Droga przed nimi byla zablokowana.

Diamond zaczal sie smiac. Bylo to glupie, bo kazdy ruch wywolywal w nim spazm bolu, ale nie mogl sie powstrzymac. Po prostu trzasl sie ze smiechu.

Samochodem stojacym w polowie drogi ze wzgorza byl czarny mercedes. Stal, bo napotkal inny woz, wjezdzajacy pod gore. Stali tak zderzak w zderzak, calkiem doslownie. Wozem, na ktory nadzial sie mercedes, byl czerwony mini z wlaczonymi swiatlami drogowymi. Kierowca w znajomym filcowym kapeluszu wysiadl i stal obok samochodu, sprawdzajac szkody. W mercedesie nadal ktos siedzial.

– To nie moze byc nic powaznego, skoro swiatla dzialaja – zauwazyl Wigfull. – Przejde sie i zobacze.

Diamond wysiadl i chwiejnie ruszyl za nim. Warto czasem troche pocierpiec.

Rozdzial 9

Samochody byly tylko lekko uszkodzone. Mercedes mial zarysowany lakier, na blotniku mini dostrzegli wgniecenie. Ale to wystarczylo. Wigfull, po sprawdzeniu, ze czy ktoremus z kierowcow nie stala sie krzywda, uroczyscie odebral zeznanie od starca, emerytowanego lekarza, wlasciciela mini. Diamond otworzyl drzwi mercedesa, przedstawil sie i poprosil, zeby kobieta, ktora siedzi wewnatrz, oddala mu kluczyki.

– Dziekuje. A teraz, czy zechcialaby pani przesiasc sie na fotel pasazera?

Posluchala go. Rece jej drzaly, kiedy wyciagnela je, zeby sie podeprzec.

– Na pewno dobrze sie pani czuje?

– Tak.

Schylil sie, zeby usiasc na fotelu kierowcy, i wtedy zdal sobie sprawe, ze sie nie zmiesci. Na siedzeniu lezaly dwa kwadraty gumy piankowej, ktore sprawialy, ze miejsca pod kierownica bylo za malo, zeby mogl tam wcisnac nadal obolala czesc swojej anatomii.

– Bede musial to usunac.

Wzruszyla ramionami na znak przyzwolenia, a jemu udalo sie usiasc za trzecim podejsciem.

– Pani Dana Didrikson?

– Tak. – Jej twarz przybrala kolor wodnistego mleka. Podkreslaly to okalajace ja brazowe wlosy. Miala pieknie zarysowane usta i ciemne, inteligentne oczy, w ktorych teraz czail sie strach. Gdyby nie to, Diamond moglby pomyslec, ze ma do czynienia z nauczycielka albo pracownikiem opieki spolecznej.

Zdolna do popelnienia morderstwa? – zastanawial sie.

– Czy moze mi pani powiedziec, jak to sie stalo? – zapytal kobiete.

– Jechalam za szybko. To nie jego wina. Myslalam, ze uda mi sie zahamowac na czas.

– Skad ten pospiech?

Westchnela, to glupie pytanie. Oboje wiedzieli dlaczego.

– Probowalam uciec.

Prosta przyczyna, prosty skutek. Oczywiscie, ze sie spieszyla, bo probowala uciec. Z ta obojetna mina rownie dobrze mogla mowic o pogodzie.

Diamond nie byl tak opanowany. Drzal. Czul przyplyw adrenaliny. Nadchodzil kryzys. Po paskudnych godzinach spedzonych nad jeziorem, w przyczepie, telefonach do Merlina, naradach, wpatrywaniu sie w te idiotyczne ekrany komputerow, wyciaganiu informacji z profesora – teraz wszystko to sie mscilo.

W gardle mu zaschlo. Wylowil jedno znaczace slowo.

– Uciec?

– Tylnymi drzwiami. Nie widzieliscie mnie?

– Widzielismy.

– No to… – Nie trzeba bylo wiecej slow. Nie chcac powiedziec niczego, co mogloby ja zrazic, trzymal sie spraw praktycznych.

– Pani samochod stal od tylu, tak? Skinela glowa.

– Wsiadlam i jechalam za szybko. Co ze mna bedzie?

– Chcemy pania przesluchac. Prosze tutaj poczekac, dobrze? – Wygramolil sie z wozu i podszedl do Wigfulla, ktory nadal prowadzil przesluchanie staruszka.

– John, cofnij mercedesa. Mysle, ze sporo nam wyspiewa. Stary wszedl mu w slowo.

– Jesli przyznaje sie do winy, chce, zeby to zaprotokolowano.

– Dziekuje, ze nam pan o tym przypomnial – powiedzial Diamond. – W odpowiednim czasie przyjdzie do pana funkcjonariusz. – Wrocil do mercedesa i usiadl z tylu, za Dana Didrikson. – Z powrotem, do domu – powiedzial do Wigfulla, kiedy inspektor wsiadl do wozu.

Na szczycie wzgorza przesiadl sie do swojego samochodu i przejechal krotki dystans. Bol juz nie byl tak obezwladniajacy. Wigfull jechal za nim mercedesem. Zaparkowali oba wozy przed domem pani Didrikson.

Drzwi byly otwarte, tak jak je zostawili. Diamond puscil pania Didrikson przodem. Zawolala kogos glosno po imieniu.

– Jesli wola pani syna – powiedzial Diamond – to wybiegl tymi drzwiami, kiedy chcielismy wejsc.

– Nie mial powodu, zeby uciekac. – Zawolala glosniej. – Mat, jestes tutaj?

– Probowal nas nie wpuscic – wyjasnil Wigfull. – Moglibysmy oskarzyc go o utrudnianie i o napasc. Kopnal pana Diamonda celnie i bolesnie.

– To tylko maly chlopiec – odparla z pogarda.

Diamond, dajac piekny przyklad altruizmu, mrugnal na Wigfulla, zeby nie drazyl sprawy.

– Chcemy pania przesluchac. To zajmie sporo czasu.

– Tutaj?

– Nie, na Manvers Street. Jest juz pozno. Prosze spakowac troche rzeczy.

– Chcecie, zebym poszla na posterunek? Nie mozecie porozmawiac ze mna tutaj?

– Nie da sie tego zrobic.

– A co z Matem? Nie moge zostawic go samego na noc. Przeciez on ma dopiero dwanascie lat.

Diamond zapewnil, ze zajma sie chlopcem pod jej nieobecnosc. Abbey Choir School dysponuje internatem na Lansdown Road. Kiedy pani Didrikson w towarzystwie Diamonda poszla na gore, zeby spakowac rzeczy, Wigfull spedzil troche czasu przy telefonie, informujac patrol, zeby poszukal chlopca i zawiozl go na noc do szkoly.

Sypialnia Dany Didrikson niewiele mowila o charakterze wlascicielki, choc widac bylo, ze jest osoba bardzo metodyczna i skromna. Sciany pomalowano emulsja w odcieniu magnolii, ostatnio bardzo modnym. Polki umocowane na stale, szafki i podwojne lozko. Wolno stojaca toaletka. Dywan od sciany do sciany, utrzymany w neutralnej, kamiennej kolorystyce. Dopasowane do niego zaslony. Zadnych obrazow, zdjec, ksiazek, wypchanych zwierzat czy rozrzuconych ubran. Sypialnia byla podobna do pokoju hotelowego, byc moze dlatego, ze praca szofera zostawiala pani Didrikson niewiele czasu na cokolwiek innego niz sen.

Zdjela torbe z gornej polki w szafie i wlozyla do niej pare rzeczy.

– Czy moge teraz spakowac torbe dla Matthew?

Diamond sie zgodzil. Slyszal, jak Wigfull na dole nadal rozmawia przez telefon.

Musieli pojsc jeszcze wyzej, do pokoju chlopca. To pomieszczenie wykazywalo wiecej zycia. Kartonowe ptaki i nietoperze z zestawow dla modelarzy zwisaly z sufitu. Sciany byly ozdobione plakatami z gwiazdami popu. Skarpetki i okladki plyt walaly sie na podlodze. Szachy z niedokonczona gra staly na biurku. Zdecydowanie czesciej tu ktos bywal, tym bardziej ze lokator lezal na lozku za drzwiami.

– Mat, myslalam, ze wyszedles – powiedziala matka. – Wolalam cie i nie odpowiadales.

Lezal na brzuchu, kartkujac komiks. Widac bylo tylko jego ciemne wlosy. Nie podniosl wzroku.

– Mat, slyszysz mnie? Chlopiec nadal nie patrzyl na nia.

– To gliny. Przewrocili mnie i wdarli sie do srodka. Pytalem ich o nakaz, ale nie zwrocili na to uwagi.

– Przewrocili cie?

– Kiedy mnie kopnal, odepchnalem go – wyjasnil Diamond.

– Na sciane – odparl gwaltownie Matthew. – Rabnal pan moja glowa o sciane i przewrocil mnie pan. A w ogole, czego pan chce?

– Twoja matka pomoze nam w sledztwie. – Diamond powiedzial to lagodniej, niz powinien. Dzieciak, jego zdaniem, nie zaslugiwal na to. Wygladal na klasyczny przyklad chlopca, ktoremu brakuje ojca, wiec wyzywa sie na

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату