ktory wlasnie przechodzil obok: — Do zastepcy komisarza? — Bez slowa wskazal mi palcem ciemne przejscie miedzy drzwiami. Poszlam tam, zeszlam kilka stopni nizej i znalazlam sie w niziutkim, ciemnym korytarzyku. W tej samej chwili, w glebi zalamujacej sie pod katem prostym wneki, otworzyly sie drzwi i wyszlo z nich dwoch mezczyzn. Skierowali sie do wylotu korytarza. Widzialam ich z tylu, jeden trzymal za przegub reki drugiego. Wydalo mi sie nagle, ze ten prowadzony za reke to Mino. — Mino! — krzyknelam rzucajac sie do przodu.
Nie zdazylam ich dogonic, bo ktos chwycil mnie za ramie. Byl to policjant, bardzo mlody, o sniadej, szczuplej twarzy, we wlozonej na bakier czapce, spod ktorej wymykaly sie kosmyki czarnych, gestych, kedzierzawych wlosow.
— Czego pani chce? Kogo pani szuka? — zapytal.
Na moj okrzyk tamci dwaj obejrzeli sie i zobaczylam, ze sie pomylilam. Powiedzialam, z trudem lapiac oddech:
— Zaaresztowano mojego znajomego… Chcialam sie dowiedziec, czy on jest tutaj.
— Jak sie nazywa? — spytal policjant nie puszczajac mnie i przybierajac uroczysta mine.
— Giacomo Diodati.
— Co robi?
— Jest studentem.
— Kiedy go zaaresztowano?
Uswiadomilam sobie nagle, ze on zadaje te wszystkie pytania, aby dodac sobie autorytetu, i ze w gruncie rzeczy nic nie wie. Odpowiedzialam zirytowana:
— Zamiast pytac, prosze mi lepiej powiedziec, gdzie on moze byc!
Bylismy sami na korytarzu; policjant rozejrzal sie dokola, objal mnie mocno i szepnal poufalym tonem:
— Zaraz zajmiemy sie tym studentem, a tymczasem daj mi buziaka.
— Prosze mnie puscic, nie mam czasu! — krzyknelam ze zloscia. Odepchnelam go i ucieklam; wpadlam na drugi korytarz i zobaczylam przez otwarte drzwi pokoj wiekszy od innych, w ktorym siedzial za biurkiem starszy mezczyzna. Weszlam tam i zapytalam jednym tchem:
— Chcialabym sie dowiedziec, co sie stalo ze studentem Diodati… aresztowano go dzisiaj po poludniu.
Podniosl oczy znad biurka, na ktorym rozlozona byla gazeta, i popatrzal na mnie ze zdumieniem:
— Chcialaby sie pani dowiedziec…
— Tak, co sie stalo ze studentem Diodati, ktorego aresztowano dzis po poludniu?
— Ale kto pani jest, jakim prawem pozwala sobie pani tu wchodzic?
— To nie panska rzecz! Prosze mi powiedziec, co sie z nim stalo?
— Ale kto pani jest? — ryknal walac piescia w stol. — Jak pani smie? Czy pani wie, z kim pani mowi?
Zrozumialam, ze nic nie wskoram, a w dodatku moge sie narazic na aresztowanie. Uniemozliwiloby mi to zobaczenie sie z Astarita i Mino bylby zgubiony.
— Mniejsza z tym — zaczelam mowic wycofujac sie — zaszla pomylka… przepraszam.
Moje przeprosiny rozwscieczyly go jeszcze bardziej od pytan, ale ja bylam juz przy drzwiach.
— Wchodzi sie i wychodzi z faszystowskim pozdrowieniem! — wrzasnal wskazujac na zawieszony na scianie napis.
Kiwnelam potakujaco glowa, jak gdybym przyznawala mu racje, ze istotnie trzeba wchodzic i wychodzic z faszystowskim pozdrowieniem, i wciaz sie cofajac wyszlam z pokoju. Przeszlam przez caly korytarz, bladzilam jeszcze przez chwile i kiedy na koniec odnalazlam schody, szybko zbieglam na dol. Przemknelam chylkiem kolo portierni i znalazlam sie na dworze.
Jedynym rezultatem odwiedzenia gmachu policji bylo to, ze minelo sporo czasu. Obliczylam, ze jesli pojde wolnym krokiem do ministerstwa Astarity, zajmie to trzy kwadranse, moze godzine. Potem wypije kawe gdzies w poblizu i jezeli zadzwonie w dwadziescia minut potem, bede mogla go juz zastac. Po drodze przyszlo mi go glowy, ze aresztowanie Mina mogla spowodowac zemsta Astarity. Byl on gruba ryba w policji sledczej, tej wlasnie, ktora zaaresztowala Mina. Z pewnoscia Mino od dawna byl pod obserwacja i wywiad wyweszyl laczace go ze mna stosunki. Bylo zupelnie mozliwe, ze jego kartoteka przeszla przez rece Astarity, ktory w porywie zazdrosci wydal nakaz aresztowania. Na te mysl poczulam nienawisc do Astarity. Dobrze wiedzialam, ze wciaz jest we mnie zakochany, i pomyslalam, ze jesli sprawdza sie moje podejrzenia, drogo mi zaplaci za swoja podlosc. Ale zarazem uswiadamialam sobie, ze ta sprawa moze wygladac calkiem inaczej i ze ja moja slaba bronia chce walczyc z wrogiem nie posiadajacym oblicza, ktory ma raczej wlasciwosci udoskonalonej maszyny niz czlowieka wrazliwego i ulegajacego ludzkim slabostkom. Kiedy doszlam do ministerstwa, zrezygnowalam z wstapienia do kawiarni i od razu zatelefonowalam. Tym razem juz na pierwszy sygnal ktos podniosl sluchawke i uslyszalam glos Astarity.
— Mowi Adriana — powiedzialam gwaltownie — chce sie z toba zobaczyc.
— Zaraz?
— Natychmiast… to bardzo pilna sprawa… Jestem na dole, w ministerstwie.
Zapewne namyslal sie przez chwile, po czym powiedzial, zebym przyszla. Po raz drugi wchodzilam na schody tego ministerstwa, ale w zupelnie innym nastroju. Za pierwszym razem balam sie szantazu Astarity, balam sie, ze nie dojdzie do skutku moje malzenstwo z Ginem, balam sie czegos niejasnego, wiszacej w powietrzu grozy, jaka srodowisko policyjne wywoluje w umysle kazdego biedaka. Szlam tam ze zlamanym sercem, z dusza na ramieniu. Teraz natomiast nastawiona bylam agresywnie: zdecydowana na wszystko, nawet na szantaz, byle tylko odzyskac Mina. Ale moja agresywnosc nie wyplywala z samej tylko milosci do Mina. Wchodzila tu takze w gre pogarda dla Astarity, dla jego ministerstwa, dla spraw politycznych i w zakresie, w jakim Mino wmieszany byl w te sprawy — takze i dla Mina. Nie rozumialam nic z polityki, ale moze wlasnie dlatego wydawalo mi sie, ze w porownaniu z moja miloscia sprawy polityczne sa po prostu smieszne i bez znaczenia. Przypomnialam sobie Astarite, ktory zaczynal sie jakac, kiedy tylko mnie zobaczyl lub uslyszal moj glos przez telefon, i z przyjemnoscia myslalam o tym, ze na pewno nie jaka sie w rozmowach ze swymi przelozonymi, chocby nawet mial do czynienia z samym Mussolinim. Rozmyslajac nad tym, szlam szybko przez szerokie korytarze ministerstwa i zauwazylam, ze spogladam z gory na spotkanych po drodze urzednikow. Mialam wielka ochote wyrwac im z rak te pliki czerwonych i zielonych papierow, rojacych sie od zakazow i donosow, i cisnac je na ziemie. Do woznego, ktory wyszedl naprzeciw mnie w poczekalni, powiedzialam rozkazujacym tonem:
— Musze mowic z doktorem Astarita, i to szybko! Spiesze sie i nie mam czasu na czekanie! — Spojrzal na mnie zdumiony, ale nie smial zaprotestowac, i poszedl do gabinetu.
Astarita poderwal sie natychmiast na moj widok, pocalowal mnie w reke; nie wypuszczajac jej zaprowadzil mnie do tapczanu stojacego w glebi pokoju. Przyjal mnie w ten sposob takze i za pierwszym razem i mysle, ze robil to samo ze wszystkimi kobietami, jakie przychodzily do jego biura. Usilowalam opanowac kipiaca we mnie zlosc i powiedzialam:
— Sluchaj, jezeli to ty kazales aresztowac Mina, to wypusc go natychmiast, w przeciwnym razie nie zobaczymy sie wiecej!
Zobaczylam na jego twarzy zdziwienie pomieszane z przykrym rozczarowaniem i zrozumialam, ze on nie wie o niczym.
— Chwileczke… jaki Mino? — wyjakal.
— Myslalam, ze wiesz o tym — odrzeklam. I w kilku slowach opowiedzialam mu o mojej milosci do Mina i o tym, ze zaaresztowano go dzis po poludniu w jego mieszkaniu. Zobaczylam, ze zbladl jak plotno, kiedy oswiadczylam, ze kocham Mina. Wolalam powiedziec prawde nie tylko dlatego, ze balam sie klamstwem zaszkodzic Minowi, ale i dlatego, ze ogarnelo mnie niepowstrzymane pragnienie, aby krzyczec na glos o mojej milosci. Teraz, kiedy przekonalam sie, ze Astarita nie maczal palcow w aresztowaniu Mina, zlosc, ktora dodawala mi sily, minela i czulam sie znowu slaba i bezradna. Tak wiec zaczelam moje opowiadanie stanowczym i pewnym siebie tonem, a dokonczylam je niemal placzliwie. Wiecej nawet, oczy napelnily mi sie lzami, kiedy powiedzialam mu, zdruzgotana:
— I co oni z nim teraz robia? Mowil, ze w wiezieniu bija.
Astarita przerwal mi natychmiast:
— Badz spokojna… mogloby to spotkac robotnika, ale nie studenta!
— Ale ja nie chce, nie chce, zeby on siedzial! — krzyknelam nabrzmialym lzami glosem.
Milczelismy przez chwile, ja probowalam zapanowac nad wzruszeniem, a Astarita patrzal na mnie. Po raz pierwszy nie chcial spelnic mojej prosby, zapewne dlatego, ze dowiedzial sie, iz kocham innego. Oparlam reke na