Doswiadczony, pomyslala, zna sie na swoim fachu. Pewnie po czterdziestce. Lekka siwizna na skroniach pasowala do krotko przystrzyzonych wlosow i eleganckiego garnituru. Dodawala powagi. Rainie byla gotowa sie zalozyc, ze agent specjalny Pierce Quincy robil wiele, zeby podkreslic swoj autorytet. Chociaz nie musial sie bardzo wysilac. Wystarczylo spojrzec w jego oczy o swidrujacym, twardym spojrzeniu. Facet widzial w zyciu niejedno. Nic go juz pewnie nie przerastalo. Przez chwile Rainie szczerze mu zazdroscila.
– Tropiciel? – zapytala, choc wlasciwie znala odpowiedz.
– Tez. Poza tym prowadze wyklady i pracuje dla Sekcji Badan Behawioralnych.
– Zajmuje sie pan seryjnymi mordercami?
– Seryjnymi mordercami, gwalcicielami, pedofilami – wyliczyl nie mrugnawszy okiem. – Dlatego miewam bardzo przyjemne sny.
– Czego pan chce od Danny’ego? To przeciez nie seryjny morderca.
– Jasne. Ale oskarza sie go o masowa zbrodnie, a w dodatku jest jeszcze bardzo mlody, co znacznie komplikuje sprawe. Niestety niewiele wiemy o tego typu przestepczosci, stad kierunek moich badan.
Rainie uniosla brwi.
– Wzial pan na tapete strzelaniny w szkolach?
– Zgadza sie.
– Jezdzi pan od miasta do miasta i przesluchuje dzieciaki, ktore zamordowaly inne dzieci?
– Tak.
Pokrecila glowa. Nie wiedziala, czy jest bardziej zdumiona, czy pelna podziwu.
– Z wypadkami drogowymi niezle sobie radze – oswiadczyla. – Z pijackimi burdami, bojkami na noze, nawet od czasu do czasu z domowymi awanturami tez. Ale to, co sie stalo wczoraj w szkole… Jak mozna zajmowac sie takimi sprawami na okraglo? I nie budzic sie co noc z krzykiem?
– Bez obrazy, ale po prostu mam troche wiecej doswiadczenia, jesli chodzi o brutalne przestepstwa.
Rainie skrzywila sie.
– Dziekuje. Jakbym nie slyszala tych slow tuzin razy dzis rano. – Wyprostowala sie na krzesle i opuscila nogi na podloge. – No coz, przykro mi o tym mowic, ale watpie, czy uda sie panu pogadac z Dannym. Rodzice zalatwili mu swietnego adwokata. Polozyl szlaban na wszelkie rozmowy. Chociaz Danny dwa razy przyznal sie do winy, a w rekach trzymal bron, narzedzie zbrodni, prawnik pewnie bedzie dowodzil jego niewinnosci.
– A pani mysli, ze chlopak jest winny?
– Mysle, ze mam do przeprowadzenia dochodzenie.
– Ostrozna odpowiedz.
Usmiechnela sie do niego chytrze.
– Moze i jestem niedoswiadczona, agespie, ale szybko sie ucze.
– Agespie?
– Agent specjalny w jezyku miejscowych organow scigania. Wie pan, my tu nie ogladamy sie zbytnio na tytuly.
– Rozumiem. – Wydawal sie nieco oszolomiony.
Rainie odniosla wrazenie, ze nie wie jeszcze, co ma o niej sadzic ani jak sie z nia obchodzic. Ucieszylo ja to. Lubila dawac federalnym do myslenia. W koncu moglo to byc jej jedyne osiagniecie.
Chyba go rozszyfrowala. Ale gdy tylko poczula przyplyw samozadowolenia, Quincy ruszyl do ataku. Oswiadczyl spokojnym glosem.
– Nie wydaje mi sie, zeby to Daniel O’Grady strzelal w szkole. I pani tez nie jest tego pewna. Oboje wciaz sie zastanawiamy, co naprawde wydarzylo sie wczoraj po poludniu. I co wiecej: jak to udowodnic.
9
Jechali do szkoly. Quincy siedzial na miejscu pasazera i wygladal przez szybe. Wiedzial, ze w jego oczach musi malowac sie niedowierzanie. Nie byl w Oregonie od wielu lat i zapomnial juz o oszalamiajacej urodzie tego stanu. Doline otaczaly wysokie gory o wierzcholkach gesto porosnietych jodlami. Mijali falujace zielone laki, na ktorych pasly sie stada czarnobialych krow rasy holsztynskiej, i czerwone domki z kepkami zoltych bratkow w ogrodkach. Quincy’ego upajal zapach swiezo skoszonej trawy i slonego morskiego powietrza.
Wielkie ciezarowki mijaly ich z rykiem poteznych silnikow. Ludzie machali do Rainie, a kilka czarnych labradorow dyszalo radosnie z wywalonymi jezorami w otwartych okienkach samochodow. Wszyscy zwalniali za wlokacym sie szosa traktorem. Nikt nie trabil na starego farmera, nikt nie wrzeszczal, zeby zjechal na bok. Kierowcy czekali i pozdrawiali go uprzejmie, gdy juz mieli wolna droge. W odpowiedzi staruszek dotykal daszka wyblaklej, czerwonej baseballowki.
– To Mike Berry – wyjasnila Rainie, wyprzedzajac szerokim lukiem zielony traktor. Przerwala milczenie po raz pierwszy, odkad wsiedli do wozu.
On i jego brat maja najwieksze w okolicy farmy mleczne. W zeszlym roku wykupili trzy gospodarstwa, zniszczone przez powodz. Jedno z nich nalezalo do Carla Simmonsa, schorowanego szescdziesieciolatka bez rodziny. Mike wyplaca mu zasilek i Carl moze zostac w swoim dawnym domu az do smierci i o nic sie nie martwic. Bracia Berry to dobrzy ludzie.
Nie wiedzialem, ze jeszcze gdzies sa takie miejsca – wyznal szczerze Quincy.
Rainie odwrocila sie i spojrzala mu prosto w oczy.
– Bo nie ma.
Znowu zajela sie prowadzeniem samochodu. Quincy juz jej nie przeszkadzal. Zauwazyl, ze wpadla w melancholijny nastroj i, prawde mowiac, sam tez czul sie niezbyt radosnie. Pomimo calego gadania o dystansie i profesjonalizmie, ciezko mu bylo delektowac sie pieknymi widokami i jednoczesnie rozmyslac o rzezi, ktora miala miejsce w tutejszej szkole podstawowej. Jak dotad niewiele rzeczy w Bakersville odpowiadalo oczekiwaniom Pierce’a Quincy.
Nie wylaczajac Lorraine Conner. Wiekszosc znanych mu policjantek miala szerokie ramiona i duze tylki. Typowe babochlopy. Ale nie ona. Rainie byla wysoka i smukla, a jej wysportowane cialo zwracalo uwage apetycznymi zaokragleniami. Dlugie, kasztanowe wlosy otaczaly ladna twarz o wydatnych kosciach policzkowych, silnie zarysowanej szczece i pelnych wargach.
I te oczy. Ani niebieskie, ani szare. Quincy przypuszczal, ze ich odcien zmienial sie wraz z nastrojem. W chwilach zadumy stawaly sie miekkie, lagodne, a w zlosci lodowate. A gdy cos Rainie intrygowalo? Czy wowczas sklaniala glowe lekko w bok, rozchylala usta jakby w oczekiwaniu na pocalunek?
Quincy otrzasnal sie z rozmarzenia i poruszyl niespokojnie w fotelu. To nie bylo do niego podobne, zeby myslec w ten sposob o policjantce. Praca to praca. Zwlaszcza ostatnio.
Postaral sie skoncentrowac na zawodowych umiejetnosciach panny Conner. Byla niedoswiadczona, czego dowodzily podstawowe bledy, popelnione na miejscu przestepstwa i przy zatrzymaniu podejrzanego. Ale nie uwazal jej za glupia. Po raz Bog wie ktory doszedl do wniosku, ze jest uparta, bystra i ma wrodzony zmysl analityczny. A poza tym? Zawzieta, lojalna wobec mieszkancow rodzinnego miasta, czasami dumna az do przesady. Podejrzewal, ze praca jest dla niej calym zyciem, ze ma niewielu bliskich przyjaciol i niewiele pozazawodowych zainteresowan. Oczywiscie, troche improwizowal. Opieral sie glownie na typowej charakterystyce dziecka alkoholikow, ktore moglo wybrac jedna z dwoch drog – pojsc w slady rodzicow lub rzucic sie w pracoholizm. Pierwsza mozliwosc w przypadku Rainie raczej odpadala, zostawala wiec ta druga. Ciekawe, czy odgadl prawidlowo?
W sumie nie byla policjantka, jakiej oczekiwal. Kogo innego prawdopodobnie spodziewal sie tez Abe Sanders. Stad te przepychanki. Z calym szacunkiem dla personelu biura szeryfa w Bakersville, jednak malomiasteczkowi policjanci, choc byli w wiekszosci zacnymi ludzmi, nie odznaczali sie szczegolna bystroscia. Zarabiali jakies dwadziescia tysiecy rocznie. Prowadzili rutynowe dochodzenia. Z czasem zaczynali uwazac sie za panow swych malenkich krolestw, a resztki ich zdolnosci analitycznych zanikaly, gdy w piatkowe wieczory patrolowali stadiony pilkarskie.
Quincy natomiast byl aroganckim agentem federalnym, ktoremu placono tyle, ze mogl patrzec z gory na