wystawaly drewniane listwy zbrojenia niczym zebra z rozkladajacych sie cial.
Podarta tapeta zwisala ze scian w pustym salonie, jakby mury zrzucaly skore w rownie dramatycznym procesie metamorfozy jak ten, ktoremu poddano Tuckera i towarzyszy.
Chodzac po domu kierowal sie wechem, co bylo bardzo interesujace, nie podniecajace, ale z pewnoscia ciekawe. Kamraci szli za nim, gdy badal polacie plesni, zagrzybione wilgotne katy jadalni, kolonie lekko fosforyzujacych grzybow w pokoju po drugiej stronie korytarza, szczurze odchody, wyschniete resztki ptaka, ktory wlecial do srodka przez wybite okno i zlamal skrzydlo uderzajac o sciane, cialo najwyrazniej niedawno padlego kojota, ktory wczolgal sie do kuchni, by zdechnac.
Podczas penetracji Tucker doszedl do wniosku, ze dom nie gwarantuje idealnego schronienia. Pokoje byly zbyt duze i zimne, gdyz wybito okna. Mimo ze w powietrzu nie unosil sie zapach czlowieka, wyczul, ze ktos tu bywa, nie codziennie, ale dostatecznie czesto, by sprawiac klopoty.
W kuchni znalazl zejscie do piwnicy i ta podziemna kryjowka zafascynowala go. Zeszli trzeszczacymi schodami w gleboka ciemnosc, gdzie nie docieraly zimne przeciagi, podloga oraz sciany byly suche, a w powietrzu unosil sie zapach wapna ze scian.
Na pewno rzadko ktokolwiek zapuszczal sie az tutaj. A nawet gdyby… to zadnym cudem nie ucieknie.
To byla doskonala, pozbawiona okien jaskinia. Tucker obszedl pomieszczenie, uderzajac i trac pazurami o podloge. Obwachal katy oraz spenetrowal zardzewialy piec. Uznal miejsce za bezpieczne. Tu przyczaja sie, spokojni, ze nikt ich nie odnajdzie, a w razie zagrozenia odetna intruzowi jedyna droge ucieczki i rozprawia sie z nim szybko.
W tej kryjowce moga przybierac dowolna postac bez zadnych swiadkow.
Ostatnia mysl zaniepokoila go.
Nie byl pewien, kiedy pierwszy raz przyszla mu do glowy i co naprawde oznaczala. Pojal, ze juz nie panuje nad regresja, ze jakas bardziej prymitywna czesc umyslu bezustannie bierze gore. Ogarnela go panika. Zmienial postac juz wiele razy i zawsze wracal do ludzkiej. Ale teraz… tylko chwile czul strach, juz za dlugo analizowal ten problem, nie pamietal nawet, co znaczylo slowo regresja. Rozpraszala go samica, ktora chciala z nim kopulowac.
Po chwili cala trojka klebila sie, uderzajac lapami, szarpiac i szturchajac. Ich przerazliwe orgiastyczne krzyki niosly sie echem po opuszczonym domu, jak glosy duchow w nawiedzonym miejscu.
6
Sama kusilo, zeby wyjrzec przez okno i stanac twarza w twarz z ta istota.
Stwory groznie wygladaly, wiec konfrontacja z pewnoscia zakonczylaby sie atakiem oraz strzelanina, co zaalarmowaloby sasiadow i policje. Nie mogl ujawnic sie, poniewaz w tej chwili nie mial innego schronienia.
Sciskal w jednej dloni rewolwer, a druga przytrzymywal Moose’a, i tkwil pod parapetem. Slyszal glosy tak niewyrazne i przytlumione, ze nie rozroznial slow, tylko porozumiewawcze pomruki.
Nastapila cisza.
Sam czekal jeszcze chwile, az rozlegna sie glosy, albo bestia o bursztynowych oczach zapuka ponownie –
Z psem przy boku obejrzal wszystkie okna w pokojach na parterze. Nie zdziwilby sie, gdyby Zjawy probowaly wtargnac do srodka.
Ale tylko deszcz bebnil o dach i woda szemrala w rynnie. W domu panowala cisza.
Doszedl do wniosku, ze dziwne istoty poszly sobie. Zainteresowaly sie domem przypadkowo, nie szukajac konkretnie jego. Prawdopodobnie dostrzegly kogos w oknie, ale uznaly, ze nie moga ryzykowac stluczenia szyby i halasliwej konfrontacji w sercu miasta. Byly istotami plochliwymi. Zdarzalo sie, ze biegaly swobodnie z niesamowitymi okrzykami, ktore niosly sie echem po Moonlight Cove, ale tylko w stanie dzikiej ekstazy. I na ogol atakowaly ludzi w pomieszczeniach.
Wrocil wiec do pokoju, wsunal rewolwer do kabury i wyciagnal sie na sofie.
Moose obserwowal go chwile z niedowierzaniem, ze Sam spokojnie kladzie sie spac, gdy cos skradalo sie w deszczu.
– Nieraz mam gorsze sny, piesku – wyjasnil. – Wiec gdybym tak latwo dostawal pietra, pewnie nigdy nie zasnalbym.
Pies ziewnal i poszedl do windy w ciemnym hallu. Silnik szumial cicho, gdy Moose jechal na gore.
Sam marzyl, ze we snie znajdzie sie we wspanialej meksykanskiej restauracji z Goldie Hawn, jeszcze bardziej promienna niz zwykle. Bedzie popijal pyszne dania zimnym Guinnessem i smial sie.
Gdy wreszcie zasnal, przysnil mu sie ojciec, odrazajacy alkoholik, w ktorego lapy dostal sie w wieku siedmiu lat, po smierci matki w wypadku samochodowym.
7
Skryta pod stosem workow na ciezarowce, nalezacej do ogrodnika, Chrissie obudzila sie, gdy automatyczne drzwi garazu uniosly sie z piskiem i trzaskiem. Zdziwiona wychylila sie, niemal zdradzajac kryjowke. Ale natychmiast z powrotem wsunela glowe pod material.
Slyszala deszcz uderzajacy o dach garazu. Woda splywala tuz przy wejsciu na zwirowy podjazd, szumiac jak tysiace platkow bekonu na ogromnym ruszcie. Byla wsciekle glodna.
– Masz moje pudelko z lunchem, Sara?
Chrissie nie znala pana Eulane na tyle dobrze, by rozpoznac go po glosie, ale z odpowiedzi Sary Eulane, ktora znala, wywnioskowala, ze to on:
– Ed, prosze, wroc do domu, gdy odwieziesz mnie do szkoly. Wez sobie wolny dzien. Nie powinienes pracowac w takiej ulewie.
– Fakt, nie moge scinac trawy – powiedzial – ale zalatwie inne sprawy. Wloze tylko przeciwdeszczowa kurtke z kapturem. Nie przepusci nawet kropli. Mojzesz przeszedlby w niej sucha noga Morze Czerwone, nie czekajac na cud Bozy.
Oddychajac przez szorstki, pachnacy trawa material Chrissie czula meczace laskotanie w nosie. Bala sie, ze kichnie.
Otwierajac drzwi po stronie pasazera, kilka stop nad kryjowka Chrissie, Sara powiedziala:
– Zabijasz sie, Ed.
– Sadzisz, ze ze mnie taki delikatny fiolek? – spytal figlarnie, wsiadajac do wozu.
– Raczej stary, uschniety mlecz.
Rozesmial sie.
– Ostatniej nocy tak nie myslalas.
– Owszem. Ale jestes
Trzasnely drzwi.
Chrissie wysunela glowe i scisnawszy palcami nos, oddychala przez usta, az laskotanie ustalo.
Ed Eulane uruchomil silnik, ktory pracowal chwile na wolnych obrotach, i wyjechal tylem z garazu. Chrissie slyszala ich rozmowe w kabinie. Nie rozumiala wszystkiego, ale chyba wciaz zartowali.
Zimny deszcz chlostal ja po twarzy, wiec znowu schowala glowe pod worki, zostawiajac jedynie mala szparke, by docieralo do niej swieze powietrze. Gdyby kichnela w czasie jazdy, ulewa i warkot silnika zagluszylyby ja.
Panstwo Eulane wzbudzili zaufanie Chrissie. Jako istoty z obcej planety, nie opowiadaliby glupich zarcikow i