Dwukrotnie nacisnela dzwonek.
Po chwili dziwnie brylowata postac ukazala sie za ozdobnymi szybami w gornej czesci drzwi. Wystraszona chciala uciekac, ale uzmyslowila sobie, ze to szklo tak znieksztalcilo sylwetke.
Ojciec Castelli otworzyl drzwi i ujrzawszy ja zdumial sie niepomiernie. Mial na sobie luzne czarne spodnie, czarna koszule, koloratke i znoszony zapinany sweter, wiec nie spal, dzieki Bogu. Byl korpulentnym mezczyzna o czarnych, posiwialych na skroniach wlosach. Nawet z dumnie zakrzywionym nosem, ale o miekkich rysach twarzy wygladal na spokojnego i litosciwego czlowieka. Zdziwiony zamrugal oczami. Dziewczynka pierwszy raz widziala go bez okularow.
– Chrissie? – jakby upewnial sie.
Usmiechnal sie i juz wiedziala, ze postapila slusznie przychodzac tutaj, poniewaz jego usmiech byl cieply, otwarty i pelen milosci.
– Coz cie sprowadza tak rano w taka pogode? – Patrzyl poza nia na ganek i sciezke. – Gdzie twoi rodzice?
– Ojcze – powiedziala lamiacym sie glosem – musze z toba porozmawiac.
Jego usmiech przygasl.
– Stalo sie cos zlego?
– Tak, ojcze, cos potwornego.
– Wobec tego wejdz. Przemoklas! – Wprowadzil ja do hallu i zamknal drzwi. – O co
– Kosmici, o-o-jcze – wyjakala dygocac z zimna.
– Chodzmy do kuchni – powiedzial – to najcieplejsze miejsce w calym domu. Wlasnie przygotowywalem sniadanie.
– Zniszcze dywan – wskazala na orientalny chodnik przykrywajacy debowa klepke w korytarzu.
– Och, nie przejmuj sie. To stara rzecz nie do zdarcia. Troche jak ja. Wypijesz gorace kakao? Miedzy innymi przygotowalem duzy garnek pysznego goracego kakao.
Podazyla za nim pelna wdziecznosci slabo oswietlonym hallem, w ktorym pachnialo olejkiem cytrynowym, sosnowym odswiezaczem powietrza i kadzidlem.
Kuchnia byla przytulna. Wysluzone, zolte linoleum na podlodze. Kremowe sciany. Ciemne, drewniane szafki z porcelanowymi raczkami. Szare i zolte blaty ze sztucznego tworzywa, i typowe wyposazenie: lodowka, kuchnia gazowa i mikrofalowa, toster, elektryczny otwieracz do konserw. Chrissie zdziwila sie, choc niby dlaczego mialaby znalezc tu cos innego niz w przecietnym domu. Ksieza tez potrzebowali zwyklych urzadzen. Nie mogli po prostu wezwac jakiegos ognistego aniola, ktory upieklby grzanke albo wyczarowal dzbanek goracego kakao.
Pachnialo wspaniale wrzacym kakao, ciepla grzanka i kielbaskami skwierczacymi na malym ogniu gazowego piecyka.
Ojciec Castelli posadzil ja na jednym z czterech krzesel i zajal sie nia niczym kwoka piskleciem. Pospieszywszy na gore wrocil z dwoma czystymi, puchatymi recznikami kapielowymi:
– Jednym wysusz wlosy oraz ubranie, a drugim owin sie jak szalem, to rozgrzejesz sie. – Nastepnie poszedl do lazienki przy wejsciowym hallu i przyniosl dwie aspiryny. Polozyl je na stole ze slowami: – Przyniose troche soku pomaranczowego do popicia. Zawiera mnostwo witaminy C i razem z tabletkami to jak podwojne uderzenie, zawczasu wypedzi z czlowieka zaziebienie.
Wracajac z sokiem, chwile patrzyl na nia z gory, potrzasajac glowa i Chrissie pomyslala, ze pewnie wyglada zalosnie, jak zmokla kura.
– Droga dziewczyno,
– Tak, ojcze, prosze. Umieram z glodu. Od wczorajszego popoludnia zjadlam tylko dwa batony czekoladowe.
– Nic wiecej? – westchnal. – Czekolada jest jednym z darow bozych, ale rowniez narzedziem szatana, by wiesc nas na pokuse lakomstwa. – Poklepal sie po okraglym brzuchu. – Ja sam bardzo czesto spozywam te dary, ale
– Tak, prosze.
– I grzanki?
– Tak.
– Na stole sa wspaniale, slodkie buleczki z cynamonem. I gorace kakao, naturalnie.
Chrissie popijala dwie aspiryny, sokiem pomaranczowym.
Uwaznie rozbijajac jajka na goracej patelni, ojciec Castelli ponownie na nia zerknal.
– Dobrze sie czujesz?
– Tak, ojcze.
– Na pewno?
– Tak, teraz juz wszystko w porzadku.
– Milo, ze towarzyszysz mi przy sniadaniu – powiedzial.
Chrissie dopila sok.
– Ojciec O’Brien nigdy nie moze jesc po odprawieniu mszy. Taki nerwowy – zachichotal ojciec Castelli. – Wszyscy nowi maja kiepskie zoladki. Przez pierwsze miesiace smiertelnie przerazeni stoja przy oltarzu. To taki swiety obowiazek celebrowanie nabozenstwa, rozumiesz, a mlodzi ksieza zawsze boja sie, ze popelnia jakis blad, ktory bedzie… och, nie wiem… obraza Boga, jak sadze. Ale Bog tak latwo nie obraza sie! W przeciwnym razie juz dawno dalby sobie spokoj z rodzajem ludzkim. Z czasem mlodzi ksieza przekonuja sie o tym i wtedy sa juz w porzadku. Po odprawieniu mszy na jedno sniadanie pochlaniaja tygodniowy budzet na jedzenie.
Wiedziala, ze mowi tak, by ja odprezyc. Zauwazyl, jak byla roztrzesiona. Musiala ochlonac na tyle, by mogli spokojnie i rozsadnie porozmawiac. Nie miala nic przeciwko temu. Pragnela, by ktos ja
Wrzucil na patelnie jajka, odwrocil widelcem kielbaski, po czym wyjal z szuflady lopatke, ktora polozyl na blacie obok patelni. Nakrywajac powiedzial.
– Chrissie, jestes tak wystraszona, jakbys zobaczyla ducha. Opanuj sie. Jesli mlody ksiadz, po latach nauki i cwiczen, drzy, ze popelni jakis blad w czasie mszy, to w takim razie kazdy ma prawo bac sie czegos. Zazwyczaj lekamy sie iluzji, wiec mozemy sie ich pozbyc rownie latwo, jak je przywolalismy.
– Ale nie tej – stwierdzila Chrissie.
– Zobaczymy.
Nalozyl jajka i kielbaski na talerze.
Po raz pierwszy od dwudziestu czterech godzin swiat wydal sie normalny. Gdy ojciec Castelli postawil jedzenie na stole i zachecil ja do posilku, wyglodniala Chrissie westchnela z ulga.
8
Shaddack kladl sie zazwyczaj o swicie, wiec o siodmej rano we wtorek ziewal i tarl oczy, krazac po Moonlight Cove w poszukiwaniu miejsca, gdzie ukrylby furgonetke i przespalby sie kilka godzin z dala od Lomana Watkinsa.
Dzien wstal pochmurny, szary i ciemny, jednak swiatlo razilo go w oczy.
Przypomnial sobie Paule Parkins, ktora rozszarpali we wrzesniu regresywni. Jej posiadlosc lezala na odludziu w najdzikszym zakatku miasta.
Rodzina zmarlej z Kolorado wystawila posesje na sprzedaz za posrednictwem miejscowego agenta obrotu nieruchomosciami, ale nabywca nie znalazl sie. Shaddack pojechal tam, zaparkowal w pustym garazu i zamknal