doswiadczenia, jakim jest przybycie na miejsce zbrodni za pozno, kiedy trzeba zmierzyc sie z konsekwencjami przestepstwa. Rainie rozumiala go. Wiedziala, ze George Walker nienawidzil jej miedzy innymi dlatego, ze osobiscie nie zlozyla jemu i zonie wyrazow wspolczucia. Powinna byla odwiedzic ich juz pierwszego dnia, ale nie mogla sie zmusic. Nie potrafila usiasc na wytartej sofie i przemawiac do zrozpaczonego ojca i zalanej lzami matki. Po prostu nie potrafila.

Odwrocila sie do Luke’a. Wciaz obserwowal dom Shepa. Starannie utrzymany, trzy sypialnie i garaz na dwa samochody. Stonowany szary kolor. Biale framugi okien. Jedno skrzydlo drzwi do garazu bylo jasniejsze. Pewnie to, ktore Hayes w srode odmalowal. Rainie zastanawiala sie, czy Shepowi i Sandy ten widok nie przypomina znajdujacego sie pod farba napisu.

– Musimy pogadac.

Luke kiwnal glowa. Po wczorajszej dlugiej podrozy wygladal na zmeczonego. Nieogolone tak starannie jak zwykle policzki, pognieciony mundur. Mimo to spojrzenie mial bystre, a rece pewne. Na policjanta Hayesa zawsze mozna bylo liczyc.

– Jak ci poszlo w Portland?

Zmarszczyl brwi.

– Myslalem, ze zloze raport po pogrzebie.

– Daj spokoj. Mozna chyba obserwowac i mowic.

– Podobno. – Klepnal Chuckiego w kolano. – Przynies nam kawe, Cunningham.

– Znowu?

– Trzy kubki. Ale tym razem dobra. Musimy zaimponowac agentowi. – Zerknal na odbicie Quincy’ego w lusterku.

– Ja poprosze czarna – dorzucil Quincy.

Chuckie pomamrotal cos pod nosem, ale wiedzial, jak sie zachowac, kiedy go nie chca. Wysiadl z wozu i ruszyl w strone sklepu spozywczego za rogiem.

– Przydalby mu sie urlop – powiedzial Luke w chwili, gdy zoltodziob zniknal im z oczu.

– Zauwazylam.

– To dobry dzieciak, Rainie. Tylko jak na pierwszy raz zobaczyl za duzo.

– Co proponujesz?

Luke wzruszyl ramionami.

– Dla chlopaka w tym wieku? Powinnismy zabrac go pare razy na strzelnice. A potem na piwo. Wyjdzie z tego.

– Stres, bron i alkohol – powiedzial cierpko Quincy. – Ciekawe, dlaczego Zwiazek Weteranow o tym nie pomyslal.

Luke usmiechnal sie.

– Myslisz, ze lepiej mu zrobi sesja na kanapie u psychoanalityka, co? Juz to widze. Predzej mi kaktus wyrosnie, niz Chuckie otworzy sie przed pajacem, ktory bierze stowe za godzine. Przykro mi, agencie, ale czasem malomiasteczkowe gliny maja lepsze wyczucie.

– No juz dobrze. – Rainie pojednawczym gestem uniosla reke. – Interesuje mnie twoje wczorajsze spotkanie z Avalonami. Opowiedz nam.

Luke natychmiast spowaznial. Wypuscil powietrze, co zabrzmialo jak westchnienie, i znowu powedrowal spojrzeniem w strone domu Shepa. Wygladal na zmartwionego.

– Jezu, Rainie, czemu nie zaczniesz od czegos latwiejszego?

– Jak ci sie widzi pan Avalon w roli podejrzanego?

– Spedzilem trzy godziny w jego towarzystwie, ale niech mnie diabli porwa, jesli wiem. Pani Avalon nie jest matka Melissy. Prawdziwa zmarla chyba przy porodzie. Wiec, jak mowilem, spotkalem sie z Danielem Avalonem i macocha Melissy, Angelina.

– Danielem Avalonem? – powtorzyla ze zdumieniem Rainie.

– Owszem – potwierdzil ponuro Luke. – Dziwne, no nie? Naprawde dziwne. Pan Avalon pochodzi z zamoznej rodziny. Sporo zainwestowal w nieruchomosci w srodkowym Oregonie i podczas ostatniego boomu zarobil krocie. Mieszka z zona w wiktorianskim domu w Lake Oswego. Niezla chata, ale tak zawalona bibelotami, ze balem sie kichnac, zeby czegos nie stluc. Podali mi herbate. W prawdziwej porcelanie. Pani Avalon wystapila w sukni z koronkowym kolnierzykiem i broszka z kamea. Wypisz, wymaluj bohaterka Jane Austin. Pan Avalon preferuje tweedy i nie pozwala zonie sie odzywac, gdy nikt jej nie pyta o zdanie. Musze jeszcze cos dodawac?

– Kiedy ostatnio sprawdzalam, pretensjonalnosci i snobizmu nie bylo na liscie czynow karalnych.

– Moge? – wtracil sie Quincy.

– Alez prosze bardzo – powiedziala Rainie. Siedziala na tyle daleko od niego, na ile pozwalaly warunki w samochodzie. Oboje udawali, ze tego nie zauwazaja.

– Pan Avalon dlugo czekal z powtornym ozenkiem? Powiedzmy od dwunastu do pietnastu lat?

– Trzynascie – odpowiedzial Luke. Spojrzal na Quincy’ego z ciekawoscia.

– O corce mowil z duma, ale zawsze powracal do jej dziecinstwa? „W osmym roku zycia Melissa byla najlepsza tancerka… Och, mala Melissa zawsze miala najslodszy usmiech. W szkole podstawowej wszyscy ja uwielbiali”. Niewiele wzmianek o doroslej corce.

– Rzeczywiscie, wszedzie staly jej zdjecia, ale wiekszosc z czasow, kiedy byla mala dziewczynka. Pierwsze lekcje baletu, dziesiecioletnia Melissa przy fortepianie. W tym stylu.

– Zadnych fotografii matki?

– Nie widzialem.

– Jej sypialnia nadal wyglada jak pokoj dziecka? Mnostwo rozowych falbanek i pluszowych misiow?

– I klaunow. – Luke wzdrygnal sie.

Quincy pokiwal glowa.

– Podejrzewam, ze zwiazek pana Avalona z corka nie byl zdrowy.

– Kazirodztwo? – Rainie spojrzala na Quincy’ego z niedowierzaniem. – Jezu, agespie, jak mozesz spokojnie sypiac, majac takie skojarzenia?

– Nie jestem pewien – Quincy nie zareagowal na zaczepke – ale widze tu wszystkie klasyczne oznaki. Dominujacy ojciec mieszka samotnie z corka przez pierwsze trzynascie lat jej zycia. Pozornie wydaje sie najbardziej oddanym z rodzicow. Jestem pewien, ze gdyby popytac wsrod sasiadow i nauczycieli, wielu opowiedzialoby, jak blisko pan Avalon byl ze swoja corka. Jak bardzo angazowal sie w jej zycie. Ale w koncu przychodzi okres dojrzewania i koniec zabawy. Gdyby ciagnac to dalej, mogloby sie skonczyc ciaza.

A poza tym dziewczynka nabiera kobiecych ksztaltow, co wielu mezczyzn tego typu juz nie interesuje. Wiec pan Avalon postanawia wziac sobie zone, jakas pasywna kobiecine, zeby zamydlic ludziom oczy. Jednak uparcie trzyma sie wspomnien o tym, co minelo. I zazdrosnie ich strzeze.

– Czy Avalon ma dostep do komputera? – zapytala Rainie.

– W swoim biurze – odparl Luke.

– A gdyby Avalon rzeczywiscie mial stosunki z wlasna corka, czy przeszkadzalby mu jej zwiazek z Vander Zandenem?

– Przeszkadzalby mu jej zwiazek z kazdym mezczyzna. W pojeciu Avalona Melissa wciaz nalezy do niego.

– No wlasnie. Dowiedzial sie, wpadl w szal…

– Ma alibi – przerwal stanowczo Luke.

Pod ich uwaznym spojrzeniem przybral niemal przepraszajacy ton.

– Szukalem, Rainie. Zostalem tam do jedenastej w nocy, zeby sprawdzic jego historyjke. Wkurzylem chyba wszystkie grube ryby w miescie, ale nic nie wskoralem. Przez caly wtorek Avalon mial spotkanie sluzbowe. Jego sekretarka zaklina sie, ze to prawda, a wtoruje jej dwoch wysoko postawionych bubkow. Od poludnia prawie do dziewietnastej pracowali nad jakas umowa.

Rainie skubala zebami warge.

– Miales czas sprawdzic, co robili swiadkowie?

– Masz na mysli miedzy polnoca a szosta rano?

– Tu moze chodzic o forse – teoretyzowala Rainie. – Wyglada na to, ze panu Avalonowi jej nie brakuje. Jesli ci faceci prowadza z nim regularnie interesy… Moze zgodzili sie potwierdzic jego wersje w zamian za kilka przyslug.

Вы читаете Trzecia Ofiara
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату