– Uwielbiam.
Zaczerwieniona odrzucila koc i pozwolila owinac sie przescieradlem, ktore Tessa starala sie upiac w cos przypominajacego toge.
W miedzyczasie Chrissie zwierzala sie:
– Mysle, ze pewnego dnia napisze ksiazke pod tytulem
Tessa z przyjemnoscia sluchala tej dzieciecej paplaniny, wiec nie sprostowala, ze ich wrogowie twardo stapaja po ziemi i wcale nie przylecieli z kosmosu. Po chwili zauwazyla zraniona az do zywego ciala reke Chrissie.
– Spadlam w probostwie z dachu ganku – wyjasnila dziewczynka.
– Z dachu?
– Tak. O rany,
– Mow mi Tessa, prosze.
Chrissie nie zwykla zwracac sie do doroslych po imieniu, wiec zmarszczywszy brwi rozwazala te propozycje. Po chwili najwidoczniej uznala, ze bylaby niegrzeczna ignorujac taka prosbe.
– W porzadku… Tessa. W kazdym razie nie wiem, co jeszcze kosmici z nami zrobia, jesli nas zlapia. Moze zjedza nasze nerki. A moze w ogole nas nie zjedza. Moze wcisna nam do uszu malutkie kosmiczne chrabaszcze, ktore wpelzna do naszych mozgow i odmienia je. Tak czy owak uwazam, ze warto spasc z dachu, zeby uciec.
Tessa upiela toge i zaprowadzila Chrissie do lazienki, gdzie w apteczce znalazla buteleczke jodyny, zuzyta w polowie rolke plastra samoprzylepnego i pozolkla ze starosci paczke tamponow z gazy, ale sama gaza wygladala swiezo i bialo, a jodyna nie byla przeterminowana.
Bosa, owinieta w przescieradlo, ze skreconymi, wilgotnymi jeszcze wlosami Chrissie siedziala na sedesie i ze stoickim spokojem, nawet nie pisnawszy z bolu, znosila opatrywanie rany.
Ale
– Juz drugi raz spadlam z dachu, wiec chyba czuwa nade mna aniol stroz. Wiosna, bodaj poltora roku temu, szpaki zbudowaly gniazdo na dachu jednej z naszych stajni, a ja po prostu
Tessa z trudem powstrzymywala usmiech, gdy Chrissie tak opowiadala z przejeciem.
– Wtedy przylecialy tata-ptak i mama-ptak i zobaczyly mnie przy gniezdzie. Przyfrunely do mojej twarzy z potwornym jazgotem. Tak przestraszylam sie, ze spadlam z dachu. Nic mi sie nie stalo, tyle ze wyladowalam w konskim lajnie. Nieszczegolne przezycie, musisz przyznac. Kocham konie, ale bylyby jeszcze bardziej kochane, gdyby korzystaly z pojemnika na odchody, jak koty.
Tessa oszalala na punkcie tego dzieciaka.
20
Sam, wsparty lokciami o stol, sluchal uwaznie Chrissie Foster. Choc Tessa zobaczyla w przelocie jedna ze Zjaw podczas masakry w Cove Lodge, Harry obserwowal je z daleka w ciemnosci i we mgle, a Sam dostrzegl dwie ostatniej nocy przez okno, to jedynie dziewczynka kilkakrotnie widziala je z bliska.
Ale nie tylko doswiadczenia z istotami przyciagaly jego uwage. Byl rowniez urzeczony jej zywiolowym sposobem bycia, humorem i bogactwem jezyka. Z pewnoscia miala duzo hartu ducha, dzieki czemu przezyla poprzednia noc i ranek. A jednak pozostala czarujaco niewinna, twarda, ale nie cyniczna dziewczynka. Takie dzieciaki sprawiaja, ze patrzy sie z nadzieja na caly cholerny rodzaj ludzki.
Takim dzieciakiem byl niegdys Scott.
I wlasnie dlatego Sama zafascynowala Chrissie Foster. Ujrzal w niej odbicie syna przed Zmiana. Z przejmujacym zalem i scisnietym gardlem obserwowal dziewczynke i sluchal jej nie tylko po to, by uzyskac informacje, ale rowniez by zrozumiec, dlaczego jego syn takim nie pozostal.
21
Skryci w ciemnosciach piwnicy Tucker ze zgraja nie spali, poniewaz nie potrzebowali snu. Lezeli skuleni w glebokiej ciemnosci. Od czasu do czasu kopulowali z samica i atakowali sie w dzikim szalenstwie, rozdzierajac sobie ciala, ktore goily sie natychmiast, i z rozkosza wdychali zapach krwi przeciwnika.
Z kazda godzina Tucker coraz mniej pamietal dawna egzystencje, tracil poczucie wlasnego ja. Indywidualizm byl czyms niewskazanym podczas krwiozerczych polowan, a w jaskini jeszcze mniej pozadana cecha. Zachowanie harmonii w tym klaustrofobicznym pomieszczeniu bez okien wymagalo zespolenia z grupa.
Przedstawialy mu sie ciemne, dzikie ksztalty, pelznace przez otulone noca lasy i ksiezycowe laki. Gdy chwilami wspomnial ludzka postac, jej pochodzenie bylo dla niego tajemnica, co wiecej, wystraszony tym wspomnieniem szybko znowu fantazjowal o bieganinie – polowaniu – zabijaniu – kopulowaniu, gdy byl jedynie czescia zgrai, elementem jednego organizmu, wyzwolony z potrzeby myslenia, pozbawiony jakichkolwiek pragnien z wyjatkiem tego, by istniec.
W pewnym momencie uswiadomil sobie, ze pozbywa sie wilkowatej postaci, gdyz nie chce juz dluzej przewodzic zgrai i ponosic zbytniej odpowiedzialnosci. W ogole pragnal tylko byc. Po prostu
Wyczuwal, ze kompani swiadomi tej degradacji szli za jego przykladem.
Czul, jak jego cialo mieknie, kosci roztapiaja sie, a organy i naczynia krwionosne stopniowo zanikaja. Cofal sie poza stadium malpy czlekoksztaltnej i czteronogiej istoty, ktora wypelzla z pradawnego morza przed tysiacami lat, az wreszcie stal sie masa pulsujacej tkanki, protoplazmowa pulpa drgajaca w ciemnosciach piwnicy.
22
Loman nacisnal dzwonek przy drzwiach domu Shaddacka na polnocnym krancu zatoki. Otworzyl sluzacy Evan.
– Przykro mi, komendancie Watkins, ale pana Shaddacka nie ma w domu.
– Gdzie jest?
– Nie wiem.
Evan byl jednym z Nowych Ludzi. Loman strzelil mu dla pewnosci dwa razy w glowe, a pozniej w klatke piersiowa, miazdzac jego mozg i serce. Albo procesor danych i pompe. Ktora terminologia byla wlasciwa?