– Ciagle o tym mysle i nie moge sobie wyobrazic, zeby Danny mogl dopuscic sie morderstwa. I nie dlatego, ze jestem jego psychologiem i czuje sie winny. Chodzi o cos wiecej… Owszem, Danny mial problemy z kontrolowaniem zlosci. – Mlody czlowiek wykonal gest, jakby szukal lepszych slow. – Ale agresja fizyczna jakos do niego mi nie pasuje. Danny jest maniakiem komputerowym, a nie lobuzem. Gdyby chcial sie odegrac na szkole czy w ogole na doroslych, wydaje mi sie, ze wymyslilby cos sprytniejszego. Moze wlamalby sie do szkolnej bazy danych i zrobil balagan w ocenach. Albo dostalby sie do sieci wydzialu komunikacji i odebral prawo jazdy Vander Zandenowi. Cos pomyslowego. Po prostu… po prostu nie moge sobie wyobrazic, zeby posunal sie do morderstwa.
– Danny od najmlodszych lat mial do czynienia z bronia – powiedziala Rainie. – Zna sie na niej nie gorzej niz na komputerach.
– Domyslam sie. – Ale Mann nie wygladal na przekonanego. – A co z panem Avalonem?
– Zglosil sie po cialo. Zdaje sie, ze planuje nabozenstwo za dusze corki.
– Ach tak? – Mann znowu wydawal sie zaskoczony. – Musialem zle zrozumiec. Melissa jest jedynaczka? Co za cios dla rodzicow.
Rainie zaczela odplywac myslami. Tak jak przypuszczala od poczatku, Richard Mann wiedzial niewiele. Pozujac na eksperta, chcial zatuszowac swoje bledy albo, co tez mozliwe, brak doswiadczenia. Przeciez to po prostu urzednik publiczny, ktorego przerosla sytuacja. Podobnie jak i ja policjantke Lorraine Conner.
– Mamy powody sadzic, ze w strzelanine zamieszany byl ktos jeszcze – wyrwal sie Quincy.
– Naprawde? – Mann uniosl brwi, a Rainie poslala agentowi druzgocace spojrzenie. Nie widziala potrzeby udzielania tego typu informacji.
– A wiec mialem racje! Danny nie zrobilby czegos takiego. No ale kto? Inny uczen? Nie pamietam, zeby chlopiec wspominal o kims szczegolnym. Nie mial w szkole wielu kolegow. Pozostaje wiec ta osoba z Internetu, ta od wulkanow. Przyjaznie internetowe moga byc bardzo silne.
– Naszym zdaniem te kontakty nie ograniczaly sie do Internetu, panie Mann. Myslimy, ze Danny mogl spotykac sie z tym kims. Wiedzial pan o tym?
Rainie z trudem powstrzymala sie, zeby nie przydepnac Quincy’emu stopy. Co on, do diabla, wyprawia? Ale agent wciaz swidrowal oczami Richarda Manna. Wygladal jak pies gonczy na tropie.
– Nie – odpowiedzial szybko szkolny psycholog, spuszczajac wzrok. – Nigdy o tym nie slyszalem.
– Naprawde? To dziwne – Quincy udawal, ze mysli na glos. – Widuje sie pan z chlopakiem dwa razy w tygodniu. Wie pan, ze Danny dostaje maile od kogos, kto jest dla niego wazny. Dzieciak nie wspomina o zadnych spotkaniach, a pana to nie ciekawi?
Richard Mann rozgladal sie, jakby szukal drogi ucieczki.
– Posiada pan bron? – wlaczyla sie Ramie, wreszcie pojmujac, o co tu chodzi. – Ile ma pan wzrostu? Metr siedemdziesiat siedem, metr osiemdziesiat? To by pasowalo.
– To by pasowalo? Co? – zwrocila sie od niechcenia do Quincy’ego. – Mowil, ze jest z Los Angeles. Pewnie zna sie na broni lepiej niz ty i ja razem wzieci.
– W ogole sie nie znam! Los Angeles nauczylo mnie tylko jednego: wstretu do halasu. Czemu mi sie tak przygladacie? O co wam chodzi?
– To nie Danny zastrzelil Melisse Avalon – powiedziala stanowczo Rainie. – Mamy dowody, ze zabil ja ktos, kto ma co najmniej metr szescdziesiat piec. No wiec, gdzie pan byl we wtorek po poludniu? I jaki dokladnie charakter mialy panskie stosunki z Melissa?
– Myslicie, ze ja…
– Myslalam, ze ucieszy pana ta wiadomosc. Tak sie pan martwil, ze jeden z uczniow popelnil morderstwo. No wiec teraz moze pan byc spokojny. To nie on. – Glos Rainie zaostrzyl sie. – Wtorek po poludniu. Gdzie byles, Richard?
– W moim gabinecie, juz mowilem. To jakies szalenstwo! Za kazdym razem, kiedy probuje pomoc…
– Danny wspominal ci kiedys, ze spotkal sie ze swoim korespondentem? – kontynuowal bezlitosnie Quincy. – Z nowym kolega? Z kims spoza miasta?
– Nie pamietam…
– No Lava, panie Mann. Wiedzial pan, ze Danny dostawal maile. Wzbudzily pana podejrzenia, prawda? Danny powiedzial cos, co pana zastanowilo, ale pan to zlekcewazyl. A teraz sie pan boi. Pokpil pan sprawe. Byl pan jego psychologiem i zawiodl go.
Richard Mann zaczal ciezko oddychac. Nad gorna warga pojawily sie krople potu.
– Ja… ja…
Quincy pochylil sie do przodu. W pelni kontrolowal sytuacje. Jego glos zabrzmial nieco metalicznie.
– Stoi pan kilkadziesiat metrow od grobow dwoch zamordowanych dziewczynek, panie Mann. Wzial pan udzial w pogrzebie. Zmowil za nie modlitwy. Prosze nam pomoc rozwiazac zagadke ich smierci. Niech pan wreszcie powie prawde.
Szkolny psycholog zadrzal. Rozgladal sie goraczkowo. Znikad pomocy. Byl tylko on i dwoje funkcjonariuszy organow scigania. Quincy przedarl sie wreszcie do ciemnych zakamarkow jego sumienia. Richard Mann podniosl wzrok. Wygladal na zawstydzonego. – Nie powiedzial mi tyle, zebym mogl interweniowac – wybakal. – Przysiegam, gdybym wiedzial, co sie stanie…
– Wydus to z siebie – rozkazala Rainie.
– Zapytalem raz Danny’ego, czy naprawde wie, kto to jest ten No Lava. Podzielilem sie z nim moimi obawami co do przyjazni z nieznajomym, ktory jest tylko adresem emailowym. A jesli to jakis szesciolatek albo sprosny staruch… chociaz nie wyrazilem sie tak dosadnie.
– A co Danny na to?
– Powiedzial: ona jest w porzadku. A kiedy probowalem mu wyjasnic, ze w tym wlasnie rzecz, ze w Internecie mozna sie podac za kogokolwiek, zrobil taka dziwna mine. Zaintrygowal mnie. Wtedy myslalem, ze to tylko poza. Ale po wtorku zaczalem sie zastanawiac. A jesli sie mylilem? A jesli po prostu chlopak byl pewien, ze zna prawde… Moze spotkal sie z ta osoba?
– Dlaczego do diabla nie wspomniales nam o tym wczesniej?
– To byla tylko teoria! – zapewnil Mann.
– O innych swoich teoriach nam powiedziales.
– No Lava to co innego. Widzialem emaile! A o Melissie i jej ojcu powtorzylem tylko, co slyszalem. Skad mialem wiedziec, ze to plotka?
Rainie prychnela z irytacja. Cholerny psycholog amator o malo nie spieprzyl dochodzenia. Rzucila mu bezlitosne spojrzenie. Spuscil glowe.
– Czy jest jeszcze cos, o czym chcialbys nam powiedziec?
– Nie – odparl potulnie. – To wszystko.
– Wiesz, kiedy Danny mogl spotkac sie z ta osoba? Albo kiedy zaczeli korespondowac?
Pokrecil gorliwie glowa. Caly czas nie smial spojrzec Rainie w oczy.
– Richard, korzystasz z Internetu? Dostales kiedys email od panny Avalon?
– Wlasnie kupilem pierwszy komputer. Idzie mi calkiem niezle, ale nie czuje sie jeszcze zbyt swobodnie w sieci. Wlasciwie myslalem, zeby wziac kilka lekcji u Danny’ego. Moglibysmy w ten sposob nawiazac blizszy kontakt.
– Nigdy nie dostales emaila od panny Avalon? – powtorzyla Rainie.
– Nie. A dlaczego?
– To wszystko. Z toba skonczylismy. – Wykonala rekami zartobliwy gest, jakby chciala powiedziec „a kysz!”. Richard Mann skinal glowa, poczekal jeszcze chwile na wypadek, gdyby policjantka zmienila zdanie i odmaszerowal w strone, gdzie czekaly jego znajome. Bez watpienia powie im, ze udzielil bezcennej pomocy wladzom prowadzacym sledztwo w sprawie tej ohydnej zbrodni. Bez watpienia kolezanki wygladza mu nastroszone piorka i przywroca poczucie, ze jest wspanialym facetem. Rainie osobiscie miala dosc jego niekompetencji.
Odwrocila sie do Quincy’ego. Potarla skronie.
– Kobieta? Skontaktowala sie z Dannym za posrednictwem adresu emailowego Melissy Avalon. Raczej trudno uwierzyc, ze panna Avalon pomogla zaplanowac wlasna smierc, prawda?
– Racja. Wiadomo natomiast, ze adresy emailowe nie stanowia szczegolnej komplikacji. Czy jakas sztuczka w tej dziedzinie nie bylaby dobrym sposobem, zeby zaimponowac poczatkujacemu hackerowi, takiemu jak Danny?