– Choc musze przyznac, ze gdyby nie ta zbieznosc imion i nie te okolicznosci, znalazlbym inne motywy, by przeprowadzic gruntowne sledztwo. Poniewaz ja prawie zawsze przeprowadzam gruntowne sledztwo. Mam juz taki brzydki nawyk.
– Wspanialy nawyk – wtracil Reese.
Julio wzruszyl ramionami.
Reese zdumial sie, ze Julio tak dobrze uswiadamia sobie motywy wlasnego dzialania. Sluchajac swego partnera, podziwiajac jego umiejetnosc wnikania w glab samego siebie, Reese nabral jeszcze wiekszego szacunku dla tego czlowieka.
– Zmierzam do tego – ciagnal Julio – ze wierze w niewinnosc pani szefa oraz Rachael Leben, jak rowniez jestem przekonany, ze sa pionkami w grze, ktorej nawet do konca nie rozumieja. Mysle, ze ktos ich wykorzystuje, by potem zabic jako kozly ofiarne na oltarzu czyichs interesow, moze nawet interesow rzadu. Potrzebna jest im pomoc. My chcemy im pomoc i prosimy pania o wsparcie, Teddy.
Monolog Julia byl zadziwiajacy i osobie postronnej mogl sie wydac popisem aktorskim. Ale nie nalezalo go podejrzewac o nieszczerosc czy brak prawdziwego zaangazowania. Choc ciemne oczy policjanta pozostawaly czujne i przenikliwe, to jednak jego oddanie sprawiedliwosci i uczciwosc bylo niekwestionowane.
Teddy Bertlesman miala dosc rozumu, by poznac, ze Julio nie klamie i nie wyssal calej historii z palca. Udalo mu sie ja pozyskac. Wysunela spod siebie swe dlugie nogi i przeniosla je na podloge, a towarzyszyl temu delikatny szelest jej rozowej sukienki. Ten dzwiek podzialal na Reese’a jak orzezwiajacy podmuch wiatru – male wloski na wierzchu jego dloni zjezyly sie, a po plecach przebiegl mu przyjemny dreszcz.
– Kurcze, ja wiem doskonale, ze Ben Shadway nie stanowi zadnego zagrozenia dla bezpieczenstwa narodowego – powiedziala Teddy. – Krecili sie tu juz rozni agenci federalni i ledwo sie moglam powstrzymac, zeby nie rozesmiac sie im w twarz, nie… Ledwo moglam sie powstrzymac, zeby nie splunac im w twarz.
– Dokad mogl sie udac Ben Shadway wraz z pania Leben? – spytal Julio. – Predzej czy pozniej feds ich znajda. Mysle wiec, ze dla ich dobra Reese i ja powinnismy byc pierwsi. Czy ma pani jakis pomysl, skad nalezy rozpoczac poszukiwania?
Kobieta wstala z kanapy. W swej blyszczacej jaskraworozowej sukience przespacerowala sie po salonie. Jej szczudlowate nogi powinny wygladac niezgrabnie, byly zas kwintesencja gracji. Wciaz siedzacemu na brzoskwiniowym krzesle Reese’owi wydala, sie niezwykle wysoka. Nagle przystanela, prowokacyjnie kolyszac biodrami, po czym znow zaczela chodzic. Glosno przy tym myslala, wymieniajac wszystkie mozliwosci:
– No dobra, a wiec pan Shadway ma domy, glownie male domy, w calym kraju. W chwili obecnej jedynymi, ktorych nie wynajal, sa… Chwileczke, niech pomysle… Jeden domek jest w Orange na Pine Street, ale watpie, by tam teraz przebywal, bo wlasnie jest w nim remont – nowa lazienka, zmiany w kuchni… Nie ukrylby sie w domu pelnym murarzy i hydraulikow. Ma tez polowe blizniaka w Yorba Linda…
Reese sluchal, ale ani przez chwile nie zwrocil uwagi na to, co kobieta mowi; to zadanie rezerwowal dla Julia. Wszystko, do czego Reese byl teraz zdolny, to obserwowac jej wyglad, glos i sposob poruszania sie; wypelnila soba wszystkie jego zmysly, nie pozostawiajac miejsca na nic innego. Na odleglosc wygladala jak chudzielec, stad podobienstwo do bociana, ale z bliska byla zgrabna, zwinna, bynajmniej nie wychudla gazela. Jej figura jednak nie wywierala takiego wrazenia jak wlasciwa zawodowym tancerkom plynnosc ruchow, owa gracja zas nie wywierala takiego wrazenia jak sprezystosc jej ciala; sprezystosc z kolei byla mniej impresywna od urody tej kobiety, a uroda mniej impresywna od jej inteligencji, witalnosci i sprytu.
Nawet gdy, przechadzajac sie, odeszla od okna, wokol jej glowy nadal unosila sie aureola, ktora wprost jasniala w oczach Reese’a.
Przez ostatnie piec lat nigdy nie czul czegos takiego. Wszystko skonczylo sie po smierci jego ukochanej Janet, zamordowanej przez zbirow z furgonetki, ktorzy wczesniej chcieli uprowadzic w parku mala Esther. Intrygowalo go, czy Teddy Bertlesman rowniez zwrocila na niego uwage, czy tez byl dla niej jeszcze jednym tepym glina. Zastanawial sie, jak moglby sie do niej zblizyc bez narazania sie na smiesznosc i nie obrazajac jej; czy w ogole kiedykolwiek mogloby sie cos nawiazac miedzy taka jak ona kobieta i takim jak on mezczyzna; czy moglby bez niej zyc, kiedy wreszcie uda mu sie zaczerpnac w pluca powietrza i czy widac na zewnatrz jego uczucia. Zreszta nie dbal o to.
– …motel! – Teddy przestala chodzic po salonie, przez chwile miala nieprzytomny wzrok, potem usmiechnela sie. To byl uroczy usmiech. – Alez oczywiscie, to najlepsze miejsce!
– Shadway jest wlascicielem motelu? – spytal Julio.
– To taka rudera w Las Vegas – odpowiedziala. – Dopiero co kupil ten budynek. W tym celu utworzyl nowa korporacje. Feds moga tak predko nie trafic na slad motelu, bo to swiezy nabytek, a poza tym lezy poza granicami stanu. Obiekt jest nieczynny, ale sprzedano go wraz z wyposazeniem. Jesli dobrze pamietam, umeblowane bylo nawet biuro, mysle wiec, ze Ben i Rachael mogliby sie tam zaszyc w przyzwoitych warunkach.
Julio spojrzal na Reese’a i spytal:
– Co o tym myslisz?
Zeby moc nabrac tchu i cos powiedziec, Reese musial odwrocic wzrok od Teddy. Piejac smiesznie, odezwal sie:
– To interesujace.
Teddy znow zaczela spacerowac, a jej obcisla rozowa sukienka opinala uda.
– Jestem pewna, ze oni sa wlasnie tam. Wspolnikiem Bena w tym przedsiewzieciu jest Whitney Gavis, bodaj jedyny czlowiek na ziemi, ktoremu Benny bezgranicznie ufa.
– Kim jest ten Gavis? – spytal Julio.
– Byli obaj w Wietnamie – odpowiedziala kobieta. – Sa wiecej niz przyjaciolmi, sa dla siebie jak bracia. Albo jeszcze blizej. Ben to naprawde mily facet, niewielu jest lepszych od niego – kazdy wam to powie. Jest uprzejmy, otwarty i tak cholernie uczciwy i honorowy, ze ludzie czasami nie wierza w czystosc jego intencji, dopoki nie poznaja go blizej. To smieszne… ale on wszystkich trzyma od siebie na wyciagniecie reki, nigdy nie dopuszcza blizej, nigdy nie odslania sie calkowicie. Mysle, ze nie dotyczy to tylko Whita Gavisa. To tak, jakby na wojnie wydarzylo sie cos, co uczynilo go innym od reszty ludzi, co uniemozliwia mu calkowite zblizenie do tych, ktorzy nie przeszli tego samego co on i nie wyszli ze zdrowymi zmyslami. Chyba tylko Whit…
– Czy pani Leben tez zalicza sie do grupy, w ktorej jest Gavis? – spytal Julio.
– Mysle, ze tak. Mysle, ze on ja kocha – powiedziala Teddy. – To znaczy, ze ma wielkie szczescie.
Reese wyczul zazdrosc w glosie pani Bertlesman i serce zabilo mu tak mocno, jakby za chwile mialo sie rozerwac.
Najwyrazniej Julio wyczul te sama nute, gdyz odezwal sie:
– Prosze mi wybaczyc, Teddy, ale jestem glina i z natury wtykam wszedzie swoj nos. To, co pani powiedziala, zabrzmialo tak, jakby nie miala pani nic przeciwko temu, zeby Shadway zakochal sie w pani.
Mrugnela powiekami, zaskoczona, potem rozesmiala sie.
– Ja i Ben? Nie, nie. Po pierwsze, jestem od niego wyzsza i w szpilkach wprost goruje nad nim. Poza tym to domator – cichy, spokojny milosnik starych kryminalow oraz modeli kolejek zelaznych. Nie, Ben to wspanialy facet, ale ja jestem dla niego zbyt zywiolowa, a on dla mnie zbyt stonowany.
Serce Reese’a przestalo walic jak mlot.
– Zazdroszcze Rachael tylko tego – wyjasnila Teddy – ze znalazla sobie wlasciwego mezczyzne, czego ja nie moge powiedziec o sobie. Z moim wzrostem trudno mi znalezc kogos, kto nie bylby koszykarzem. A ja nie znosze tych tyczek. Poza tym niedlugo skoncze trzydziesci dwa lata i nielatwo mi zachowac obojetnosc, gdy widze, ze inna zlapala juz sobie faceta. Trudno mi nie zazdroscic, nawet jesli ciesze sie z czyjegos szczescia.
Serce Reese’a uskrzydlilo sie.
Nastepnie Julio zadal kobiecie jeszcze kilka pytan dotyczacych motelu w Las Vegas, a zwlaszcza jego lokalizacji, po czym obaj policjanci wstali, a Teddy odprowadzila ich do drzwi. Z kazdym krokiem w Reesie rosla chec nawiazania z nia kontaktu i kiedy Julio otwieral juz drzwi, mezczyzna odwrocil sie do Teddy i powiedzial:
– Hmm… przepraszam, panno Bertlesman, ale jestem glina i zadawanie pytan nalezy do moich obowiazkow… rozumie pani… Zastanawialem sie, czy pani… – Nie bardzo wiedzial, co ma powiedziec -…czy ma pani moze… juz kogos na oku… – Sluchajac samego siebie, Reese nie rozumial, jak to mozliwe, ze Julio mowi tak pieknie i gladko, podczas gdy to, co wypowiadal on, starajac sie go nasladowac, brzmialo szorstko i banalnie.
Teddy usmiechnela sie do niego i spytala:
– Czy to ma cos wspolnego ze sprawa, ktora prowadzicie?