Molly Abershaw. Zapytala, czy mialam w reku gazete.
– Tak – odparlam tonem, ktory niczego nie sugerowal.
– Podobalo sie pani?
– Podobalo? – powiedzialam. – Nie jestesmy przyzwyczajeni do tego, ze sie nas opisuje w gazetach, o czym, jak sadze, pani wie. Ale nie mozemy narzekac. Trzymala sie pani faktow. Moj szef byl zadowolony, ze wymienila pani z nazwy jego spolke.
Molly Abershaw po drugiej stronie linii byla rownie opanowana jak ja.
– Calkowicie bezinteresownie. Zastanawialam sie tylko, czy dowiedziala sie pani czegos wiecej o czlowieku, ktory uratowal Matthew zycie.
– Nie – powiedzialam. – Nic wiecej nie wiem. Pytalam o niego, ale bezskutecznie. A to, co przypisala mi pani w swoim artykule, ze chce mu osobiscie podziekowac, to rzeczywiscie prawda.
Teraz glos stal sie bardziej ozywiony.
– Wlasnie dlatego chcialam z pania porozmawiac. Wpadlam na pomysl ciagu dalszego. Mysle, ze moglibysmy poprowadzic akcje: „Znajdzcie bohatera” i poprosic czytelnikow o pomoc.
– Rozumiem.
– Nie wydaje sie pani zachwycona.
– Prawde mowiac, myslalam, ze nic wiecej o nas sie nie ukaze w gazetach.
– Ale chcialaby go pani odnalezc.
– Oczywiscie, tak.
– To sposob rownie dobry jak inne. Od pani chcialabym tylko jeszcze jednej wypowiedzi, ze bardzo pragnie go pani znalezc.
– Oczywiscie, ze chcialabym go znalezc. Zaryzykowal zycie, zeby uratowac mojego syna. Bardzo pragne moc mu wyrazic wdziecznosc, ale…;
– Swietnie. A Maxim zrobi pani i Matthew zdjecie. Moze jutro, jesli pani pozwoli, zanim Matthew wyjdzie do szkoly.
– To wczesnie. Wychodzi z domu o wpol do dziewiatej.
– To nie problem. Maxim przyjdzie do was po osmej. Prosze pani…?
– Tak?
– Czy moglaby pani zapytac Matthew, jak nazywaja sie jego dwaj koledzy? Mam nadzieje, ze zapamietali jakies szczegoly, ktore moglyby nam pomoc znalezc tego czlowieka.
Zrobilam sie ostrozna.
– Moze nie mieszajmy w to tych chlopcow?
– Chce z nimi tylko porozmawiac. Zastanawiam sie, czy mozna uzyskac wiecej szczegolow i sporzadzic portret pamieciowy tego czlowieka.
– Policja to robi, zeby zidentyfikowac przestepcow – zwrocilam jej uwage.
Na chwile zapadlo milczenie.
– Nie o to mi chodzilo i watpie, zeby nasi czytelnicy tak to rozumieli. W kazdym razie chcialabym jutro skontaktowac sie z chlopcami. Moga porozmawiac ze mna telefonicznie. Ma pani nasz numer? Jest na ostatniej stronie gazety.
Nie obiecalam jej niczego, powiedzialam tylko, ze powiem o tym Matowi.
– To wystarczy. Jesli Mat przypomni sobie cos jeszcze, chetnie bym z nim porozmawiala.
– Powiem mu. – Odlozylam sluchawke.
Takie zainteresowanie bylo meczace. Rozumialam czlowieka, ktory uratowal Matthew, ze chce pozostac anonimowy.
Rozdzial 4
W piatek Matthew przyszedl do kuchni i otworzyl lodowke. Zapytalam, co spodziewa sie znalezc.
– Krem – odparl.
– Jestes optymista. Wczoraj zjadles resztke. Jesli naprawde ci to potrzebne, to w zamrazalniku sa lody. Jaka masz prace domowa w tym tygodniu? – Czasu zawsze jest tak malo, ze moje rozmowy z synem sa zredukowane do takich pogaduszek. Nie lubie udawac nadgorliwej mamuski, ale on pewnie tak to widzial, a i ja odnosilam takie wrazenie. Byl w wieku, w ktorym niechetnie ujawnia sie mysli, wiec trzymalismy sie spraw praktycznych, a kwestia pracy domowej jest nie do pominiecia.
Powiedzial, ze musi dokonczyc tlumaczenie z laciny, przygotowac sie do sprawdzianu z Biblii na poniedzialek i – jak mowil – „zrobic ten pedalski projekt z historii”.
– Matthew! – slyszalam gorsze slowa, kiedy jezdzilam taksowka, ale razilo mnie, ze slysze to od wlasnego syna. – Co ci wlasciwie w nim przeszkadza?
– Mamy znalezc slynnych ludzi, ktorzy mieszkali przy tej ulicy i napisac cos o ich zyciu. Piers ma latwo. Dostal Circus, a tam sa tabliczki z nazwiskami. A ja utknalem na Gay Street, co za pech.
– Musisz troche poszukac. Chyba na tym polega to zadanie.
– Poszukac?
– Nie udawaj glupka, Mat. Musza byc jakies ksiazki, w ktorych mozesz to sprawdzic.
– Gdzie?
– Na poczatek w bibliotece.
– Chyba zartujesz.
– Nie w szkolnej bibliotece, tylko w publicznej. Pojdziemy tam jutro. Pokaze ci, gdzie szukac.
– O ktorej? W soboty pracujesz.
– Jeszcze nie moge ci powiedziec, kochanie. Postaram sie znalezc czas.
Jego spojrzenie mowilo, ze nie bardzo mi wierzy. Odwrocil sie i zgarbiony powlokl do swojego pokoju. Uslyszalam, jak wlacza telewizor. Poczulam napiecie w karku i ramionach. Jesli nie mam czasu, zeby pomoc dziecku w pracy domowej, to jaki to wszystko ma sens? Niewdziecznosc Mata jeszcze bardziej pograzyla mnie w rozpaczy. Ciagle musialam sobie przypominac, ze jego zachowanie jest norma w okresie dojrzewania. Nie osiagnal jeszcze takiej dojrzalosci, zeby dac sobie rade z hormonami, jesli to w ogole jest mozliwe. Przyklad jego ojca nie byl zachecajacy.
Z pokoju nagle uslyszalam krzyk.
– Mamo, chodz. Zirytowalam sie.
– Nie mow tak do mnie, Matthew.
– Szybko.
Nutka ponaglenia w jego glosie zelektryzowala mnie. Zastalam Matthew na kolanach przed telewizorem. Palcem dotykal ekranu.
– To on!
– Kto?
– No ten, ktory uratowal mi zycie.
Na ekranie zobaczylam ciemnowlosego mezczyzne z wasem, a potem kamera pokazala inny obraz, jakies ogromne wnetrze z filarami i kandelabrami. Potem ukazala sie mloda kobieta w niebieskiej spodnicy i zadala pytanie.
– Znowu go pokaza – powiedzial Matthew.
– Kto to jest?
– Nie wiem. Dopiero wlaczylem.
Kobieta na ekranie zadala kilka pytan dotyczacych Jane Austen.
Znow pojawila sie twarz mezczyzny. Odpowiadal z pewnoscia siebie, cedzil slowa tak, jakby byl przyzwyczajony do wywiadow. W oku mial wesoly blysk, jakby cala ta sprawa wydawala mu sie smieszna.
– To on… z tymi wasami – upieral sie moj syn.
– Tysiace mezczyzn nosi takie wasy.
– Wiem.
– To nie moze byc ten czlowiek, kochanie.
