Wstrzymala oddech i nasluchiwala bacznie.

Cisza.

Wciaz w kucki przestepowala z nogi na noge.

Cisza.

Zastanawiala sie, czy isc dalej i czy tu sa weze? Przeciez to dla nich doskonale schronienie przed chlodem nocy.

Cisza.

Gdzie podziali sie rodzice? Tucker? Przed minuta znajdowali sie o rzut kamieniem.

Cisza.

Na nadmorskich wzgorzach nie brakowalo grzechotnikow, choc o tej porze roku nie byly zbyt aktywne. Gdyby ich gniazdo…

Potwornie spieta z powodu przedluzajacej sie, nienaturalnej ciszy az sama chciala krzyknac, by zaklocic te niesamowita martwote.

Nagle echo przerazliwego wrzasku odbilo sie wsrod scian betonowego tunelu, jakby przesladowcy zblizali sie nie tylko od strony rowu, ale takze z glebin odplywu.

Niewyrazne postaci przycupnely tuz przy wylocie rury.

12

Sam znalazl meksykanska restauracje na Serra Street, dwie przecznice od motelu. W lokalu unosily sie smakowite zapachy swiadczace o dobrej kuchni. Wciagnal nosem wonny bukiet zlozony z przyprawy chilli, goracego chorizo, slodkiego aromatu tortilli sporzadzanych z masa harina, cilantro, papryki, ostrego jalapeno chiles i cebuli.

Restauracja Perezow byla rownie bezpretensjonalna jak nazwa. Na prostokatnej sali wzdluz scian rozmieszczono kabiny z niebieskim obiciem, na srodku stoliki, a kuchnie na zapleczu. W przeciwienstwie do Burta Packama z pubu pod Rycerskim Mostem rodzina Perezow nie narzekala na brak klientow. Wolny byl tylko dwuosobowy stolik, do ktorego poprowadzila Sama mlodziutka hostessa.

Kelnerzy i kelnerki przepasali dzinsy oraz swetry bialymi fartuchami i to byl jedyny akcent sluzbowego stroju. Sam nawet nie prosil o Guinnessa, ktorego nigdy nie serwowano w meksykanskich knajpkach, zamowil wiec Corone rownie niezla do smacznych dan.

Jedzenie bylo bardzo dobre, lepsze niz spodziewal sie po tym nadmorskim miasteczku. Zajadal kukurydziane chipsy wlasnego wyrobu, gruba i krucha salse, pyszna zupe szczypiorkowa. Zanim podano mu enchiladas w sosie pomidorowym, nieomal postanowil, ze jak najszybciej przeprowadzi sie do Moonlight Cove, nawet gdyby musial w tym celu obrabowac bank.

Gdy juz nasycil sie pyszna kolacja, zainteresowal sie innymi goscmi. Po chwili zadziwilo go kilka rzeczy. W sali panowal niezwykly spokoj, a siedzialo tu z dziewiecdziesiat osob. Restauracje meksykanskie z dobrym jedzeniem, piwem i mocna margarita byly zazwyczaj pelne gwaru i radosci. Lecz nie u Perezow.

Nalawszy sobie piwa z butelki, ktora mu wlasnie podano, zaczal obserwowac kilku milczacych gosci. W kabinie po prawej stronie sali trzej mezczyzni w srednim wieku jedli w pospiechu tacos, enchiladas i chimichangas, wpatrujac sie w talerz albo przed siebie. Naprzeciwko dwie pary nastolatkow pochlanialy podwojny polmisek przekasek bez chwili pogawedki czy wybuchu smiechu, czego mozna by spodziewac sie po mlodych ludziach. Byli tak skupieni, ze im dluzej Sam ich obserwowal, tym wydawali mu sie dziwniejsi.

Wszyscy goscie bez wzgledu na wiek skoncentrowali sie na jedzeniu. Smakosze zajadali zupy, zakaski, salatki, przystawki, a potem glowne danie. Na zakonczenie zamawiali dodatkowo kilka tacos albo burito, a potem jeszcze lody lub ciastko. Jedli lapczywie, niektorzy z otwartymi ustami, inni glosno polykali duze kesy potraw. Mieli czerwone, spocone twarze zapewne po zjedzeniu ostro przyprawionych sosow, ale nikt nie wypowiedzial uwagi typu, „chlopie, to naprawde pikantne zarcie” albo „calkiem niezle”. Zadnej towarzyskiej rozmowy.

Nieliczni tylko gwarzyli wesolo i jedli bez pospiechu cechujacego obzartuchow. Nieobyczajne zachowanie przy stole nie nalezalo oczywiscie do rzadkosci. Wiekszosc gosci przyprawilaby Boga Dobrych Obyczajow o zapasc, gdyby odwazyl sie biesiadowac z nimi. Ich zarlocznosc zdumiewala Sama. Przypuszczal, ze dobrze wychowani bywalcy przywykli juz do niestosownego zachowania innych gosci. Czyzby zimne morskie powietrze polnocnego wybrzeza az tak pobudzalo apetyt? Czy to jakies regionalne dziwactwo, czy raczej braki w spolecznym rozwoju Moonlight Cove i krzewieniu dobrych obyczajow, obowiazujacych przy stole?

Kazdy socjolog poszukujacy tematu rozprawy doktorskiej zainteresowalby sie dziwacznym zachowaniem ludzi w restauracji Pereza. Sama ogarnelo lekkie obrzydzenie. Odliczyl wiec napiwek i polozyl pieniadze na stole. Jeszcze raz zlustrowal tlum i uswiadomil sobie, ze zaden z zarlocznych gosci nie pil piwa, margarity ani innego alkoholu. Raczyli sie woda z lodem, cola lub mlekiem. Zwykly smiertelnik nie zauwazylby tego, ale przeciez on byl dobrym, spostrzegawczym policjantem.

Przypomnial sobie pusty pub Przy Rycerskim Moscie. Jaka kultura czy tez religia zaszczepiala wstret do alkoholu, grubianstwo i lakomstwo? Nic nie przychodzilo mu do glowy.

Wypil piwo i stwierdzil, ze przesadza. W koncu nie widzial calej sali i kazdego z osobna. Ale wychodzac minal stol, przy ktorym trzy mlode, atrakcyjne kobiety pozeraly bez slow, jakby w transie, jedzenie.

Poczul ulge, gdy wyszedl na swieze powietrze.

Spocony po zjedzeniu pikantnych potraw w dusznej restauracji chetnie zdjalby kurtke, ale nie mogl odslonic broni w kaburze. Rozkoszowal sie chlodna mgla gnana na wschod przez delikatna bryze.

13

Chrissie ujrzala, jak wchodza do rowu i przez chwile sadzila, ze chca przedostac sie na druga strone i ruszyc w kierunku laki.

Wtem jeden z przesladowcow na czworakach, ostroznie podskoczyl do wejscia. Choc Chrissie dostrzegla jedynie zarys sylwetki, z trudem mogla uwierzyc, ze ta istota to jedno z rodzicow, albo czlowiek zwany Tuckerem.

Wchodzac do betonowej rury, drapieznik wpatrywal sie w ciemnosc. Oczy swiecily mu lagodnym, lekko fosforyzujacym zoltozielonym blaskiem.

Chrissie zastanawiala sie, czy ta istota widzi w ciemnosci. Z pewnoscia nie siegala wzrokiem na odleglosc stu stop do miejsca, gdzie przycupnela dziewczynka. Taka dalekowzrocznosc bylaby nienaturalna.

Ale stwor patrzyl prosto na nia.

Kto powiedzial, ze nie miala do czynienia z czyms nadprzyrodzonym?

Moze rodzice stali sie… wilkolakami.

Oblal ja zimny pot. Miala nadzieje, ze odor martwego zwierzecia stlumi jej zapach.

Przesladowca skulony powoli ruszyl do przodu, dyszac ciezko.

Chrissie ledwo oddychala, by nie zdradzic swej obecnosci.

Nagle, po przejsciu zaledwie dziesieciu stop, stwor wychrypial szybko jeden dlugi ciag slow:

– Chrissie, ty tam, ty, ty? Chodz mi, Chrissie, chodz mi, chodz mi, chciec cie, chciec, chciec, potrzebowac, moja Chrissie, moja Chrissie.

Ten dziwaczny glos zrodzil w jej umysle przerazajacy obraz istoty bedacej polaczeniem jaszczurki, wilka, czlowieka z czyms nieznanym. Podejrzewala jednak, ze w rzeczywistosci zjawa jest ohydniejsza niz wszystko, co tylko mogla sobie wyobrazic.

– Pomoc ci, chciec pomoc ci, pomoc, teraz, chodz mi, chodz, chodz, ty tam, tam, ty tam?

Najgorsze, ze ten zimny, szorstki, z pozoru obcy glos byl znajomy. Chrissie rozpoznala matke. Zoladek

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату