cos nowego, chyba ze wczesniej sprytnie sie maskowal.
– Pan Fortescue byl nieobecny, bo zasiadal w lawie przysieglych, a nasza klase wyslano do biblioteki. Postanowilismy we trzech pojsc nad wode. To wszystko – powiedzial, nie odrywajac wzroku od telewizora.
– Wybraliscie sobie niebezpieczne miejsce na plywanie.
– Nie plywalismy. Wloczylismy sie nad woda.
– To tez bylo niebezpieczne. Dlaczego wlasnie ty wszedles na jaz? Dlaczego nie kto inny?
– Podpuscili mnie.
– Och, Mat!
Popatrzyl na mnie, przejechal palcami po wlosach i tonem, ktory zapowiadal cos waznego, powiedzial:
– Mamo…
– Tak? – Ostatnio przestalam byc „mamusia”. Uznalam to za znak, ze Mat chce wygladac na bardziej doroslego. W szpitalu zapomnial o tym, ale teraz znowu byl mlodym mezczyzna.
– Przepraszam, ze sprawilem klopot. To sie nie powtorzy.
Nie oczekiwalam przeprosin, chcialam po prostu nawiazac z nim kontakt.
– Nie ty jeden popelniasz glupstwa – odparlam. – Kazdy to robi w pewnym okresie zycia.
Gapil sie na mnie zaskoczony.
– On tez to powiedzial.
– Kto?
– Ten fecet, ktory mnie wyciagnal. Powiedzial prawie to samo, co ty. Uzyl slow „glupoty” czy „glupie rzeczy”. Ze w pewnym okresie zycia robimy glupie rzeczy. Czy cos podobnego.
Odparlam, ze to pewnie mily czlowiek. Szkoda, ze nie wiemy, kto to jest, i nie mozemy mu podziekowac. A poza tym musial zniszczyc sobie ubranie.
– To smieszne, ze mowisz to samo – powiedzial Matthew.
– Pewnie tak.
– Powinnismy sie dowiedziec, kim jest. Chcialbym sie z nim spotkac jeszcze raz.
– Nie wiem, dokad mogl pojsc w mokrym ubraniu – mruknelam. Moze poszedl na postoj taksowek przy opactwie. Jutro zapytam chlopakow, z ktorymi pracowalam.
Podkrecilam glosnosc w telewizorze. Wysilek zwiazany z rozmowa o wypadku byl za duzy dla nas obojga.
Nastepnego dnia rano przywitano mnie serdecznie na postoju przy opactwie. Nie obylo sie bez wysmiewania mojego wypasionego mercedesa. Przy pierwszej okazji zapytalam o wczorajszy wypadek. Nikt nie pamietal klienta w mokrym ubraniu, ale kilku kolegow mialo poranne wydanie wieczornej gazety. Wreczono mi „Telegraph”. Na pierwszej stronie wyroznialo sie zdjecie Matthew i tytul: „Skromny bohater ratuje chlopca”.
Przeczytalam reportaz Molly Abershaw i musialam przyznac, ze w ogolnych zarysach historia byla opisana zgodnie z prawda. Nie pamietalam z lekka swietoszkowatych wypowiedzi, ktore mi przypisano, ale istota sprawy odpowiadala prawdzie. Razem z Matthew rzeczywiscie chcielibysmy znalezc czlowieka, ktory przyszedl z pomoca, i osobiscie mu podziekowac.
Oddalam gazete i poprosilam taksowkarzy, zeby dali mi znac, jesli cos uslysza.
Wizyta na postoju sprawila, ze spoznilam sie do pracy prawie czterdziesci minut. Na parkingu nadepnelam mocno na hamulce na widok innego czarnego mercedesa, stojacego na miejscu przeznaczonym dla prezesa. Spolka miala dwa takie wozy, jeden ja prowadzilam, drugim jezdzil wylacznie pan Buckie. Cos podobnego! Szef rzadko pojawial sie w Bathford, a tak wczesnie nigdy tu nie bywal. Zanim jeszcze porozmawialam z Simonem, szefem biura, wiedzialam, ze pan Buckie zostawil wiadomosc: chce sie ze mna widziec, gdy tylko zglosze sie do pracy.
Stanley Buckie kupil kontrolny pakiet akcji Rcalbrew w 1988 roku, kiedy browar, po latach nieudolnego zarzadzania, znajdowal sie na skraju bankructwa. Zainwestowal mnostwo pieniedzy w nowe hale i sprowadzil nowa ekipe menedzerow. Wygladalo na to, ze udalo mi sie zapobiec upadkowi firmy.
Kiedy zaczelam tam prace, dowiedzialam sie, ze pan Stanley Buckie nie kazdemu kojarzy sie ze Swietym Mikolajem. Zwolnil polowe zalogi, kiedy przejal firme, a kilku ludzi odeszlo w zwiazku z roznymi klopotami. Wezwanie do jego biura nie bylo dobrym sposobem na rozpoczecie dnia.
Zapukalam do drzwi i weszlam, przygotowana na to, ze bede okazywac skruche. Jesli trzeba, poprosze o litosc, wloze wor pokutny, posypie glowe popiolem, wszystko… Ta praca byla mi potrzebna. Nie moglam sobie pozwolic na powrot do taksowki. Sprzedalam ja i wydalam pieniadze na kilkanascie niezbednych rzeczy.
Bardzo mnie wiec podnioslo na duchu, kiedy pan Buckie usmiechnal sie, patrzac na mnie sponad okularow do czytania. Ubrany jak zwykle w garnitur w prazki, na pewno wloski i szalenie drogi, z czerwonym paczkiem rozy w butonierce, jasno dawal do zrozumienia, kto tu rzadzi. Obszedl biurko i wygladalo, jakby chcial mnie objac.
Przemknela mi przez glowe mysl, ze to cena za spoznienie. Bede sie musiala z tym pogodzic. Z punktu widzenia powierzchownosci nie byl to kochanek moich marzen: lysy i z zaczatkami brzuszka, umiejetnie skrywanymi sztuka krawiecka, ale sprawa nie musiala wyjsc poza symboliczne przytulanki. Siegnal reka, zlapal mnie za ramie i mocno przyciagnal do siebie. Potem, niespodziewanie, scisnal goraca reka moja dlon i potrzasnal nia.
– Gratulacje!
Moje zmieszanie musialo byc az nadto oczywiste.
– …z powodu szczesliwego ocalenia twojego syna! – wyjasnil. – Czytalem w gazecie. Cudowne! Zwrocilem uwage na nazwisko, a to niepospolite nazwisko. Ale nie bylem calkiem pewien, dopoki nie znalazlem wzmianki o Realbrew.
A wiec to mu sie spodobalo: darmowa reklama w miejscowych gazetach. Uratowana przez potege prasy!
– Moze kawy? – zapytal. – Alez musialas byc zdenerwowana! Chlopiec naprawde dobrze sie czuje?
– Doskonale – zapewnilam. – Spoznilam sie, poniewaz…
– Spoznila sie! – wszedl mi w slowo pan Buckie. – Nie spodziewalismy sie, ze w ogole cie zobaczymy po tej koszmarnej przygodzie. Na pewno nie chcesz dnia wolnego?
– To bardzo wielkoduszne – udalo mi sie wykrztusic – ale wypadek zdarzyl sie przedwczoraj.
– Nie szkodzi. Jesli moglbym cos dla ciebie zrobic, wystarczy, ze mi o tym powiesz.
Tego wieczoru Matthew wrocil do domu przede mna. Ogladal telewizje i jadl smazona fasole z chlebem. Nie dopytywalam sie, co bylo w szkole, kiedy sie tam znow pojawil. Pewnie mial juz dosc upokorzen.
– Byl telefon – powiedzial. – Ta gruba reporterka, pani Abershaw. Westchnelam, troche dlatego ze bylam na nia zla, a troche w jej obronie
– ta meska gruboskornosc.
– Mat, ona nic nie poradzi na to, ze jest gruba. Czego chciala tym razem?
– Pytala, czy przypomnielismy sobie cokolwiek w zwiazku z tym czlowiekiem. Powiedziala, ze zadzwoni jeszcze raz, kiedy przyjdziesz. Moglaby poradzic, gdyby sie odchudzala.
– Co jej powiedziales?
– Niewiele wiecej. Nie mial kolka w nosie. Po prostu zwyczajny facet z wasami. To jej powiedzialem.
Zapytalam go niesmialo, czy ma jakas prace domowa. Wylaczyl telewizor.
– Mnostwo. Slowka lacinskie. I stary Fortescue zadal nam cholerna prace z historii. Kazdemu przydzielil ulice w Bath i mamy napisac jej historie.
– A co ty dostales?
– On to naprawde dobrze przygotowal. Powiedzial, ze przezylem dzieki metodzie usta-usta, powinienem wiec dostac Gay Street. Wszyscy chichotali.
– Niektorzy z tych nauczycieli nie sa lepsi niz chlopcy, ktorych ucza. Co masz zamiar robic dzis wieczorem?
– Narysowac duzy plan ulicy. Musimy uwzglednic wszystkie budynki. Jutro bedziemy ustalac, kiedy to wszystko zbudowano, kto tam mieszkal i tak dalej.
– To chyba bardziej interesujace niz lacinskie slowka – powiedzialam, zeby go zachecic.
Zadzwonil telefon.
