przedstawicieli wszystkich innych rodzajow organow scigania.
Zjechali z wiejskiej szosy. Pola ustapily miejsca domom mieszkalnym. Kilka minut pozniej ujrzeli przed soba duzy bialy budynek szkoly. Zolta tasma policyjna otaczala parking, a chodnik przy ogrodzeniu tonal w kwiatach.
Rainie zatrzymala woz.
– Nie bylas tu jeszcze dzisiaj, prawda? – zapytal cicho Quincy.
Pokrecila glowa, nie mogac oderwac spojrzenia od kwiatow, balonikow i pluszowych misiow. Siatke zdobily pojedyncze roze, wstazki, krzyzyki, laurki „Kochamy pania, panno Avalon” i duze serce z gozdzikow z napisem „Dla mojej coreczki”.
Oczy Rainie rozblysly mocniej niz zwykle. Pociagnela glosno nosem. Quincy wiedzial, ze policjantka z calych sil stara sie nie rozplakac. Taktownie odwrocil wzrok.
– Zdumiewajace – odezwal sie po chwili. – Z jednej strony te potworne zbrodnie budza strach przed tym, co w czlowieku najgorsze. No, bo co to za spoleczenstwo, gdzie dzieci strzelaja do swoich kolegow? A z drugiej strony wyzwalaja sie w nas ludzkie odruchy. Akty odwagi. Jedni pomagaja drugim przezyc, sanitariusze ruszaja na ratunek, nauczyciele narazaja zycie, zeby unieszkodliwic sprawce. Brat oslania siostre wlasnym cialem, kobieta udziela pierwszej pomocy obcemu dziecku, tlumiac strach o wlasne. Wstrzasnieci ludzie wysylaja kwiaty, wiersze, swieczki, by dac rodzinom ofiar do zrozumienia, ze nie sa osamotnione. Teraz Bakersville jest w myslach i modlitwach calego swiata.
Rainie otarla kaciki oczu i zamrugala kilka razy powiekami.
– Wczoraj – powiedziala zduszonym glosem – rozeszla sie wiadomosc, ze szpital potrzebuje wiecej krwi dla ofiar. Bractwo Elk natychmiast udostepnilo swoja siedzibe Czerwonemu Krzyzowi. I ani sie ktokolwiek obejrzal, a juz ustawila sie dluga na cztery przecznice kolejka ochotnikow. Sklep spozywczy rozeslal w tlum sprzedawcow z darmowa lemoniada. Pare starszych pan zaopiekowalo sie mlodszymi dziecmi. Ludzie stali w tej kolejce po dwie, trzy godziny, ale nikt nie narzekal. Wszyscy powtarzali, ze chociaz tyle powinni zrobic. „Bakersville Herald” pisal dzisiaj o tym na pierwszej stronie. Samej strzelaninie poswiecony byl mniejszy artykul. Wielu osobom sie to nie spodobalo, ale nie wiem, czy slusznie.
– W zbrodnie zamieszane sa jednostki, ale jej skutki dotykaja cale miasto.
– Cos w tym sensie. Wczoraj wiekszosc dnia spedzilam w tym budynku, wiec, jesli pozwolisz, teraz chcialabym miec to jak najszybciej za soba. – Nawet nie zauwazyla, kiedy przeszli na „ty”. – Nie jestem doswiadczonym tropicielem mordercow, a ta szkola obfituje w miejsca, na ktore z trudem moge patrzec.
Quincy z notesem w dloni ruszyl za swoja przewodniczka. Jego umysl pracowal juz pelna para.
Lorraine Conner zgodzila sie oprowadzic go po miejscu przestepstwa, zeby mogl sporzadzic notatki. Sama tez chciala jeszcze raz rzucic na to wszystko okiem. Quincy nie wspominal o wspolpracy, ale podobnie jak Rainie zywil pewne watpliwosci co do winy Danny’ego. Godzila sie wiec bez oporow na pomoc takiego obserwatora i eksperta. Oswiadczyla jednak bez ogrodek, ze gdy tylko sprobuje przejac sprawe, rozerwie go na strzepy. I zlozyla te obietnice ze smiertelnie powazna mina.
Do zalet funkcjonariuszki Conner najwidoczniej nie nalezalo owijanie slow w bawelne. Najdziwniejsze, ze akurat to zdecydowanie mu sie w niej podobalo.
Opustoszalym korytarzem przeszli na tyly szkoly. Quincy zauwazyl rozsypany na podlodze proszek. Male fragmenty plytek, na ktorych pewnie znaleziono krew, zostaly wyciete i zabrane do laboratorium.
Wedlug Rainie technicy policyjni zakonczyli pierwsza czesc prac dopiero rano. Teraz nastapia kolejne etapy sledztwa, podczas ktorych zespol dochodzeniowy postara sie doprowadzic do rekonstrukcji wydarzen. Zebrane zostana ogromne ilosci materialu do przebadania i mina miesiace, zanim policja przez to wszystko przebrnie. Quincy szacowal, ze w szkole tych rozmiarow odnalezc mozna tysiace odciskow butow i linii papilarnych. Dokumentacja miejsca przestepstwa rozrosnie sie pewnie do kilku tomow.
– To tutaj zastalam Walta i Emery’ego przy Bradleyu Brownie – przerwala te rozmyslania Rainie, wskazujac zakrwawione miejsce na przecieciu dwoch szerokich korytarzy. Spojrzala na Quincy’ego wyczekujaco.
– Brown byl przytomny?
– Tak. Zapytalam go, czy cos widzial, ale powiedzial, ze nie. Uslyszal strzaly, zaczal biec korytarzem, skrecil w prawo i bum.
Quincy odwrocil sie w prawo, gdzie na podlodze widnialy zarysy trzech cial.
– To wszystko stalo sie tam?
– Tak sadzimy.
– Na korytarzu, nie w klasie.
– Zgadza sie.
– W jaki sposob Danny znalazl sie na korytarzu?
– Nauczyciel twierdzi, ze po przerwie obiadowej chlopiec w ogole nie pojawil sie w klasie. Pan Watson zwrocil na to uwage, ale poniewaz Danny prawie nigdy sie nie spoznial, uznal, ze musi miec ku temu jakis wazny powod.
– O ktorej to bylo?
– W szkole sa trzy przerwy obiadowe. Danny korzystal z tej ostatniej, ktora konczy sie o pierwszej dwadziescia. Uczniowie maja piec minut na powrot do klas. O pierwszej dwadziescia piec jest dzwonek. O pierwszej trzydziesci piec dyspozytorka dostala wiadomosc o strzalach.
– Wiec Danny nie wraca na lekcje. A dziewczynki znajduja sie na korytarzu, bo…?
– Alice musiala wyjsc do lazienki. Sally byla jej przyjaciolka, a w trzeciej klasie wszedzie chodzi sie parami. Nauczycielka pozwolila im isc razem.
– A ostatnia ofiara, Melissa Avalon? Jest sama w pracowni?
– Tak, to jej pora lunchu. Pracownia jest otwarta, zeby uczniowie mogli z niej korzystac w trakcie przerwy. Avalon zamyka drzwi dopiero o pierwszej dwadziescia.
– A wiec dzien jakich wiele? O pierwszej dwadziescia nauczycielka zawsze zostawala sama?
Rainie kiwnela glowa, z latwoscia podazajac za jego tokiem rozumowania.
– Wszystko wskazuje na to, ze to ona byla celem, prawda? Sally i Alice przypadkowo zjawily sie w niewlasciwym miejscu o niewlasciwym czasie.
– Tak przypuszczam, ale nie wyciagajmy zbyt pochopnych wnioskow. – Quincy zajrzal do schowka woznego i na widok balaganu sciagnal brwi. – Rozumiem, ze funkcjonariusz Cunningham to kawal chlopa – burknal.
Rainie skrzywila sie.
– Staral sie, jak mogl. Bylo naprawde goraco.
– Becky O’Grady ukryla sie w tym schowku?
– Tak. Lezala zwinieta w klebek w najciemniejszym kacie. Najwyrazniej byla pod wplywem szoku. Niczego z niej nie wyciagnelam. Podobno Sandy zabrala ja na pogotowie, ale lekarz stwierdzil, ze mala potrzebuje tylko czasu, zeby dojsc do siebie.
– Myslisz, ze widziala, co sie stalo?
– Nie wiem. Luke rozmawial rano z jej nauczycielka. Pani Lund twierdzi, ze Becky nie wychodzila z sali przed strzelanina. Podejrzewa, ze oddzielila sie od reszty klasy, kiedy dzieci uciekaly w panice do wyjscia. Minelo dobre trzydziesci czy czterdziesci minut, zanim pani Lund zorientowala sie, ze Becky zniknela.
– No wiec mamy teraz dwa pytania. – Quincy odliczal na palcach. – Po pierwsze, co sie dzialo z Dannym O’Grady miedzy koncem przerwy obiadowej, czyli pierwsza dwadziescia a chwila, kiedy go odnalazlas o…
– Okolo drugiej czterdziesci piec.
– To prawie poltorej godziny. – Quincy zmarszczyl brwi.
Rainie usmiechnela sie slabo.
– Nie do konca. Przez czesc czasu byl z nim Shep. Twierdzi, ze dotarl do szkoly tuz po pierwszej czterdziesci piec. Uczniowie juz opuscili budynek. Biegl korytarzem i natknal sie tam na Danny’ego, ktory oszolomiony podnosil wlasnie spluwy z podlogi.
– Podnosil? Och, bardzo mi sie to podoba. Czyli chlopak mial je w reku przypadkiem.
– Ty tez nie wierzysz Shepowi?
– Nie jest najbardziej obiektywnym swiadkiem – zauwazyl Quincy. – Na razie obstaje przy mojej teorii: nie wiemy, co robil Danny miedzy pierwsza dwadziescia a druga czterdziesci piec. Pozostaje nam jeszcze drugie pytanie. Co sie dzialo z Becky O’Grady od mniej wiecej pierwszej trzydziesci piec do twojego pojawienia sie o okolo pierwszej piecdziesiat. – Znowu zmarszczyl brwi. – Nie podoba mi sie, ze nic nie wiadomo o poczynaniach