– Opowiedz mi o tym, Rainie. Chce cie wysluchac. Moze nawet zrozumiem.

Zadrzala w jego ramionach. Znowu zauwazyl w jej oczach niezdecydowanie. Chciala mowic, a jednoczesnie jakas czesc duszy, silna i gwaltowna, nie dawala za wygrana. Widzial strach, zwatpienie i wstyd. Lata cierpienia, narastajacego wraz z kazda nowa butelka, otwierana przez matke, z kazdym uderzeniem.

Ale chwila ta minela i Rainie znowu zamknela sie przed nim. Juz myslal, ze zaraz sie czegos dowie, kiedy jej twarz znieruchomiala, a oczy stracily blask. Wiedzial, ze bitwa dobiegla konca. Puscil ja. Cofnela sie, wzruszajac ramionami.

– Niezle – powiedziala z wyrazna irytacja w glosie. – Nigdy bym nie pomyslala, ze z ciebie taki brutal, agespie.

Quincy nie zawracal sobie glowy odpowiedzia. Rainie schowala sie juz do swojej skorupy. Matka dala jej najwyrazniej dobra szkole.

– Wychodze – oswiadczyla buntowniczo.

– Dobranoc, Rainie.

Zawahala sie i popatrzyla na niego ze zloscia.

– Nie mozesz mnie powstrzymac.

– Kolorowych snow, Rainie.

– Sukinsyn – syknela z furia i ruszyla do drzwi.

Szarpnela je mocniej, niz bylo to konieczne. Nie zareagowal. Trzasnela z calych sil.

Zapadla cisza. Quincy wciaz stal przy lozku, myslac o Rainie Conner i wszystkim, co moglo sie wydarzyc przed czternastoma laty. Myslal o strzelbach, o Dannym O’Grady i o wlasnej corce, ktora kochal calym sercem.

Swiat potrzebuje wiecej dobroci, wiecej wiary.

– Izolacja nie jest ochrona – szepnal. Ale czy on sam nie zrozumial tego za pozno?

Posesja Connerow pograzona byla w ciemnosciach. Rainie zawsze zapominala zostawic swiatlo na zewnatrz, wiec teraz jej dom byl prawie niewidoczny wsrod drzew. Zaparkowala na piaszczystym podjezdzie i na oslep trafila kluczem w zamek.

Weszla do srodka. Nikt jej nie wital. Tak urzadzila sobie zycie, ale tym razem pustka tylko poglebila jej przygnebienie.

Obeszla caly dom, zajrzala do obu sypialn, zapalila lampy. Przestrzen wciaz wydawala jej sie przytlaczajaca. Nie mogla wyrzucic z pamieci slow Quincy’ego. Wciaz czula na skorze zapach jego wody kolonskiej.

Dlaczego nie powiedzialas mi o strzelbie, Rainie? Dlaczego nie powiedzialas, ze znikla z policyjnego sejfu?

Weszla do kuchni i otworzyla lodowke. Dwanascie butelek piwa, pol kilograma sera Tillamook, kwarta przeterminowanego mleka. Malo zachecajace.

Wyszla na werande.

Las wokol domu byl czarny. Ksiezyca zaczelo ubywac i Rainie z trudem dostrzegala, gdzie koncza sie czubki sosen, a zaczyna aksamitne niebo. Nocny chlod przyprawil ja o gesia skorke. Skrzyzowala rece, zeby sie ogrzac.

Obeszla werande raz i drugi.

Dlaczego nie powiedzialas mi o strzelbie, Rainie? Dlaczego nie powiedzialas, ze znikla z policyjnego sejfu?

Nie mogla. Postapila jak idiotka, decydujac sie na te wizyte. Quincy byl silny. Uwierzyla, ze poradzi sobie z tym, co od niej uslyszy. Czula sie ostatnio taka zmeczona, potrzebowala pomocy.

Ale nie o wszystkim mogla mu powiedziec. Naiwnie sadzila, ze wystarczy omijac niebezpieczny temat. Zapomniala, ze Quincy nie jest typem mezczyzny, ktory zadowoli sie byle czym. Niech go diabli wezma. Kiedy zblizyl sie do niej, oddech uwiazl jej w gardle, a zoladek zrobil fikolka.

Jeszcze centymetr, a stracilaby panowanie nad soba. Moglaby przesunac dlonia po jego twarzy. Poczuc stalowe miesnie ramion i ud. Bylaby tylko kobieta, a on tylko mezczyzna i moze wszystko staloby sie prostsze.

A gdyby zasnal, wymknelaby sie z jego pokoju. Z niektorymi nawykami trudno zerwac.

Rainie weszla do domu. Wyciagnela wszystkie zdjecia matki i rozlozyla je odwrotna strona do gory. Ale to nie podzialalo. Tej nocy chyba nic nie moglo pomoc.

W koncu skulila sie w ubraniu na sofie, rozpaczliwie starajac sie zasnac. Znowu myslala o Quincym, o jego intensywnym spojrzeniu. Myslala o Charliem Kenyonie i Dannym O’Grady, i wszystkich sprawach, ktore nie dawaly jej spokoju.

W koncu usnela.

Godzine pozniej obudzila sie z krzykiem. Lezala na podlodze, cialo matki bylo tuz obok, a ktos stal na werandzie i przygladal sie jej. Facet w czerni! Facet w czerni!

Rainie rzucila sie do sypialni. Musiala zdobyc bron. Technicy zabrali jej glocka 40 do testow. Zaczela wyrzucac zawartosc szafy, az w pudelku na buty znalazla stary pistolet. Wybiegla w zimna noc. Weranda byla pusta. Zadnego faceta. Zadnego intruza. Wiec to tylko gra wyobrazni. Pozostalosci potwornego koszmaru.

Drzac, wrocila do salonu. Z pistoletem w reku zwinela sie w klebek pod kocem i patrzyla w bialy sufit, wmawiajac sobie, ze nie widzi na nim krwi.

Nie mozesz sobie tego robic, Rainie. Jestes na to zbyt madra.

Ale najwyrazniej nie byla, bo noc ciagnela sie w nieskonczonosc.

W koncu okolo piatej Rainie zasnela. O szostej trzydziesci obudzil ja przenikliwy sygnal telefonu. Dzwonila Sandy O’Grady, a w jej glosie brzmiala desperacja.

– Musze porozmawiac z tym agentem FBI – przeszla od razu do rzeczy. – O Boze, Rainie, nie wiem, co robic.

Rainie wstala. Czekal ja kolejny dzien sledztwa.

Dwadziescia minut pozniej, wysiadajac z wozu patrolowego, znalazla kartke zatknieta za wycieraczke. Nieznana reka wykaligrafowala: Gin, dziwko.

Zmiela liscik i wyrzucila.

21

Piatek. 18 maja. 7.18

Ed Flanders byl barmanem od trzydziestu pieciu lat. Wcale nie marzyl o takiej przyszlosci. Na poczatku uznal te prace za dobra wakacyjna fuche, dzieki ktorej mogl podrywac dziewczyny i przy okazji kosic niezla kase z napiwkow. Flanders jechal przez Oregon do Los Angeles, gdzie zamierzal zrobic kariere. W Seaside zatrzymal sie, jedynie, zeby obejrzec przedstawienie w miejscowym teatrze, ale kiedy natknal sie na napis „Potrzebna pomoc”, pomyslal: co mi szkodzi.

Od tamtej pory minelo wiele lat.

Na poczatku wmawial sobie, ze zostal dla sztuki. Repertuar tutejszego teatru byl ciekawy, a przejezdzalo tedy tylu turystow, ze gra mogla byc warta swieczki. Kazdego lata uparcie probowal wkrecic sie do kolejnych produkcji, ale poniewaz jego sukcesy sceniczne ograniczaly sie do rol trzecioplanowych, mowil sobie, ze wybral Seaside dla pieniedzy. Podczas szalonych wakacyjnych miesiecy barman mogl niezle zarobic. Potem uznal, ze zostal z powodu swiadczen socjalnych, bo po trzydziestce docenil wage dobrej opieki zdrowotnej. Prawda byla jednak taka, ze wtedy juz znal Jenny i stracil dla niej glowe.

Ani sie obejrzal, jak minelo kilka dekad, wlos mu posiwial, a sliczna Jenny wciaz byla miloscia jego zycia.

Ed Flanders nie mial powodu sie uskarzac.

Ale dwa dni temu w barze pojawil sie ten mezczyzna i zamowil skrzydelka. Gosc wkurzyl Darrena, choc Bog jeden wie, ze do tego nie trzeba zbyt wiele. I plotl trzy po trzy o tych biednych dziewczynkach i czepial sie wszystkiego w Bakersville.

Ed poznal w ciagu swojego dlugiego zycia wielu ludzi, ale ten czlowiek niepokoil go.

Вы читаете Trzecia Ofiara
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату