Oczywiscie, ze zgodzilam sie przywiezc towar.
Jechalam A36 w strone Warminster, kiedy mnie zatrzymano. Wczesniej nie bylo problemow. Znalazlam magazyn w dokach Southampton, potwierdzilam odbior i zaladowalam cztery pudla na tyl mercedesa. Przejechalam jakies szescdziesiat piec kilometrow drogi powrotnej i bylam juz w Heytesbury, kiedy zauwazylam, ze jedzie za mna czerwony samochod. Zjechalam w bok, ale oni nie chcieli wyprzedzac, troche przydepnelam gaz, bo nie lubie, zeby ktos za mna jechal. Jakies poltora kilometra dalej znow spojrzalam w lusterko i zobaczylam niebieski sygnal rozblyskujacy na dachu tego wozu. Wczesniej go tam nie bylo. Dwaj mezczyzni, ktorzy jechali za mna, o ile zdazylam zauwazyc, nie nosili mundurow, ale blyskali reflektorami jak szaleni, wiec zatrzymalam sie w najblizszej zatoczce. Oni tez.
Opuscilam szybe.
Jeden z nich stanal przy drzwiach i powiedzial, ze jest z policji. Trzymal identyfikator i wygladal powaznie. Powiedzial, zebym wylaczyla silnik i wyjela kluczyki.
Posluchalam go.
– Wie pani, ze jechala pani ponad sto dwanascie kilometrow na godzine?
– Nie zdawalam sobie z tego sprawy.
– Wie pani, jaka szybkosc jest tutaj dozwolona?
– Na tym odcinku sto.
– Dokad pani jedzie?
– Do Bristolu. Z Southampton.
– Sluzbowo?
– Tak. – Kiedy to powiedzialam, pomyslalam o pudlach w bagazniku.
Zapytal mnie o nazwisko i poprosil o dowod tozsamosci. Potem zapytal, co to za interesy. Powiedzialam, ze jestem kierowca. W tym wszystkim byla jakas okropna nieuchronnosc. Poproszono mnie, zebym wysiadla z samochodu, a ja wiedzialam, ze nie chodzi o badanie alkomatem.
Drugi mezczyzna wysiadl z czerwonego samochodu i podszedl do nas. Pokazal identyfikator. Byl detektywem inspektorem.
– Czy bagaznik jest zamkniety?
– Tak sadze.
– Prosze go otworzyc.
Zrobilam, co kazal, i otworzylam klape.
Staly tam cztery pudla. Pomyslalam, ze moj szef wyleguje sie nad brzegiem basenu, a ja musze przechodzic te gehenne. Wiedzialam, ze pan Buckie musi dostac po lapach. Moze istnieje jakis zlodziejski honor, ale ja nic jestem zlodziejem. I nie przewoze swiadomie kontrabandy, jesli w tych pudlach jest cos trefnego. Strace prace, ale to i tak lepsze, niz gdyby miano mi zalozyc kartoteke kryminalna.
– Co w tym jest? – zapytal jeden z policjantow.
– Pluszowe misie – odparlam, starajac sie nadac glosowi przekonywajace brzmienie. Jesli ma mi to ujsc na sucho, musze trzymac sie historyjki, ktora mi opowiedziano.
Wymienili spojrzenia.
– Mowi pani, ze w jakiej firmie pani pracuje? – odezwal sie pierwszy z nich.
– Nie pytal mnie pan. To Realbrew Ales Limited, ale poproszono mnie, zebym odebrala te misie. To osobista prosba mojego szefa.
– Osobista. Lubi misie, co? Powiedzialam o pikniku w Longleat.
– Chyba bedziemy musieli rzucic okiem na te misie. Zechce pani otworzyc pudla?
– Nic sa moje. Nie mam do tego prawa – powiedzialam, wijac sie jak piskorz.
Inspektor skinal glowa.
– Moze pani powiedziec wlascicielowi, ze wylegitymowalismy sie jako policjanci i poprosilismy pania o wspolprace. Zakladam, ze pani chce wspolpracowac?
Wreczono mi scyzoryk. W glowie mi sie krecilo. Nacielam winylowa tasme, ktora zaklejone bylo wieko.
– Prosze zdjac opakowanie.
Podnioslam warstwe pianki i odetchnelam z ulga, bo zobaczylam dwadziescia piec malych misiow lezacych na polistyrenowej wysciolce.
Policjanci kazali mi wyjmowac wszystkie warstwy misiow, az obejrzeli cala zawartosc pudla. Dwiescie misiow. Potem poprosili, zebym otworzyla kolejne pudlo. Protesty na nic by sie zdaly; najwyrazniej sadzili, ze cos znajda. Przy kazdej warstwie czulam ten sam przyplyw zdenerwowania, ale misie, rzad za rzedem, patrzyly na mnie niewinnie, az sprawdzono caly ladunek.
Inspektor wzial jednego misia, obrocil go na wszystkie strony i dokladnie obejrzal. Obaj policjanci odeszli o kilka metrow i zaczeli rozmawiac. Widzialam, jak wykrecaja misiowi glowe i konczyny. Inspektor potrzasnal nim przy uchu. Przytknal do nosa i powachal. Wygladaloby to smiesznie, gdyby tak bardzo nie wystraszyly mnie ich podejrzenia.
Nie wiem, co postanowili, ale musieli miec na to czyjas zgode, bo inspektor poszedl do samochodu i skorzystal z radiostacji.
Probowalam zwalczyc niepokoj, z powrotem zaladowujac pudla. Policjanci znowu podeszli do mnie. Inspektor podal mi misia.
– Ze wzgledu na pani wspolprace nie zloze meldunku, ze przekroczyla pani obowiazujaca szybkosc, ale prosze to uznac za powazne ostrzezenie. Ograniczenie predkosci sluzy ochronie pani i innych uzytkownikow drogi. – O misiach nic nie powiedzial.
Wymamrotalam cos ze skrucha, jak nalezy. Obaj wrocili do samochodu i odjechali.
Pan Buckie nadal lezal nad brzegiem basenu, kiedy dojechalam do jego domu. Odwrocil lezak, zeby lezec twarza do slonca, jego skora wygladala tak, jakby miala go pozniej bolec. Nie byl sam. Siedzialo tam dwoch innych facetow w srednim wieku. Mieli szorty i grali w karty pod parasolem przy basenie. Nie spojrzeli na mnie. Trzeci mezczyzna plywal, powolnymi ruchami zagarniajac wode. Musialam spojrzec na niego dwa razy, zanim dotarlo do mnie, ze jego dlugie, unoszace sie na wodzie wlosy nie sa biale tylko jasnoblond. Popatrzyl na mnie oceniajacym wzrokiem, tak jak to robia mezczyzni. Widac nie bylam warta nawet skinienia glowa.
Szef spal. Musialam dwa razy zawolac go po nazwisku. Wtedy poruszyl sie i zapytal, ktora godzina.
Powiedzialam mu i zapytalam, czy moglibysmy porozmawiac bez swiadkow. Odparl, ze wobec tych ludzi nie ma tajemnic.
Opowiedzialam wiec, co sie stalo na drodze.
Sluchal bardzo uwaznie i nie przerywal ani nie robil uwag.
– Mysle, ze mam prawo wiedziec, o co tu chodzi – powiedzialam na koniec i bylo to raczej zadanie niz prosba.
Potarl sie po karku.
– To dla mnie zagadka, Dano. Czy wspominali moje nazwisko?
– Nie.
– No wiesz, taka maja prace. Popelnisz jakies male wykroczenie drogowe i zaraz wyciagaja surowe konsekwencje. Sprawdzali stan opon i hamulce?
Pokrecilam glowa.
– Czy nie wyrazam sie jasno? Stan wozu ich nie interesowal.
– No tak, jest prawie nowy. Pewnie to zobaczyli i chcieli cie zlapac na czyms innym. Dobrze, ze zachowalas zimna krew, moja droga.
Nadal bylam pewna, ze chce mnie splawic.
– Mysle, ze dostali cynk. Wydawali sie bardzo pewni siebie. Nie zrobilo to na nim wrazenia.
– Watpie – powiedzial stanowczo. – Taka maja mentalnosc. Widza wielkiego, lsniacego mercedesa i wydaje im sie, ze trafili na trop jakiegos przekretu. Musisz sie przyzwyczaic do takich rzeczy albo jezdzic wolniej.
– Mowi pan jak jeden z nich.
