– Otoz to. A tak z ciekawosci, czy wiesz, kto to zrobil?
– Nie mam pojecia.
– Myslisz, ze to rzeczywiscie kobieta? Dzieci wspominaly o tajemniczym facecie w czerni, a nawet siedmiolatek powinien rozrozniac plec.
– Chyba ze w gre wchodzi przebranie. – Quincy mial na twarzy dziwny usmiech. – Przebieranki wsrod psychopatow nie sa tak rzadkie, jak mogloby sie wydawac.
– Swietnie, jeszcze wiecej dwuznacznosci. Tego wlasnie nam potrzeba. Teraz Vander Zanden? A moze pani Vander Zanden?
– Jak najbardziej. Prowadz.
Rainie odwrocila sie i wpadla na jakiegos mezczyzne. Wlasnie miala przeprosic, kiedy podniosla wzrok i zdala sobie sprawe, kto to. Przed nia stal George Walker. Jego miesista twarz byla zaczerwieniona. Policzki nosily slady lez. Podniosl reke i wycelowal palec w Rainie. Zdziwilo ja, jak bardzo drzal na calym ciele.
Poczula suchosc w gardle. Probowala przelknac sline, wydusic z siebie jakies skladne powitanie. Ale zrozpaczone spojrzenie oczu George’a Walkera sprawilo, ze zupelnie stracila glowe.
– Co… zrobiliscie… dla mojej… corki? – wycedzil.
– Pracujemy bardzo intensywnie, prosze pana.
– Zmarnowaliscie wszystkie dowody! – ryknal George Walker. Ludzie, zaintrygowani jego krzykiem, zaczeli sie gapic na Rainie i Quincy’ego. Zona George’a pobladla i ruszyla w ich strone szybkim krokiem.
– Przepraszam, panie Walker. Wiem, ze to bardzo trudne…
– Ten gowniarz zabil moja corke, a wy nie chcecie go zamknac. Myslicie, ze nie wiem? Myslicie, ze wszyscy w Bakersville nie wiedza? Zabil nasze dziewczynki, a wy go chronicie. Zastrzelil je, a wy probujecie go uniewinnic.
– George, George. – Pani Walker polozyla malenka dlon na ramieniu meza, jakby mogla go powstrzymac. Rzucila Rainie blagalne spojrzenie.
– Przepraszam – szepnela Rainie.
– Przepraszam! Nawet nie przyszlas do nas. Nasze dzieci zamordowano z zimna krwia, a ty nawet nie zlozylas kondolencji!
– George, twoje serce. George…
– Panie Walker – sprobowal Quincy.
– Ile razy bylas u O’Gradych? Ile razy odwiedzalas tego gowniarza? Moja mala, moja mala. Moja coreczka. Zabil ja, a ciebie to nic nie obchodzi.
– Pracujemy… bardzo intensywnie, panie Walker…
– Wspolczujesz mu, co? Przeciez tez jestes morderczynia!
– George! – Pani Walker wygladala na autentycznie zrozpaczona. Rainie stala jak sparalizowana. Nie potrafila odpowiedziec. Nie miala sily, zeby sie ruszyc.
– Zaskarza cie – wsciekal sie George Walker. Zaskarze ciebie, szkole i Shepa O’Grady. Patrzyliscie przez palce na morderce i to trwalo za dlugo. Bakersville zasluguje na sprawiedliwosc! Moja corka zasluguje na sprawiedliwosc! Sally, Alice i panna Avalon. Sally, Alice i panna Avalon. Sally, Alice i panna Avalon… – Glos zalamal mu sie. Ramiona zaczely drzec. Odwrocil sie do zony, oplotl jej krucha postac poteznymi ramionami i zaplakal.
A Rainie stala jak sparalizowana i znosila to wszystko.
Zdawala sobie sprawe, ze teraz juz wszyscy sie na nich gapia. Ludzie pozerali wzrokiem skandaliczna scene, starali sie zapamietac szczegol, ukladali sobie w glowach relacje dla znajomych. I zdawala sobie sprawe, ze Quincy tez na nia patrzy. Jego spojrzenie bylo zyczliwe, wyrozumiale. Ale bolalo najbardziej.
– Musisz stad odejsc – szepnal.
– Nie moge.
– Rainie, nie pomagasz mu.
Powoli skinela glowa. George Walker wciaz szlochal w ramionach zony. Jean popatrzyla prosto na Rainie, jakby potakujac slowom jej towarzysza. Idz juz, odejdz, zanim jeszcze pogorszysz sytuacje.
Rainie odwrocila sie i zaczela schodzic ze wzgorza. Quincy ruszyl za nia. Ludzie wciaz sie gapili. Po raz pierwszy w zyciu nie odpowiadala na ich spojrzenia.
Szla dalej i z tylko sobie znanych powodow czula sie zawstydzona.
25
Rainie, Luke Hayes, Sanders i Quincy zebrali sie na strychu ratusza na narade zespolu dochodzeniowego. Rainie juz od trzydziestu minut porzadkowala papiery. Drewniana podloga zaslana byla szczatkami zoltych olowkow H2, ktore przyciagaly zatroskane spojrzenia Sandersa i Quincy’ego. Natomiast Luke ledwo zauwazal ten balagan. Juz ladnych para lat pracowal z policjantka Conner.
Rainie zajela miejsce za prowizorycznym biurkiem i energicznie rozlozyla przed soba notatki.
– Gotowi?
Trzej mezczyzni zasiedli na metalowych krzeselkach i kiwneli glowami.
– Zacznijmy od nowych informacji o podejrzanych, bo wiem, ze zebralo sie tego troche. Potem zajmiemy sie dowodami i na koniec omowimy nasze teorie. Jasne?
Wszyscy przytakneli. Rainie przeszla do rzeczy:
– Podczas ostatniej narady przydzielono mi Charliego Kenyona i Richarda Manna. Jako ewentualny podejrzany Charlie odpada. We wtorek nie bylo go w miescie. Odwiedzal w Portland swoja dziewczyne, co potwierdzili jej rodzice. Jak przeczytacie w moich notatkach – rozdala kopie spisanego odrecznie przesluchania – czasami zadawal sie z Dannym, ale jestem sklonna uwierzyc, ze nie mial pojecia o planach zamachu. Przylapalismy go na posiadaniu narkotykow. Gdyby wiedzial cos konkretnego, sprzedalby nam te informacje, zeby uratowac tylek.
– Charlie, Charlie, Charlie – mamrotal Luke.
– No wlasnie. Wiec Charliego mozna wykluczyc. Zostaje nam Richard Mann. Sprawdzalam podstawowe dane. – Rainie rozdala nowe kopie. – Mann nie jest notowany. Ani w Oregonie, ani w Kalifornii nie jest zarejestrowany jako posiadacz broni. Zadzwonilam do szkoly, w ktorej odbywal praktyke w zeszlym roku. Uslyszalam tylko hymny pochwalne. Majami przeslac jego
– Czy to nie dziwne? – odezwal sie Sanders. – Oboje mlodzi, oboje obcy w tym miescie. Przynajmniej mogliby sie zaprzyjaznic.
– Jasne, czemu nie? – zgodzila sie Rainie. – Chyba ze Vander Zanden od razu wkroczyl do akcji i Avalon stracila zainteresowanie nowymi znajomosciami. Nie wiem. Jeszcze popytam, ale nie robie sobie wiekszych nadziei. W skali jeden do dziesieciu, gdzie dziesiec oznacza sukinsyna, ktorego zapuszkujemy do konca zycia, daje Richardowi Mannowi trzy punkty, chociaz nie mam na niego nic konkretnego. Tyle tylko, ze zatail przed nami pewne informacje. – Rainie wzruszyla ramionami. Robila co mogla, ale na razie nie bardzo miala sie do czego przyczepic. – A co z dyrektorem Vander Zandenem? Sanders?
– Nadal bez zmian – poinformowal detektyw, otwierajac kolorowa teczke, i tez rozdal wszystkim teksty przesluchania. Rainie zauwazyla, ze jego notatki sa drukowane… Ladna czcionka. – Alibi Vander Zandenowi na czas strzelaniny daje rowniez szkolna sekretarka, Marge. Twierdzi, ze widziala, jak Vander Zanden wszedl do swojego gabinetu i zamknal drzwi. Bylo to pod koniec przerwy obiadowej. Kilka minut pozniej, kiedy padly strzaly, wybiegl z gabinetu i dolaczyl do Marge na korytarzu.
– Facet jest czysty – uznal Luke.
Sanders pokrecil glowa.