie. A przynajmniej nie calkiem oficjalnie. Prawde mowiac, to nasz szef mysli, ze jestesmy na chorobowym. Wscieklby sie, gdyby dowiedzial sie, ze wciaz zajmujemy sie ta sprawa, poniewaz przejeli ja agenci federalni i zabronili nam mieszac sie do tego. Istnieje jednak wiele powodow, dla ktorych nie mozemy tego zrobic. W przeciwnym razie stracilibysmy dla siebie szacunek.
Teddy Bertlesman zmarszczyla brwi (ladnie jej z tym, pomyslal Reese) i odrzekla:
– Nie rozumiem.
Julio podniosl swa szczupla reke.
– Chwileczke, prosze wysluchac mnie do konca.
Miekkim, szczerym, intymnym glosem, bardzo dalekim od oficjalnego tonu, opowiedzial o tym, jak Ernestina Hernandez i Becky Klienstad zostaly brutalnie zamordowane, po czym cialo jednej z nich wrzucono do kontenera na smieci, a drugiej – ukrzyzowano na scianie. Opowiedzial jej tez o swym braciszku, Ernescie, ktorego dawno temu i daleko stad zagryzly szczury. Wyjasnil, w jaki sposob ta tragedia przyczynila sie do jego obsesji na punkcie niesprawiedliwej smierci, a podobienstwo imion: Ernesto i Ernestina, sprawilo, ze poszukiwania zabojcy corki panstwa Hernandez nabralo dlan wymiaru osobistej krucjaty.