Shaddacka. Ponownie zlustrowal jego dom na polnocnym krancu zatoki, a takze sprawdzil w garazu, ktorego samochodu brakuje. Teraz szukal czarno-szarej furgonetki z przyciemnionymi szybami.

Zauwazyl, ze wszedzie dzialaja zespoly konwersyjne, a na ulicach jest mnostwo patroli.

Bylo malo prawdopodobne, ze ludzie jeszcze nie poddani konwersji dostrzega cos niezwyklego w tych mezczyznach krazacych po miescie.

Przy blokadach na polnocnej i poludniowej stronie szosy oraz przy wylocie na autostrade policjanci kontrolowali przejezdnych.

Spaliny klebily sie nad radiowozami z wlaczonymi silnikami, mieszajac sie z pasemkami mgly w deszczu. Czerwone i niebieskie swiatla alarmowe odbijaly sie od mokrej nawierzchni, wiec wydawalo sie, ze strumienie krwi plyna wzdluz kraweznika.

Niewiele samochodow przejezdzalo tedy, poniewaz miasto nie bylo ani siedziba okregu, ani centrum handlowym dla ludzi mieszkajacych w pobliskich miejscowosciach. Ponadto, lezalo na uboczu, przy koncu szosy, za ktora ciagnelo sie pustkowie.

Tych, ktorzy chcieli wjechac do Moonlight Cove, zniechecano w miare mozliwosci historyjka o toksycznym wycieku z New Wave. Natomiast opornych aresztowano, przewozono do wiezienia i zamykano w celach do chwili podjecia decyzji, czy poddac ich konwersji, czy zabic. Od momentu ogloszenia we wczesnych godzinach rannych zakazu opuszczania domow tylko kilkadziesiat osob zatrzymano przy blokadach i jedynie szesc aresztowano.

Shaddack dobrze wybral teren do doswiadczen: male i ustronne, a tym samym latwiejsze do kontroli miasteczko.

Loman zamierzal zlikwidowac blokady i udac sie do Aberdeen Wells, by opowiedziec cala historie szeryfowi okregu. Chcial rozbic Projekt Ksiezycowy Jastrzab w pyl.

Juz nie obawial sie groznego Shaddacka ani smierci. No… moze nie calkiem, ale ani jedno, ani drugie nie napawalo go takim przerazeniem jak perspektywa upodobnienia sie do Denny’ego. Wolal zdac sie na laske szeryfa i wladz federalnych, a nawet naukowcow, ktorzy, badajac tajemnice Moonlight Cove, zechca zrobic mu sekcje niz pozwolic, by regresja albo jakies koszmarne zaslubiny ciala z komputerem zniszczyly w nim resztki czlowieczenstwa.

Jednak rozkaz opuszczenia posterunkow wzbudzilby podejrzenia ludzi bardziej lojalnych wobec Shaddacka, poniewaz panicznie bali sie go. Wciaz czuli koszmarny strach przed panem z New Wave, gdyz nie widzieli Denny’ego i nie zdawali sobie sprawy, ze moze czeka ich cos jeszcze gorszego niz regresja. Niczym bestie doktora Moreau stali nieugieci na strazy prawa, nie wazac sie – przynajmniej na razie – zdradzic swego stworcy. Prawdopodobnie powstrzymaliby Lomana przed sabotazem i zginalby albo, co gorsza, wyladowal w celi wieziennej.

A zatem ujawniajac swe zamiary zaprzepascilby szanse rozprawienia sie z Shaddackiem. Oczyma wyobrazni widzial siebie zamknietego w wiezieniu i Shaddacka usmiechajacego sie do niego zimno przez kraty, podczas gdy jego ludzie niosa komputer, z ktorym zamierzaja go jakos polaczyc.

Migocace srebrne oczy…

Krazyl wiec po miescie w tym deszczowym dniu, obserwujac teren zmruzonymi oczyma przez ociekajaca woda szybe samochodu. Wycieraczki uderzaly miarowo, jakby odmierzaly czas. Nieuchronnie zblizala sie polnoc.

Byl czlowiekiem-puma na lowach, a Moreau kryl sie gdzies na porosnietej jak dzungla wyspie, jaka obrazowalo Moonlight Cove.

31

Z poczatku dopiero co uksztaltowana istota zadowalala sie tym, co znalazla, wsuwajac cienkie macki w rozne szpary, zaglebienia w podlodze piwnicy, szczeliny w scianach, dolki w wilgotnej ziemi. Chrzaszcze, larwy, dzdzownice. Nie pamietajac juz nazw spozywala je z zapalem.

Szybko jednakze wyjadla insekty i robaki w promieniu dziesieciu jardow wokol domu. Potrzebowala konkretniejszego posilku.

Wrzala i kipiala jakby zmuszajac amorficzne tkanki do przybrania ksztaltu, w ktorym moglaby opuscic piwnice i poszukac lupu.

Ale nie miala pamieci, w ktorej przechowywalaby wspomnienie dawnych form i nie odczuwala widac dosc silnego pragnienia, by narzucic sobie nowa postac.

Ta galaretowata masa, pozbawiona nawet niklego poczucia tozsamosci, zachowala jednak zdolnosc przeksztalcenia sie. Nagle w tej plynnej masie pojawily sie liczne i bezzebne usta bez warg, wydaly dzwiek, wlasciwie nieuchwytny dla ludzkiego ucha. W tej ruderze nad piwnica we wszystkich pomieszczeniach zadomowily sie myszy, biegaly i skubaly jedzenie, budowaly gniazda. Gdy z piwnicy dobieglo to wolanie, zatrzymaly sie jak na komende. Istota wyczula ich obecnosc, traktujac je wylacznie jak cieple masy zywego miesa. Pozywienia. Paliwa. Pragnela ich. Potrzebowala ich.

Przywolywala je dziwacznymi nieartykulowanymi dzwiekami.

W kazdym zakatku domu myszy sploszyly sie. Ocieraly pyszczki lapkami, jakby przedzieraly sie przez pajeczyny i teraz probowaly oczyscic futerko z tych lepkich, cieniutkich pasemek.

Na strychu zylo stadko osmiu nietoperzy. One rowniez zareagowaly na to naglace wezwanie. Oderwaly sie od belek i fruwaly jak oszalale o malo nie rozbijajac sie o sciany czy siebie nawzajem.

Ale ani myszy, ani ptaki nie zeszly do istoty ukrytej w piwnicy. Wezwanie, choc dotarlo do zwierzatek, nie odnioslo spodziewanego skutku.

Bezksztaltny stwor zamilkl.

Jego rozliczne usta zamknely sie.

Nietoperze na strychu powrocily na miejsca.

Myszy czaily sie chwile, jakby w szoku, po czym wrocily do zajec.

Po kilku minutach zmieniajaca sie bestia sprobowala raz jeszcze przywolac je, tym razem wydajac bardziej wabiace dzwieki, wciaz nieslyszalne dla ludzi.

Nietoperze znowu fruwaly po strychu z taka wrzawa, ze przypadkowy obserwator moglby pomyslec, iz sa ich setki. Uderzaly skrzydlami glosniej niz ulewny deszcz o przeciekajacy dach.

Myszy uniosly sie na tylnych lapkach. Te na parterze, blisko zrodla dzwieku, drzaly gwaltownie, jakby ujrzaly szczerzacego zeby kota.

Nietoperze z potwornym skrzekiem runely przez dziure w podlodze strychu do pustego pokoju na pierwszym pietrze, gdzie zataczaly kola, wznosily sie i opadaly bez konca.

Dwie myszy na parterze ruszyly do kuchni, gdzie drzwi do piwnicy staly otworem. Ale obydwie zatrzymaly sie na progu, przestraszone i zagubione.

Bezksztaltna istota, skryta w czelusciach domu, nawolywala coraz gwaltowniej.

Jedna z myszy w kuchni nagle padla martwa.

Na gorze zdezorientowane nietoperze obijaly sie o sciany.

Istota zmniejszyla nieco natezenie dzwieku.

Nietoperze natychmiast wyfrunely na korytarz, nastepnie wzdluz schodow w dol, a wraz z nimi mknely stada myszy.

W piwnicy rozliczne usta istoty polaczyly sie, tworzac jeden wielki otwor w samym srodku pulsujacej masy.

W rozwarte gardlo kolejno wpadaly nietoperze, niczym czarne karty do gry do kosza na smieci. Szybko ginely w cieklej protoplazmie rozpuszczone przez silne kwasy trawienne.

Mnostwo myszy i cztery szczury, a nawet dwie wiewiorki ziemne, ktore skwapliwie porzucily gniazdo w scianie jadalni, pedzily stloczone po stromych piwnicznych schodach, przewracajac sie i piszczac w podnieceniu, by nakarmic soba oczekujaca istote.

Po tym wybuchu wrzawy w domu zapanowala cisza.

Stwor przerwal na chwile zniewalajaca piesn.

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату