Przetrzasnal kieszenie.

Nie znalazl ladunkow.

Wyjdz.

Z jej ust dobywal sie elektroniczny lament bardziej szarpiacy nerwy, niz tysiace ostrych paznokci drapiacych po szkolnej tablicy.

Znowu dwa mackowate przewody wystrzelily w jego strone. Opadly na ziemie kilka cali przed nim, co moze oznaczalo wyczerpywanie sie energii, i wrocily do kobiety, jak struzki rteci do wiekszego zrodla.

Lecz ta wciaz unosila sie.

Sam ruszyl chwiejnie w strone drzwi. Pochwycil dwa naboje, ktore upuscil ladujac bron. Wysypal z bebenka puste luski i zaladowal rewolwer.

– potrzebooowac…

Jeczac zmierzala do niego.

Tym razem sciskajac w obydwu dloniach, rewolwer wycelowal starannie i strzelil w glowe.

Wykoncz procesor, pomyslal w przeblysku czarnego humoru. Jedyny sposob, by powstrzymac maszyne. Zniszcz procesor, a zostanie platanina smiecia.

Runela bezwladnie na podloge. Czerwone swiatlo zgaslo i oczodoly poczernialy. Nagle z rozlupanej czaszki buchnely plomienie, trysnely z ran, oczu, nozdrzy i otwartych ust.

Doskoczyl do gniazdka i kopnieciem wyrwal koncowke przewodu laczacego sie z cialem.

Wciaz wyskakiwaly z niej plomienie.

Nie mogl dopuscic do pozaru, gdyz wowczas znaleziono by ciala i dokladnie przeszukano cala okolice z domem Harry’ego wlacznie. Rozejrzal sie w poszukiwaniu czegos do stlumienia ognia, ale plomien wystrzelajacy z czaszki juz zanikal.

Po chwili wypalil sie zupelnie.

Powietrze wypelnil odor nie do zniesienia.

Krecilo mu sie w glowie i mdlilo go. Zakrztusil sie, ale zacisnawszy zeby powstrzymal wymioty.

Pragnal jak najszybciej uciec, ale wylaczyl jeszcze z kontaktu komputery. Choc byly doszczetnie zniszczone, irracjonalnie bal sie, ze podlaczone do pradu jakims cudem ozyja, podobnie jak stworzone przez doktora Frankensteina monstrum, pokazywane w kolejnych wersjach filmowych.

Drzac wsparl sie jeszcze o framuge przy drzwiach, by chwile odsapnac, i przyjrzal sie dziwnym cialom. Myslal, ze martwe powroca do normalnej postaci, jak filmowe wilkolaki trafione srebrna kula w serce lub uderzone laska ze srebrna galka. Na nieszczescie to bylo cos gorszego niz wilczy obled. Ludzie sami stworzyli ten koszmar bez pomocy demonow, duchow czy nocnych upiorow. Coltrane’owie pozostali monstrualnymi tworami, skladajacymi sie w polowie z ciala i metalu, z krwi i krzemu. Nie pojmowal, jak stali sie tymi ludzmi-maszynami, ale po chwili przypomnial sobie termin Cyborg: czyli osoba, ktorej fizjologiczne funkcje byly wspomagane i zalezne od jakiegos mechanicznego czy elektronicznego urzadzenia. Zaliczali sie do nich na przyklad ludzie z wszczepionymi rozrusznikami serca i chorzy poddawani dializie. Takie polaczenie czlowieka z maszyna bylo pozyteczne i wrecz niezbedne. Ale w przypadku Coltrane’ow doprowadzono je do absurdu, do koszmaru cybernetycznego, poniewaz zarowno fizjologiczne, jak i umyslowe funkcje byly sztucznie wspomagane i z pewnoscia zalezne od maszyny.

Sam znow zakrztusil sie. Szybko wycofal sie z zadymionego pokoju i ta sama droga, ktora przyszedl, dotarl do drzwi kuchennych, po czym wydostal sie na dwor.

Byl pewien, ze lada moment uslyszy za plecami ten ludzko-elektroniczny glos – chcieeeeeec – i zobaczy wlokacego sie za nim Coltrane’a, ozywionego ostatnim zapasem energii z akumulatora.

25

Wartownik przy glownej bramie New Wave Microtechnology, ubrany w czarny plaszcz przeciwdeszczowy ze znakiem firmowym na piersi, wpatrywal sie uwaznie w nadjezdzajacy radiowoz.

Rozpoznal Lomana, wiec skinal reka, by jechal dalej. Wszyscy go tu dobrze znali jeszcze z dawnych czasow, nim stali sie Nowymi Ludzmi.

Potegi i bogactwa New Wave nie skrywano w jakiejs skromnej siedzibie. Calosc zaprojektowal wziety architekt, preferujacy zaokraglone narozniki, owalne katy, ciekawe kombinacje asymetrycznych scian niektore wklesle, inne wypukle. W dwoch ogromnych, trzykondygnacyjnych budynkach wylozonych piaskowym kamieniem byly wielkie przyciemnione okna, ktore wspolgraly z krajobrazem.

Z tysiaca czterystu zatrudnionych, prawie tysiac mieszkalo w Moonlight Cove. Pozostali pochodzili z pobliskich miejscowosci. Naturalnie wszyscy mieszkali w zasiegu dzialania mikrofalowej anteny, umieszczonej na dachu glownego budynku.

Jadac w strone parkingu droga dojazdowa, Loman myslal: to pewne jak diabli, ze Shaddack jest naszym wielebnym Jimem Jonesem. Zabierze ze soba nawet ostatniego z zarliwych wyznawcow. Wspolczesny faraon. Umierajac zabije rowniez tych, ktorzy mu sluza, jakby oczekiwal, ze nadal beda mu wierni na tamtym swiecie. Cholera. Czy w ogole wierzymy jeszcze w tamten swiat?

Nie. Religijna wiara byla pokrewna nadziei, a ta wymagala emocjonalnego zaangazowania.

Nowi Ludzie tak samo wierzyli w Boga jak w swietego Mikolaja, uznajac jedynie potege maszyny i cybernetyczne przeznaczenie ludzkosci.

A niektorzy nie wierzyli nawet w to.

Tak, jak Loman.

Firma New Wave swietnie prosperowala, pozyskujac najlepsze talenty w dziedzinie mikrotechnologii, co odzwierciedlaly drogie samochody na obu parkingach. Mercedes. BMW. Porshe. Corvetta. Caddilac Seville. Jaguar. Same luksusowe wozy.

Parking byl zapelniony tylko w polowie. Wygladalo na to, ze sporo ludzi pracuje w domach. Ilu upodobnilo sie juz do Denny’ego?

Stojace na mokrym asfalcie samochody przypominaly Lomanowi rzedy cmentarnych nagrobkow. Te milczace silniki, polyskliwy metal, zlane deszczem szyby odbijajace szare jesienne niebo, wszystko jakby zapowiadalo smierc. Pomyslal, ze parking symbolizuje przyszlosc miasta: cisze, martwote, straszny i odwieczny spokoj cmentarza.

Gdyby oficjalne wladze spoza Moonlight Cove dowiedzialy sie o miejscowych wydarzeniach albo okazalo sie, ze wszyscy Nowi Ludzie sa regresywni – lub gorzej – ze Projekt Ksiezycowy Jastrzab to kleska, wowczas trujacym eliksirem, jak w Jonestown, bylby smiertelny rozkaz wyslany przez mikrofale do mikrosfer wewnatrz Nowych Ludzi. Natychmiast tysiace serc zatrzymalyby sie i Moonlight Cove staloby sie w sekundzie cmentarzyskiem.

Loman wjechal na drugi parking i skierowal sie do stanowisk dla kierownictwa. Jesli Shaddack uswiadomi sobie, ze Projekt ma bledy i zechce zabrac nas ze soba, rozwazal, to nie zrobi tego, zeby zatrzec slady. Nie ten cholerny pajakowaty albinos. Zlikwiduje nas dla samej przyjemnosci, by odejsc z wielkim hukiem, zeby swiat zamarl, porazony potega czlowieka, ktory rozkazal tysiacom umrzec wraz z nim.

Paru szalencow uznaloby go za bohatera i idola, a kilku mlodych geniuszy chcialoby go przescignac. Bez watpienia o to mu chodzilo. W razie powodzenia Projektu, Shaddack zapanuje nad swiatem, w ktorym cala ludzkosc poddano konwersji. Natomiast ginac stanie sie mityczna mroczna postacia, a legenda o nim moze zachecic do nasladownictwa legiony szalencow, opetanych zadza wladzy. Wowczas stalby sie Hitlerem ery komputerowej.

Loman drzaca reka wytarl spocona twarz.

Pragnal rzucic wszystko i wiesc wolna od wszelkich problemow egzystencje osobnika regresywnego.

Ale powstrzymal sie sila woli.

Zabijajac Shaddacka zbrukalby legende. Mimo ze umarlby w pare sekund pozniej, jak wszyscy Nowi Ludzie, swiat dowiedzialby sie, ze ten Jim Jones ery technicznej zginal z rak istoty, ktora stworzyl. Okazaloby sie, ze jego wladza ma kres, ze jest bogiem ze skaza, ktorego udzialem staly sie zarowno pycha jak i los Wellsowskiego Moreau, a dzielo Shanddacka powszechnie uznano by za wybryk natury.

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату