32

Funkcjonariusz Neil Penniworth patrolowal polnocno-wschodni kwartal Moonlight Cove. Jezdzil sam, gdyz nawet przy stu dodatkowych pracownikach New Wave, przekazanych do dyspozycji komendy policji, brakowalo ludzi.

Wolal pracowac bez partnera. Od czasu wydarzen w domu Mike’a, gdy jego widok i zapach krwi sklonily Penniwortha do regresji, bal sie przebywac blisko ludzi. Zeszlej nocy cudem uniknal absolutnej degeneracji… Gdyby znowu byl swiadkiem czyjejs regresji, tym razem poddalby sie temu mrocznemu pragnieniu.

Tak samo bal sie samotnosci. Walka o zachowanie resztek czlowieczenstwa i poczucia odpowiedzialnosci oraz przeciwstawienie sie chaosowi wyczerpaly go. Chcial uciec od tego zycia. Osamotniony, widzac kogos podlegajacego regresji, bylby zgubiony.

Strach wrecz dlawil go. Chwilami mial klopoty z oddychaniem, jakby pluca spiela stalowa klamra.

Mial wrazenie, ze radiowoz kurczy sie, az poczul sie skrepowany niczym w kaftanie bezpieczenstwa. Jednostajne uderzenia wycieraczek wydawaly sie coraz glosniejsze, w koncu brzmialy jak nie konczaca sie kanonada dzial. Dzisiaj czesto zjezdzal na pobocze, wychodzil na deszcz i wciagal hausty zimnego powietrza.

Jednak z uplywem dnia nawet swiat na zewnatrz samochodu wydawal sie mniejszy niz niegdys. Zatrzymal sie na Holliwell Road, pol mili na zachod od siedziby New Wave, i wysiadl z radiowozu, ale nie poczul sie lepiej. Niski pulap szarych chmur zaslanial bezkresne niebo.

Niczym zwiewne zaslony z najcienszego jedwabiu, deszcz i mgla odgradzaly go od reszty swiata. Spienione, blotniste strugi wody plynely rynsztokami wzdluz kraweznikow, deszcz kapal z kazdej galezi i liscia drzew na chodnik, stukal glucho o radiowoz, szumial, bulgotal, chichotal i chlostal go po twarzy z taka sila, iz wydawalo sie, ze powalaja go tysiace mloteczkow za slabych, by cos zdzialac pojedynczo, ale groznych w masie.

Neil z ulga wsiadl z powrotem do samochodu.

Zrozumial, ze wcale nie uciekal przed deszczem ani ciasnym wnetrzem wozu, przyprawiajacym o klaustrofobie. Tak naprawde dreczylo go zycie Nowej Osoby. Odczuwajac jedynie strach mial wrazenie, ze jest zamkniety w malutkiej klatce, w ktorej nie mogl poruszyc sie. Dusil sie nie z powodu zewnetrznych uwarunkowan, lecz byl spetany od wewnatrz tym, co uczynil z niego Shaddack.

A to oznaczalo, ze nie ma ucieczki.

Z wyjatkiem regresji.

Neil nie znosil zycia, jakie teraz prowadzil. Z drugiej strony napelniala go odraza i przerazeniem mysl o przeksztalceniu sie w jakas koszmarna postac.

Ten dylemat przypominal wezel gordyjski.

Byl tak samo udreczony mysla o swym polozeniu, co niemoznoscia wyjscia z sytuacji. Drazylo to bezustannie jego umysl. Odprezal sie na chwile tylko wtedy, gdy zasiadl przy komputerze w wozie patrolowym. Sprawdzal biuletyn, czy nie ma dla niego jakichs wiadomosci, wywolywal schemat Projektu Ksiezycowy Jastrzab, by dowiedziec sie, jak przebiegaly konwersje, lub cokolwiek innego. Tak bardzo koncentrowal sie na wspoldzialaniu z urzadzeniem, ze szybko uspokajal sie, a dreczace poczucie klaustrofobii zanikalo.

Neil interesowal sie komputerami od wczesnej mlodosci, choc nigdy nie wlamal sie do systemow komputerowych. Naturalnie, zaczal od gier komputerowych, a z czasem modyfikowal sprzet za pieniadze zarobione w wakacje. Komputer bawil go, ale w granicach zdrowego rozsadku.

Teraz w samochodzie zaparkowanym przy Holliwell Road, rozmyslal o tym, ze swiat komputerow jest cudownie przejrzysty, nieskomplikowany, zaplanowany i normalny. A wiec niepodobny do egzystencji Nowych czy Dawnych Ludzi. Rzadzily nim logika i rozum. Przyczyna, skutek i efekt uboczny byly zawsze analizowane i wyjasniane. Tu wszystko bylo czarno-biale lub szare, ale te szarosc skrupulatnie mierzono, liczono i szeregowano. Fakty okazaly sie prostsze niz uczucia. Wszechswiat skladajacy sie wylacznie z danych, uwolniony od materii i zdarzen, wydawal sie cudowniejszy – niz pelna sprzecznosci rzeczywistosc, targana smiercia, bolem i strachem.

Wywolujac kolejne menu, Neil jak nigdy dotad skrupulatnie analizowal Program Ksiezycowego Jastrzebia, zawarty w Sloncu. Nie potrzebowal tych danych, ale ich wyszukiwanie przynosilo mu ulge.

Teraz postrzegal komputer jako okno na inny, prosty swiat faktow, wolny od skomplikowanych problemow, odpowiedzialnosci i uczuc. Uczucia byly przeklenstwem ludzkiej egzystencji.

Okno na inny swiat.

Neil dotknal ekranu.

Pragnal znalezc sie w miejscu, gdzie panowaly rozum, porzadek, spokoj.

Palcami prawej dloni zakreslal kolka na cieplym, szklanym ekranie.

Niespodziewanie pomyslal o Dorotce i jej psie Toto, porwanych przez tornado z nizin Kansas i przeniesionych z ponurych lat kryzysu w ciekawszy swiat. Gdyby tylko jakies elektroniczne tornado wystrzelilo z komputera i zanioslo go w lepsze miejsce…

Palcami przeniknal w ekran.

Zdumiony cofnal reke.

Szklo bylo cale, a morze slow i liczb jasnialo na ekranie jak przedtem.

Z poczatku przekonywal siebie, ze ulegl halucynacji, ale nie wierzyl w to.

Zgial palce. Nie krwawily.

Spojrzal na ociekajaca woda szybe. Wycieraczki byly wylaczone. Deszcz znieksztalcal obraz swiata. Na zewnatrz wszystko wydawalo sie wykrzywione, odmienione, dziwne. W takim miejscu nigdy nie zapanuje porzadek, normalnosc i spokoj. Z wahaniem jeszcze raz dotknal ekranu. Tym razem byl twardy.

Znow pomyslal o wspanialym swiecie komputera – i jak poprzednio – jego dlon przeniknela szklo az do nadgarstka. Ekran otworzyl sie i przylgnal scisle do reki niczym organiczna membrana. Dane migaly na ekranie wokol dloni.

Serce bilo mu jak szalone. Czul strach i podniecenie. Probowal poruszyc palcami w tym tajemniczym, cieplym wnetrzu. Nic nie czul, jakby rozpuscily sie albo zostaly odciete. Bal sie, ze wyciagnie skrwawiony kikut.

Reka byla cala.

Ale… cialo po zewnetrznej stronie, od paznokci az do nadgarstka, pokryly zylki miedzi i pasemka szkla. W tych swiecacych szklanych wloknach uderzal miarowo puls. Od wewnatrz dlon przypominala lampe oscyloskopowa. Migaly na niej rozne znaki i zielone litery na ciemnym szklanym tle. Na dloni i ekranie komputera widnialy identyczne dane.

Pojal nagle, ze regresja w postaci bestii nie stanowila jedynej drogi ucieczki. Otwieral sie przed nim swiat elektronicznej mysli i magnetycznej pamieci, swiat swiadomosci pozbawionej cielesnego pozadania i uczuc. Nie bylo to nagle olsnienie czy intuicja, lecz z jakiegos glebszego niz intelekt poziomu rozumowania docieralo do niego, ze moze przeksztalcic sie jeszcze bardziej, niz sprawil to Shaddack.

Przesunal dlon z ekranu na procesor, na konsolecie miedzy siedzeniami. Z taka sama latwoscia, jak w szklany ekran, wsunal dlon przez klawiature i oslone do wnetrza urzadzenia.

Niczym duch przenikal sciany, a raczej jak istota ektoplazmiczna.

Poczul zimno pelznace po dloni.

Na ekranie pojawily sie teraz tajemnicze wzory swietlne.

Odchylil sie na siedzeniu.

Chlod dotarl do ramienia.

Westchnal.

Czul, ze cos dzieje sie z jego oczami. Nie byl pewien, co. Nie zadal sobie trudu, by spojrzec w lusterko. Postanowil zamknac oczy i poddac sie procesowi drugiej, bardziej skomplikowanej konwersji. Ten stan bardziej pociagal go niz regresja.

Nie mogl sie temu oprzec.

Chlod dotarl do twarzy. Nie czul warg.

Cos dzialo sie rowniez z mozgiem, ktory przemienial sie jakby w pojemnik zwojow i zlaczy komorkowych. Stracil czucie w ciele. Nie potrafil nawet okreslic, czy bylo mu cieplo, czy zimno, dopoki nie skoncentrowal sie na zebraniu odpowiednich danych. Jego cialo stalo sie po prostu obudowa maszyny i nosnikiem czujnikow.

Zimno dotarlo juz do czaszki.

Odczuwal je jako dziesiatki, setki, w koncu tysiace lodowatych pajakow, drazacych mozg.

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату