– Dlaczego nie? To on.

– Dostrzegles go wsrod wszystkich innych twarzy, ktore widujesz w telewizji? Ten program moze byc nadawany ze Szkocji. Skadkolwiek.

– Mamusiu, to kanal pierwszy, „Points West”. Jesli przestaniesz gadac i zaczniesz sluchac, moze poznamy jego nazwisko.

Mezczyzna na ekranie mowil:

„…w Perswazjach pisala o publicznych salach stanowiacych tlo dla tego, co opisala jako»elegancka glupote prywatnych przyjec«. Bylo w tym cos z kwasnych winogron, jak sadze. Te przyjecia czy rauty, jak je nazywano, byly jak na owe czasy zwariowanymi imprezami, wolnymi od zasad i konwencji rzadzacych w salach zgromadzen. Liczba uczestnikow bali byla niewielka. W jednym z listow Jane pisze, jak sie uradowala, kiedy do sal przybylo kilka tuzinow ludzi wiecej, po zakonczeniu prywatnych przyjec. Moze pani ja sobie wyobrazic, jak siedzi i bebni palcami o porecz fotela, czekajac na rozwoj wypadkow?”

– Mowi o Bath – powiedzialam.

– A wiec wzorce zycia towarzyskiego ulegaly zmianie? – zapytala dziennikarka. – Biedna Jane zmarnowala tutaj najlepsze lata.

– Tak, kiedy jej rodzina tu przybyla, Bath pod wzgledem towarzyskim znajdowalo sie na rowni pochylej. Modnym miejscem stalo sie Brighton. Ksiaze Walii wolal morski klimat, wiec wszyscy, ktorzy sie liczyli, zaczeli zjezdzac do Brighton, a nie do Bath.

Dziennikarka odwrocila sie do kamery.

– A sale zgromadzen zaczely byc wykorzystywane w innych celach. Dziekuje panu, profesorze Jackman. Profesor Jackman organizuje tu we wrzesniu wystawe Jane Austen w Bath. Powiedzmy teraz o salach w czasach nam blizszych…

Matthew sciszyl telewizor.

– Widzisz? To on – powiedzial radosnie. – Nazywa sie Jackman.

– Ale ten czlowiek jest profesorem.

– No to co? To on mnie wyciagnal z wody. Mamo musimy mu podziekowac, jak nalezy.

– Wyjdziemy na idiotow, jesli sie pomyliles.

– Nie pomylilem sie.

– Mat, bardzo latwo sie pomylic. Ludzie inaczej wygladaja w telewizji.

– On nie. – Zacisnal wyzywajaco usta. – Nie chcesz go odszukac? Zawahalam sie. To moglo sie stac powodem zadraznien miedzy nami.

Ale latwo bylo temu zapobiec.

– Oczywiscie, ze chcialabym go odszukac, o ile to jest ten czlowiek, ale musialbys mu sie dobrze przyjrzec, zanim do niego podejdziemy, nie tylko w telewizji. Ciekawe, czy jest w ksiazce telefonicznej.

Matthew poszedl, zeby ja przyniesc.

Moje wszystkie podejrzenia co do partii misiow rozproszyly sie w sobote rano. Pan Buckie poprosi mnie, zebym zawiozla misie do namiotu Instytutu Kobiet na terenach Longleat House, na piknik pluszowych misiow. Dzikie pomysly, ktore legly mi sie po nocy w glowie, ze niektore misie wypchane sa heroina albo diamentami, wygladaly teraz idiotycznie. A szef wygladal na zadowolonego z siebie.

Nie skonczyl jeszcze ze mna.

– Mloda damo, ciagle czytam o tobie w gazetach. Widzialas wieczorny „Telegraph”? – Wreczyl mi egzemplarz.

– Czwarta strona.

Otworzylam gazete i zobaczylam zdjecie, na ktorym obejmuje Matthew ramieniem. Tytul brzmial „Pomozcie nam znalezc bohatera”.

– Dobre! – powiedzialam i nie czytalam dalej.

– Mam nadzieje, ze ten facet wkrotce sie odnajdzie – zauwazyl pan Buckie.

– Dziekuje.

– Jesli nie odnajdzie sie, powiedzmy, do poczatku przyszlego tygodnia, zaproponuje nagrode w wysokosci stu funtow kazdemu, kto potrafi go wskazac.

Z trudem przelknelam sline. Pomysl nie podobal mi sie ani troche. Byc moze szef w ten sposob chcial mi zrekompensowac klopoty z policja i misiami.

– To bardzo szlachetne – powiedzialam tak, zeby pokazac, ze doceniam pomysl, ale nie podchodze do niego zbyt entuzjastycznie.

Takie subtelnosci w ogole do niego nie dotarly.

– Ale gdziez tam – zachnal sie. – Tego rodzaju gest nie odbije sie ujemnie na finansach firmy.

– Nie wiem tylko, czy taka nagroda jest na miejscu. Nagrody daje sie za informacje o napadach na banki i wlamaniach.

– A takze zaginionych pieskach i kotkach. Nie widze problemu.

Nie kwestionowalam jego sposobu myslenia. Powiedzialam cos innego.

– Prosze nie myslec, ze nie jestem panu wdzieczna. Po prostu nie chce, zeby ten czlowiek poczul sie zaszczuty. Moze chcial pozostac anonimowy. Ma prawo do prywatnosci.

– Slusznie – przyznal. – Kto wie, moze mial powod, zeby tamtego dnia nic byc w Bath.

– Wlasnie.

– Od czasu do czasu wszyscy mamy ochote urwac sie ze smyczy, zgodzisz sie, Dano?

– W moim wypadku to nie wchodzi w gre. Ale doceniam panska oferte. Mam na mysli nagrode. – I wyszlam zrobic, co do mnie nalezalo.

Kiedy odbieralam cztery pudla z magazynu, sprawdzilam, czy nikt przy nich nie gmeral, odkad je tam zostawilam. Zeby zyskac calkowita pewnosc, zajrzalam, czy wszystkie osiemset misiow jest na miejscu. Potem pojechalam do Longleat i przekazalam je Instytutowi Kobiet, zeby rozdano je dzieciom. Skonczylam przed wpol do jedenastej.

Skoro udalo mi sie osiagnac tak dobry czas, uznalam, ze moge sobie pozwolic na urwanie sie ze smyczy – chociaz niezupelnie tak, jak to sobie wyobrazal Stanley Buckie – i dotrzymac obietnicy, ktora dalam Matthew. Zabralam go z domu i pojechalismy do Bathwick Hill w poszukiwaniu John Brydon House. Wlascicielem, wedlug ksiazki telefonicznej, byl jedyny G. Jackman mieszkajacy w Bath. Mgliscie przypominalam sobie, ze przejezdzalam obok tego domu kilka razy, ale nie chcialam sie teraz zdawac wylacznie na swoja pamiec.

– Niczego nie obiecuje – powiedzialam do Matthew. – Znajdziemy dom, zaparkujemy gdzies w poblizu i zobaczymy, czy on tam jest.

– A jesli nie wyjdzie?

– Bedziemy musieli wymyslic cos innego.

– Na przyklad zapukac do drzwi?

– Mat, przestan. Powiedzialam ci, ze niczego nie obiecuje.

Ale istotnie, mial racje. Nalezalo wejsc do domu. Siedzenie tego czlowieka bez jego wiedzy bylo podstepne, ale mialam swiadomosc tego, ze nie bardzo mozna polegac na moim synu. Fantazjowal. Odkad zaczal wypowiadac dluzsze zdania, zaludnil ulice Bath chochlikami, kosmitami, gwiazdami popu i postaciami z seriali. Chociaz ostatnio byl bardziej powsciagliwy z tymi zwidami, i tak uwazalam, ze oszczedzimy sobie wstydu, jesli obejrzy profesora Jackmana z bezpiecznej odleglosci, zanim sprobujemy mu sie przedstawic. Bylam przekonana, ze Mat bedzie musial przyznac sie do pomylki.

Skrecilismy w lewo i jechalismy powoli przez kilka minut, wypatrujac nazw domow. Wkrotce ulica nabrala wiejskiego wygladu, bo zwiekszyly sie odleglosci miedzy parcelami. John Brydon House stal po prawej. Matthew zauwazyl nazwe na slupku chwile przede mna.

Przejechalam mercedesem jakies piecdziesiat metrow dalej i zatrzymalam sie w miejscu, z ktorego nie bylo widac cofnietego od drogi domu. Szare sciany byly ciemniejsze niz miejscowy wapien i mocno obrosniete bluszczem. Nie byl ani w stylu georgianskim, ani nowoczesnym; domyslalam sie, ze to styl wiktorianski albo edwardianski. Brazowe volvo stalo na szerokim, polkolistym podjezdzie.

– W porzadku, szefie – powiedzial Matthew, zgrywajac sie na postac z powiesci detektywistycznej. – Staniemy przed ta speluna?

Nie spodobal mi sie ten zart.

– Najwyrazniej ktos jest w domu. Przejdziemy powoli obok.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату