dwojki uczniow, ktorzy, jak sie okazuje, sa rodzenstwem. Nie wierze w takie zbiegi okolicznosci.
– Chyba nie sadzisz, ze Becky miala z tym cos wspolnego? – zaprotestowala Rainie. – Na litosc boska, ona ma zaledwie osiem lat!
– Ktos z nia rozmawial od tamtej pory?
– Luke Hayes i Tom Dawson beda probowali ja przesluchac dzis po poludniu. Ale nie jestem optymistka. Shep i Sandy zachowuja sie teraz dosyc nieufnie, a nie mamy prawa przesluchiwac dziecka pod nieobecnosc rodzicow. Watpie, czy cos z tego wyjdzie.
– Mozesz poprosic prokuratora okregowego, zeby powolal dziewczynke na swiadka.
Rainie wzruszyla ramionami.
– Juz to rano przerabialam. Wedlug Rodrigueza i tak nie wymusimy tych zeznan. Rodzice kaza jej na wszystko odpowiadac „Nie pamietam”. Wydaje mi sie, ze jesli chcemy cos z Becky wskorac, musimy dzialac delikatnie. Kto wie? Shep i Sandy przeciez tez zastanawiaja sie, co naprawde wydarzylo sie wczoraj. Moze wczesniej czy pozniej pozwola malej mowic. Moze nawet zgodza sie, zeby Luke zadal jej dzisiaj pare pytan. Ale nie dam sobie glowy uciac.
– Jak dobrze ich znasz? – zapytal Quincy.
– Dobrze.
Quincy kiwnal glowa. Nie chcial jej dluzej meczyc. Rainie bezwiednie skrzyzowala rece na piersi, jakby probowala odgrodzic sie od otaczajacego ja koszmaru. Ten gest sprawil, ze wygladala na mlodsza, bardziej bezbronna. Wpatrywala sie w obrys ciala Melissy Avalon. Wszyscy twierdzili, ze panna Avalon tez byla piekna, wrazliwa i oddana swojej pracy.
Bez slowa ruszyli korytarzem w strone potluczonych drzwi. Quincy zatrzymal sie przy wejsciu do sali polozonej naprzeciw pracowni komputerowej.
– Danny wyszedl z tej klasy?
– Tak. Trzymajac Shepa na muszce.
– Mial przy sobie dwudziestke dwojke i trzydziestke osemke?
– Tak.
– Jakie sprawial wrazenie?
– Wygladal na zdenerwowanego. Pobudzonego. – Rainie zmarszczyla czolo, zastanawiajac sie nad odpowiedzia. – Byl wrogo do ojca nastawiony.
– Nic dziwnego, skoro trzymal go na muszce.
Policjantka pokrecila glowa.
– Chodzilo o cos wiecej. Shep powtarzal, ze wszystko bedzie dobrze, a potem probowal sklonic chlopca, zeby nie rozmawial ze mna. Brzmialo to jak rozkaz, a Danny coraz bardziej zamykal sie w sobie. Mysle, ze strasznie boi sie ojca. Shep probuje wychowywac go na twardziela.
– Co masz na mysli?
– W szkole Shep byl gwiazda druzyny pilkarskiej. Przepadal za sportem. A Danny… – Rainie wzruszyla ramionami. – Jest drobny jak na swoj wiek, nie radzi sobie zbyt dobrze na boisku. O’Grady pewnie mysli, ze chlopak za malo sie przyklada, a Danny marzy, zeby stary zostawil go w spokoju.
– Slyszalas, zeby Shep kiedykolwiek wyrzucal synowi, ze jest glupi?
Znowu pokrecila glowa.
– Myslisz o nagraniu z przesluchania, prawda? O obsesji Danny’ego na punkcie inteligencji. To wlasnie najbardziej mnie dziwi. Widzisz, Shep nie jest typem ojca, ktory awanturuje sie o stopnie. Bardziej przejalby sie kiepskimi wynikami na boisku. Ale kiepskie oceny w dzienniczku? Coz, zdarza sie. Nie wiem, skad u Danny’ego taka reakcja.
– Danny ma jakichs bliskich przyjaciol?
– Caly czas nad tym pracujemy.
– Potrzebujemy pelnej listy uczniow, ktorych wczoraj nie bylo w szkole, razem z informacjami, czy znali Danny’ego i czy moga usprawiedliwic swoja nieobecnosc.
– Alibi dla dzieci – wymamrotala Rainie i wymownie przewrocila oczami. – Dlaczego akurat nieobecni?
– Bo nigdzie nie jest powiedziane, ze sprawca musial byc tego dnia w szkole. A poza tym w zbrodnie moglo byc zamieszanych wiecej osob. W kilku podobnych przypadkach wazna role odgrywali i inni uczniowie. Podpuszczali glownego podejrzanego lub po prostu sie przygladali.
– Co takiego?
– Bethel na Alasce przypomnial jej Quincy. – Strzelal Evan Ramsey, ale namowili go dwaj koledzy. Czternastolatkowie. Jeden z nich nauczyl nawet Ramseya, jak poslugiwac sie bronia. To oni zwolali do stolowki pozostalych chlopakow na „przedstawienie”.
– Cudownie.
– Luke Woodham tez prawdopodobnie dzialal za cudza namowa – ciagnal Quincy. – Zastanawiam sie, czy nie stad pochodzi obsesja Danny’ego na punkcie bystrosci. Brzmialo to jak wyuczona formulka. Wypowiadal ja jednak zbyt emocjonalnie. Albo dzieciak probuje zrekompensowac sobie rzeczywiste watpliwosci co do swojej inteligencji, albo jest to przykrywka dla czegos innego. Czegos, co jest wciaz zbyt przerazajace lub przytlaczajace, zeby mogl o tym mowic. Jak zachowywal sie po strzelaninie?
– Wydawal sie nieobecny. Zamknal sie w sobie. Plakal troche, kiedy uslyszal glos matki. Potem zasnal jak niemowle na tylnym siedzeniu mojego wozu.
Quincy kiwnal glowa, bynajmniej niezdziwiony tym, co uslyszal.
– Probuje uciec od rzeczywistosci, odsuwa ja od siebie do czasu, az bedzie mogl sobie z nia poradzic. Normalne w przypadku kazdego rodzaju wstrzasu. Pytanie tylko, jak dlugo to potrwa i jak chlopiec zareaguje, kiedy jego umysl zacznie analizowac wczorajsze wydarzenia.
– Jest pilnowany na wypadek, gdyby chcial popelnic samobojstwo – wtracila Rainie. – To chyba standardowa procedura.
– Doskonale. Ale Danny prawdopodobnie cierpi na powstrzasowe zaburzenia emocjonalne i przejdzie przez ich rozne etapy. Jednego dnia moze mowic o zbrodni calkiem obojetnie, a nazajutrz zalamie sie i bedzie plakal. Prawdopodobnie nie zechce wymieniac imion ofiar. Takie zachowania moga byc w najrozniejszy sposob interpretowane przez ludzi majacych jak najlepsze intencje. A wcale nie oznaczaja, ze Danny jest winny. Swiadcza tylko o tym, ze przezyl wstrzas – jako sprawca lub swiadek – i teraz jego umysl probuje sobie z tym poradzic. Te prawde mozna jednak latwo przegapic.
Rainie Westchnela.
– Nie wiem – powiedziala. – Moze za bardzo to wszystko komplikujemy. Z jednej strony niektore fakty zwiazane ze strzelanina nie maja sensu. Ale z drugiej, ktora strzelanina w ogole ma sens? I kto inny mogl to zrobic? Wszyscy obecni tego dnia uczniowie byli w swoich klasach, gdy padly strzaly. Alibi nie maja tylko Danny i Becky, a zadnego z nich nie widze w roli mordercy. Moze po prostu trudno mi uwierzyc, ze sprawca jest dziecko, wiec koncentruje sie na pytaniach, bo sa latwiejsze niz odpowiedzi, – Dobrze jest koncentrowac sie na pytaniach – stwierdzil Quincy. – Na tym polega twoja praca.
– Dzisiaj nie pracuje dobrze. O, nie. Moze jutro bedzie lepiej, ale dzisiaj wszystko idzie mi jak po grudzie.
Ruszyla w kierunku bocznych drzwi, najwyrazniej znow przezywajac chwile slabosci. Quincy nie zdziwil sie, gdy stanela przy stluczonej szybie i zapatrzyla w zielone wzgorza, oblane popoludniowym sloncem. Laduje akumulatory, pomyslal. Czasem on tez musial to robic.
Pochylil sie i uwaznie obejrzal miejsce strzelaniny. Zwrocil uwage na to, jak lezaly ciala i probowal sobie wyobrazic, skad mogly pasc strzaly. Wreszcie przyjrzal sie framudze drzwi pracowni komputerowej, szukajac sladow po pociskach.
Dziesiec minut pozniej skonczyl notowac. Mial teraz wiele pytan do patologa.
Odwrocil sie do Rainie, ktora caly czas stala w poblizu wyjscia. Nie wygladala juz jednak na zewnatrz, tylko wpatrywala sie w obrys ciala Melissy Avalon. Z szarych oczu i nieruchomych rysow twarzy nie sposob bylo wyczytac, co policjantka mysli.
Ciekawe, ile godzin Rainie Conner przespala zeszlej nocy. Przez krotka chwile Quincy’ego korcilo, zeby zapytac, sforsowac dzielaca ich bariere. W koncu kiedys tez byl niedoswiadczonym agentem i wiedzial, ze niektore obrazy moga tkwic czlowiekowi pod powiekami nawet przez cale lata.
Nieraz w srodku nocy budzil sie z krzykiem.
Ale to nie mialo nic do rzeczy.