Wysiedlismy i przespacerowalismy sie wzdluz kamiennego murku, odgradzajacego podjazd, probujac nie gapic sie na dom zbyt otwarcie. Zatrzymalismy sie u konca muru, gdzie krzaki tworzyly wygodna dla nas oslone, dajac zarazem widok na dom i podjazd.
– Przejdziemy jeszcze raz? – zapytal Matthew.
– Mysle, ze powinnismy chwile postac tutaj.
– Tam jest sciezka. Jesli pojdziemy na pole, bedziemy mieli widok na tyly domu. Moze jest w ogrodzie.
– Nie podniecaj sie – powiedzialam.
Matthew wzruszyl ramionami, wskoczyl na murek, usiadl na nim i zaczal bic pietami o kamienie. Gdzies nad nami rozlegly sie trele kosa. Bylo to mile przezycie. Rzadko slysze spiew ptakow.
– Gruba Molly dzwonila wczoraj wieczorem – rzucil niedbalym tonem. Tym razem nie skarcilam go za obrazanie mojej plci.
– Nie mowiles. O ktorej?
– Dosc pozno. Kiedy bralas kapiel. Powiedzialem, ze nie mozesz podejsc do telefonu.
– Czego chciala tym razem?
– Tego samego, co poprzednio. Czy mamy cos nowego? Mowila, ze mnostwo ludzi dzwonilo do gazety, kiedy puscila ten kawalek, ze chca znalezc bohatera. Niektorzy widzieli, jak mnie uratowal. Opisali go, ale zaden nie wiedzial, kto to jest. Powiedzialem, ze ja wiem, bo byl w telewizji.
– Boze, Mat!
Zalozyl rece na piersi i popatrzyl w niebo.
– Co cie teraz ugryzlo? Mialam ochote skrecic mu kark.
– Podales jej nazwisko profesora?
– Oczywiscie.
– Ty gluptasie! A jesli sie pomyliles?
– Nie pomylilem sie. Juz ci to mowilem.
– Mat, moglbys patrzec na mnie, kiedy mowie do ciebie? Takich rzeczy nie mowi sie dziennikarzom, chyba ze sie jest na sto procent pewnym, a nawet wtedy nie zawsze madrze jest z nimi rozmawiac.
– Dlaczego? Przeciez niczego nie musimy sie wstydzic. Pytala, czy chcialbym cos dodac. Wolalabys, zebym sklamal?
– Mogles jej powiedziec… zreszta, jakie to ma teraz znaczenie? Po co czaimy sie za krzakiem, skoro wszyscy o tym wiedza?
– To byl twoj pomysl, zeby tu przyjechac – wypomnial mi niewdziecznie Matthew. Zeskoczyl z murku. – Zapukamy?
– Chyba nie mamy wyboru. Jestem pewna, ze juz zdazyla do nich zadzwonic. Matthew…
– Tak?
– Pozwol, ze ja bede mowic.
– Prosze bardzo.
Protekcjonalny ton Matthew dotknal mnie. Wyczuwalam w tej uwadze cien szowinistycznej, meskiej wyzszosci. Krylo sie to prawie we wszystkim, co Mat powiedzial dzis rano. Nauczyl sie tego w szkole. Na pewno. Nie moge pozwolic, zeby tak juz zostalo. Bylam dla niego matka i ojcem i wymagalam szacunku. Zlapalam go za rekaw szkolnej marynarki.
– Jesli bedziesz sie do mnie tak odzywal, mlody czlowieku – skarcilam go stanowczo – bedziesz musial znalezc sobie kogos innego, kto wyciagnie cie z tarapatow, bo stracisz cala moja sympatie.
Szeroko otworzyl oczy i nagle zaczal wygladac bardzo dziecinnie.
– Przepraszam, mamusiu.
– Dobrze juz – mruknelam. – Zapomnijmy o tym. – I poszlam w strone domu.
Nawet nie zdazylismy podejsc do wejscia, kiedy Matthew stwierdzil:
– Ktos wychodzi.
Zerknelam nad murkiem i zobaczylam mezczyzne na ganku.
– To nie on! – powiedzial Matthew teatralnym szeptem. – Mamusiu, to nie on.
Sama widzialam, ze czlowiek, ktory szedl teraz szybko, lekko rozkolysanym krokiem w strone volvo na podjezdzie, w niczym nie przypominal profesora. Oboje widzielismy go w telewizji. Ten to byl kawal chlopa, okolo dwudziestu lat, same miesnie i sciegna, mial zaczesane do tylu jasne jak sloma wlosy i nie mial wasow. Nosil chabrowa koszule z krotkimi rekawami, biale dzinsy i biale trampki. Zaswitalo mi w glowie, ze moglam go juz gdzies widziec w innych okolicznosciach. Zazwyczaj, kiedy rozpoznaje ludzi, okazuje sie, ze jechali moja taksowka, ale bywa, ze mozg nie potrafi kogos umiejscowic. Cos mi mowilo, ze ten mlody przystojniak nigdy nie jechal moja taksowka. Widzialam go gdzie indziej. Wzielam Matthew za nadgarstek.
– Nie powinnismy tu dluzej stac. Lepiej chodzmy.
Nie zrobilismy nawet kilku krokow, kiedy nagle rozegrala sie scena jak z melodramatu. Z otwartych drzwi dobiegl ostry krzyk.
– Nie mozesz tak odejsc, na litosc boska! Wroc! – Na ganku pojawila sie kobieta z dlugimi, rozpuszczonymi, rudymi wlosami i rzucila sie za mezczyzna. Dopadla go, kiedy otwieral drzwi samochodu. Musiala byc o kilka lat starsza od niego, twarz nadal miala piekna, ale skora na niej byla napieta i zmeczona.
Wszystko to stalo sie, kiedy przechodzilismy przed John Brydon House. Nie chcialam wydac sie ciekawska, szczegolnie ze kobieta byla bosa i miala na sobie tylko rozowa jedwabna, rozchylona az do bioder podomke. Nie potrzebuje klopotow. Oboje zbyt byli pochlonieci wlasnym dramatem, zeby zwracac uwage na to, czy ktos na nich patrzy. Kobieta wyciagnela reke i chwycila mezczyzne za zloty lancuszek na szyi. Nie chciala pozwolic, zeby wsiadl do samochodu.
– Andy, nie odchodz, nie mozesz mi tego zrobic! Wroc, prosze! Co mam zrobic, ukleknac i blagac cie?! – krzyczala.
Mezczyzna, do ktorego mowila Andy, nie odpowiedzial. Odrywal jej palce, jeden po drugim, od lancuszka, jakby sie bal, ze go zerwie, kiedy ja odepchnie. Ona zlapala go za bujne jasne wlosy, ale to nie zrobilo na nim wrazenia. Kiedy udalo mu sie uratowac lancuszek, chwycil ja za nadgarstki, zmusil do uklekniecia i przewrocil lekkim, pogardliwym pchnieciem.
– Ty draniu! – krzyknela, gdy upadla bokiem na zwir, ale mogl ja pchnac mocniej, wtedy bardziej by ja zabolalo.
Zanim zdolala wstac, Andy wsiadl do samochodu i zatrzasnal drzwi. Wlaczyl silnik. Bila piesciami w szybe i krzyczala.
– Andy, przepraszam!
Volvo zachrzescilo po zwirze, wyjechalo na droge i skrecilo w kierunku Bath. Kobieta podbiegla az do bramy i patrzyla jak odjezdza. Szlochala.
Wleklismy sie z Matthew oszolomieni, ale teraz przyspieszylismy i dotarlismy do naszego samochodu. Szczesliwie nie stal z tej strony, dokad pojechalo volvo. Wsiedlismy i zamknelismy drzwi.
– Jak myslisz, kto to byl? – zapytal Matthew. Powiedzialam, ze nie mam zielonego pojecia.
– To ten dom.
– Wiem. Ksiazki telefoniczne nie sa na biezaco uzupelniane. Moze twoj profesor sprzedal go i wyprowadzil sie dokads. Tak czy inaczej, proponuje, zebysmy nie pukali do tych drzwi.
– Czemu ona tak krzyczala?
– Nic nam do tego. To ich prywatne sprawy.
– Tak jak seks? To masz na mysli?
– Matthew, dosc juz tego.
– Pod podomka nic nie miala. Czy to prostytutka, mamusiu?
– Nie badz smieszny. – Uruchomilam samochod.
– Tylko pytalem. Prawie nie rozmawiasz ze mna o seksie. Wyzwolona mlodziez! W jego wieku prawie spalilam sie ze wstydu, kiedy matka powiedziala mi, czego mam sie spodziewac, choc ani razu nie nazwala nawet organow rozrodczych.
Zawrocilam i przejechalam obok domu. Kobieta zniknela, drzwi frontowe byly zamkniete. Pojechalismy do Bath i zaparkowalismy naprzeciwko Orange Grove. Bylam zadowolona, ze mam w zanadrzu obietnice, jaka zlozylam Matowi – wizyte w centralnej bibliotece, w dziale historii lokalnej. Zaprowadzilam go na parter i spedzilismy w ciszy pol godziny, zdejmujac ksiazki z polek i szukajac informacji o Gay Street. Odkrylismy, ze
