Austen, ze mogl sie spodziewac triumfalnych spojrzen wspolpracownika. Nie przejmowal sie tym. Dobry detektyw niczego nie przyjmuje za pewnik.
Junker wdal sie w tak szczegolowy opis listow, ze nie mozna bylo nadal zywic watpliwosci. Oba zostaly napisane we wrzesniu 1799 roku i adresowane do pani Jamesowej Leigh Perrot, ciotki Jane, przebywajacej w domu straznika wieziennego, w oczekiwaniu na proces z oskarzenia o kradziez sklepowa. Napisano je w Steventon i podpisano: „Twoja kochajaca siostrzenica Jane”. Pierwszy zostal napisany zapewne w zwiazku z propozycja matki Jane, ktora chciala wyslac obie corki do Bath, zeby zamieszkaly z Leigh Perrotami (wujek James towarzyszyl zonie w areszcie) w domu straznika do konca tej ciezkiej sprawy. „Glownym zyczeniem” Jane bylo, zeby jej ciotka i wuj „pozwolili sobie ulzyc w samotnosci tego niezasluzonego odosobnienia”, dzielac los z kochajacymi siostrzenicami. Drugi, napisany, gdy propozycja zostala mile powitana, ale odrzucona, stanowil eleganckie uzupelnienie pierwszego. Jane nie potrafila ukryc uczucia ulgi. Byl lzejszy w tonie i bardziej spontaniczny, krotki, ale plotkarski, razem wziawszy bardziej typowy dla jej stylu epistolarnego.
– Oczywiscie trzeba uwazac na falszerstwa – mowil Junker – ale jestem gotow postawic ostatniego dolara na to, ze oba sa autentyczne. Styl, charakter pisma, wszystko sie zgadzalo. Nawet ortografia. Jane popelniala uroczy blad w slowie „sadze”, czesto zamiast „a” pisala „on”. Pojawilo sie to w drugim liscie.
Trzej detektywi, ktorzy czekali w napieciu, zeby dowiedziec sie, kim byla kobieta, ktora przyniosla listy, dowiedzieli sie juz nawet wiecej, niz chcieli, o stylu i ortografii Jane Austen.
– Byl to zatem hojny podarunek? – zapytal Diamond, zeby nakierowac rozmowe na wlasciwe tory.
– Zdumiewajaco. Opisalem panu wyglad listow?
– Dziekuje, ale tego moge sie dowiedziec od profesora Jackmana. Bardziej interesuje mnie kobieta, ktora tamtego dnia byla w pokoju. Czy sama znalazla te listy?
– Tak mi powiedziano.
– Mowil pan, ze profesor nie przedstawil was sobie.
– Nie od razu. Greg byl zbyt podniecony, zeby to zauwazyc. Honory domu poczynil pozniej. Jej nazwisko brzmialo, chyba sie nie myle, Didrikson.
Dana Didrikson.
Jedna tajemnica rozwiazana. Tym razem Diamond nawiazal kontakt wzrokowy z Wigfullem.
Otwieraly sie nowe intrygujace mozliwosci. Fakt, ze Gregory Jackman odmowil ujawnienia jej nazwiska pod pretekstem, ze dobroczynca chcial zachowac anonimowosc, mogl zostac na nowo zinterpretowany.
– Uslyszal pan nazwisko? – zapytal glos z Pittsburgha.
– Tak, slyszalem je juz wczesniej, w innym kontekscie. Prosze mi powiedziec, czy ofiarowanie tych listow bylo dla profesora Jackmana zaskoczeniem?
– Jestem tego pewien. Po prostu szalal ze szczescia. A ktoz by nie szalal?
– Pani Didrikson tez musiala byc uradowana.
– Nie powiedzialbym tego. Nie znam jej, ale moge stwierdzic, ze podchodzila do tego z dystansem. Niewiele mowila.
– Pewnie wyjasnila mu, skad je ma.
– Tak, zanim wszedlem do pokoju. Uslyszalem te historie pozniej, jak wpadla na te listy u jakiegos filatelisty, sprzedajacego znaczki pocztowe.
– Sadzi pan, ze znala ich wartosc?
– Oczywiscie. Wiedziala, ze sa warte krocie. W jej obecnosci mowilem, ze moim zdaniem osiagnelyby na aukcji wysoka cene. Dziwne, ale nie zrobilo to na niej wrazenia. Wydawalo mi sie, ze chce je jak najszybciej przekazac i wyjsc z domu. Greg mowil, ze je odda, kiedy wystawa zostanie zamknieta, ale ona twierdzila, ze to dar dla niego osobiscie. Najwyrazniej w ten sposob chciala podziekowac mu za uratowanie syna. Czy panskim zdaniem to sie trzyma kupy?
– Pasuje do tego, co mamy.
– No coz, poczulem, ze nie powinienem przy tym byc. Greg chcial omowic z nia cala sprawe. Nie wiedzialem o tej pani nic poza tym, ze miala w reku niezwykle cenne dokumenty. Dyplomatycznie zaczalem sie cofac do drzwi, chcialem ich zostawic sam na sam. Wlasnie wtedy drzwi sie otwarly i weszla pani Jackman. Nie, to za malo powiedziane. Wkroczyla, jakby byla gwiazda zaproszona do telewizji. Pachniala drogimi perfumami, ubrana w obcisla, czarna dluga suknie. Ta kobieta zaledwie pol godziny temu w kraciastej koszuli i wyplowialych dzinsach przygotowywala mi kanapke. Pomyslalem, ze pewnie maja zamiar wyjsc na kolacje, chociaz Greg nadal byl ubrany w codzienny stroj, ten, ktory nosil na lotnisku. Tak czy inaczej, natychmiast powiedzial jej o listach. Najwyrazniej znaly sie z pania Didrikson, ale od poczatku panowala miedzy nimi chlodna atmosfera, ktora nie ulegla ociepleniu, gdy Gerry Jackman rzucila okiem na listy i powiedziala, ze nigdy nie zrozumie ludzi, ktorzy zbieraja stare szpargaly bez wartosci literackiej.
– Czy to byla zaczepka?
– Tak to odczytalem. Ale reakcji wlasciwie nie bylo. Pani Didrikson nie odezwala sie ani slowem. Greg probowal to jakos zatuszowac, ja wspieralem go jak moglem. Gerry podeszla do mnie bardzo blisko – stykalismy sie czubkami butow – spojrzala na mnie zalomie i zapytala, co ciekawego leci teraz na Broadwayu. Najwyrazniej chciala przycmic pania Didrikson. Poczulem sie bardzo niezrecznie, powiedzialem, ze nie mieszkam w Nowym Jorku i nie jestem na biezaco w sprawach teatralnych. Nie ustawala w probach wciagniecia mnie w rozmowe, ignorujac pozostalych. Wreszcie pani Didrikson powiedziala, ze musi juz isc. Gerry przerwala jej w pol slowa i zaproponowala Gregowi, zeby zabral pania Didrikson na kolacje.
– Jeszcze tego wieczoru?
– Tak, w podziece za trud zwiazany z odnalezieniem listow. Nie mialem pojecia, jaka gre prowadzi Gerry. Nadal nie wiem, o co chodzilo. Greg powiedzial, ze nie moze mnie zostawic, na co Gerry odparla, ze z przyjemnoscia dotrzyma mi towarzystwa. Tak ubrana – ona i ja sami w domu. Wyobraza pan sobie?
– Czy Jackman przyjal propozycje?
– Nie. Pani Didrikson uciela sprawe, mowiac, ze jest zajeta. Odprowadzil ja do drzwi. Wyszedl z nia nawet na podjazd, chyba po to, zeby zamienic kilka slow na osobnosci. Zostalem z Gerry. Przejechala mi palcem po kregoslupie i powiedziala, zebym jej nie winil, ze to robi. – Doktor Junker zakaslal nerwowo, jakby znow to przezywal. – Jestem naukowcem, panie Diamond. Nosze grube okulary i mam czterdziesci szesc lat. Mam coraz wyzsze czolo, a nos wiekszy od przecietnego. Nie jestem przyzwyczajony do zalotow atrakcyjnych kobiet. Zadna sie do mnie nie zalecala. Co by pan zrobil na moim miejscu?
Byloby interesujace moc wysluchac Diamonda, ale odmowil odpowiedzi. Zadal natomiast pytanie.
– Czy chce pan powiedziec, ze miedzy panem a pania Jackman cos zaszlo? O to panu chodzi?
– Alez nie! Mowie o tym, ze nie przyjalem tej propozycji. – Po tym mocnym zaprzeczeniu w glosie Junkera pojawila sie wyrazna nutka zalu.
– Sadze, ze nie byloby to latwe, szczegolnie w obecnosci profesora Jackmana.
– Mysli pan, ze robila to powaznie? Czy raczej mnie podpuszczala?
– Skad mam to wiedziec – odparl Diamond. Jego cierpliwosc byla na wyczerpaniu. – Jestem policjantem, a nie paniusia z rubryki porad osobistych. Co stalo sie potem?
– Nalala mi drinka. Potem uslyszalem, ze samochod pani Didrikson rusza i Greg wrocil. Spedzilismy jeszcze troche czasu nad listami. Greg, zreszta slusznie, stwierdzil, ze trzeba potwierdzic ich autentycznosc, zanim umiesci sieje na wystawie. Mogl to zalatwic najwczesniej w poniedzialek. Boze, zaluje, ze ich nie sfotografowalem. Pewnie ich pan nie znalazl?
– Nie.
– Wielka szkoda.
– A gdy dopil pan drinka, doktorze?
– Poszedlem do lozka. Zasnalem. Obudzilem sie dopiero okolo jedenastej nastepnego dnia. Kiedy zszedlem na dol, Greg pojechal juz na wystawe.
– Zostal pan sam z pania Jackman?
Z tamtej strony dobiegl zazenowany smiech.
– Tak, tylko nie zachowywala sie tak, jak poprzedniego wieczoru. Byla calkiem inna w stosunku do mnie. Jakby przyjacielska, ale w ogole sie nie narzucala. Zawiozla mnie do sali zgromadzen na uroczystosc otwarcia i zostala ze mna przez cale popoludnie, co musialo byc dla niej nieznosnie nudne. Mam na mysli wystawe. Sfotografowalem prawie wszystkie eksponaty. Trzeba oddac Gregowi sprawiedliwosc, ze wystawa byla fantastyczna.