bandyte traktowac lagodniej tylko dlatego, ze nie jest pelnoletni? Morderca to morderca. Jesli nie mozesz zniesc odsiadki, zyj zgodnie z prawem. No wlasnie. Ten O’Grady jest zabojca… Musi za to zaplacic!
W Seaside Ed Flanders nerwowo wycieral kufel po kuflu. Gliny chyba zaraz sie zjawia.
Szklanka goscia byla od dawna pusta. Ed proponowal dolewke, ale facet odmowil. A moze skrzydelka? Nie, nie chcial. Teraz ogladal telewizje. Jakis reportaz o grupie ochotnikow, ktorzy chronili naiwnych internautow przed oszustami. Na ustach nieznajomego blakal sie dziwny usmiech.
Ed polerowal kufle do polysku. Choc to nie bylo w jego stylu, probowal sie modlic.
Tymczasem Rainie pedzila na sygnale trasa 101. Jeszcze siedemdziesiat mil. Quincy trzymal sie deski rozdzielczej, ale ani pisnal. Czasem zerkal na swoja towarzyszke. Nie odwracala wzroku od autostrady. Sanders i Luke jechali drugim wozem. Policjant Hayes nie mial problemow z dotrzymaniem Rainie tempa.
Dawniej czasem scigali sie na tej kretej nadmorskiej szosie dla zabawy. Zeby nie wyjsc z wprawy, tlumaczyli Shepowi. Zeby pocwiczyc. Teraz te dni wydawaly sie odlegle o cale lata swietlne.
Zatrzeszczalo radio. Dyspozytorka zawiadomila, ze podejrzany wychodzi z baru. Trzeba cos postanowic.
Rainie musiala miec chwile do namyslu. Zatloczona knajpa, podejrzany, o ktorym nic nie wiedzieli…
– Nie nawiazywac kontaktu. Sledzic go – rozkazala krotko i odruchowo spojrzala na Quincy’ego, szukajac w jego oczach akceptacji. Agent skinal glowa. Wsciekla na sama siebie, naburmuszyla sie, odlozyla mikrofon i przyspieszyla.
Godzine pozniej byli juz w Seaside. Dyspozytorka pokierowala ich przez radio do malego motelu. Tuz za rogiem, za kepa drzew, natkneli sie na pierscien policyjnych wozow.
– Zdaje sie, ze impreza juz sie zaczela.
Quincy przytaknal. Jego twarz wydawala sie spokojna, ale oczy coraz bardziej blyszczaly. Wyskoczyl z wozu jak bokser, ktory ma zaraz wejsc na ring – lekko, sprezyscie. Rainie przygladala mu sie o sekunde za dlugo. Szczupla sylwetka. Eleganckie, swobodne ruchy.
Dreczyly ja zle przeczucia, ktorych nie mogla sie pozbyc. Inni szykowali sie do polowania, a ja pochlaniala noc. Trzeba ujac nieznajomego, tego bandziora w czerni.
Facet mowi o tobie… ze czternascie lat temu zabilas matke, a on o tym dobrze wie.
Nieznajomy? Nie byla juz tego pewna. Osaczal ja koszmar, ktory wydarzyl sie dawno, zbyt dawno temu.
Quincy zerknal na Rainie z ciekawoscia. Skoncentrowala sie na odpinaniu pasa bezpieczenstwa.
Sanders juz rozmawial z dowodca oblawy. Podeszla do nich, a za nia podazyl agent federalny.
– Podejrzany wyglada na jakies czterdziesci lat – relacjonowal policjant. – Siwiejace brazowe wlosy, metr siedemdziesiat siedem, metr osiemdziesiat, niecale dziewiecdziesiat kilogramow. Ma na sobie dlugi trencz, wiec moze byc uzbrojony. Wedlug wlasciciela motelu nazywa sie Dave Duncan i prawdopodobnie jest handlowcem podrozujacym w interesach. Dodal tez, ze to spokojny czlowiek. Nie pali, jesli to sie nam na cos przyda. – Wymownie przewrocil oczami.
– O ktorej wrocil do pokoju? – zapytal Sanders.
– Czterdziesci piec minut temu. Dwoje policjantow przesluchuje teraz barmana, Eda Flandersa. Facet juz wczesniej odwiedzil jego lokal. Za pierwszym razem poklocil sie z grupka miejscowych, oskarzajac o te morderstwa Danny’ego O’Grady. Wczoraj dostalismy biuletyn, zeby miec oko na nieznajomych, ktorych szczegolnie interesuje strzelanina w Bakersville, wiec zawiadomilismy barmanow. No i dzisiaj okolo siodmej zjawia sie ten gosc i znowu zaczyna swoje. Tyle ze tym razem uczepil sie policjantki Conner. – Wzrok oficera przeslizgnal sie na Rainie. – Pani wybaczy, ale Duncan twierdzil, ze wie na pewno, jakoby zabila pani swoja ma… pania Conner. – Najwyrazniej wydawalo mu sie, ze zabrzmi to bardziej uprzejmie. – Powiedzial, ze ma dowod, ale kiedy Ed probowal cos wysondowac, facet zmienil temat. Nie mielismy szansy tego typa obejrzec… sledzilismy go po ciemku… ale Ed przysiega, ze juz gdzies go wiedzial, tylko nie moze sobie przypomniec gdzie.
– Mezczyzna w srednim wieku? – upewnil sie Quincy. – Raczej postawny?
– Tak.
Agent spojrzal na Rainie. Wzruszyla ramionami. Mogl byc zarowno dyrektor Vander Zanden, jak i ojciec Melissy Avalon. Albo nawet pani Vander Zanden lub pani Avalon w meskim przebraniu. Iksowi wystarczylo sprytu, zeby spreparowal pocisk. W porownaniu z tym zmiana wygladu zewnetrznego to zaden problem.
– Czemu od razu tego nie zalatwimy? – zniecierpliwila sie Rainie. Wszyscy pokiwali glowami. Kilku mlodych policjantow siegnelo po palki. Mieli sporo doswiadczenia w pacyfikowaniu pijanych awanturnikow i teraz byli gotowi do akcji.
Oficer Carr przedstawil im plan dzialania. Kierownik motelu zadzwoni do pokoju podejrzanego i pod pretekstem, ze sa jakies problemy z rachunkiem, poprosi Duncana, zeby chcial sie pofatygowac do recepcji. Kiedy Duncan ruszy sie z pokoju, do akcji wkrocza policjanci. Wszyscy wlozyli kamizelki kuloodporne i byli przygotowani do uzycia sily. Musieli dzialac na tyle szybko, zeby podejrzany nie zdazyl zareagowac. Zadawanie pytan mieli odlozyc do czasu, az facet zostanie zakuty w kajdanki.
Rainie zaakceptowala plan i udawala, ze nie widzi, jak Sanders znowu odstawia wazniaka. Zauwazyla, ze oficer Carr jest szalenie dumny ze swojej roli w wytropieniu podejrzanego. Bedzie to jedna z tych historii, ktore przejda do legendy w policyjnych kregach Seaside.
Zajeli miejsca za drzewami i zaczelo sie przedstawienie.
Kierownik motelu trzesacymi sie rekami podniosl sluchawke i wykrecil numer. Rainie widziala go wyraznie przez niezasloniete okna recepcji i cieszyla sie, ze Duncan nie moze ujrzec tego widoku, bo z kierownika pot lal sie strumieniami. Biedak wygladal, jakby mial za chwile dostac zawalu, gdy tuz obok przykucnal przejety mlody funkcjonariusz i wymierzyl bron w drzwi wejsciowe. Rainie zdawala sobie sprawe, ze to tylko srodki ostroznosci, ale nie byla pewna, co wyobraza sobie nieszczesny hotelarz.
Kierownik odlozyl sluchawke. Zmarszczyl brwi. Powiedzial cos do policjanta i po chwili zatrzeszczalo radio Carra.
– Nikt nie odbiera – wymamrotal Carr. – Nie zdolal sie polaczyc z Duncanem. – Wygladal na zmartwionego. Spojrzal na kwartet z Bakersville, oczekujac rady.
– Sadzicie, ze dran sie domyslil? – wyszeptal Sanders.
Rainie omiotla spojrzeniem kilka wozow i szesnastu krecacych sie w poblizu policjantow.
– Boze, ale jakim cudem?
– A moze kierownik pojdzie tam osobiscie, zapuka? – zasugerowal Sanders. – A gdy tylko drzwi sie uchyla, wtargniemy do pokoju.
Quincy spojrzal w okno recepcji. Hotelarz mial biala koszule mokra od potu i chwial sie na nogach.
– Nie sadze.
– Ja to zrobie – zaproponowala Rainie.
Wszyscy wbili w nia wzrok. Wzruszyla ramionami.
– Slowo daje, ze nie chce dostac kulki w leb. Ale czy widzicie w tym gronie jakas inna kandydatke na pokojowke? – Wskazala tlumek mezczyzn. – Tak wlasnie myslalam.
Piec minut pozniej probowala naciagnac zbyt mala szara bluzeczke na kamizelke kuloodporna. Spodnica siegala do polowy lydki i, szczerze mowiac, nogi nie wygladaly w niej korzystnie. Ale Rainie zaraz przypomniala sobie matke lezaca na podlodze salonu w pantofelkach na osmiocentymetrowych obcasach.
Jezu, miala dzisiaj w glowie prawdziwy metlik. Czy ktos laskawie moglby skoczyc po butelke piwa?
W koncu udalo jej sie zapiac bluzke, wciagnela brzuch i wyszla do oczekujacych na nia mezczyzn.
– W porzadku? – zapytal od razu Quincy. Zawsze musial wszystko zauwazyc.
– Cudownie. – Wykonala piruet, zastanawiajac sie, gdzie, u licha, ma wcisnac bron.
– Z tylu za pas – poradzil Sanders.
– Nie moge.
– A to czemu?
– Bo ta spodnica jest, kurwa, za ciasna!
– Dobrze, juz dobrze. – Sanders podniosl rece i odszedl.
Quincy ulozyl w stos szesc bialych recznikow i wsunal miedzy nie pistolet tak, zeby kolba wystawala odrobinke, niewidoczna dla osoby, ktora otworzy drzwi. Podal Rainie reczniki, wpatrujac sie w nia intensywnie swymi spokojnymi ciemnymi oczami.
– Jesli tylko zrobi jakis ruch… – zaczal.
– Nie moge go zastrzelic.
– Jesli siegnie po bron, rob, co trzeba.