– To dziwne.

– Wolalabym o tym nie mowic.

Nie przyjela tego za odmowe, wlozyla reke do torebki i wyjela notatnik.

– No dobrze. Tylko podstawowe fakty. Ile masz lat, Matthew? Matthew spojrzal na mnie, czy ma odpowiedziec, a ja kiwnelam glowa.

Glupio sobie tlumaczylam, ze w ten sposob sie jej pozbede, jak tylko zrobi pare notatek.

– Dwanascie.

– I bawiles sie nad jazem Pulteney. Z kolegami?

– Tak.

– Ilu ich bylo?

– Dwoch.

– Jak sie nazywaja?

– Nie chce, zeby mieli klopoty.

– Dlaczego… popchneli cie?

– Nie, sam wpadlem. Szedlem wzdluz brzegu i przewrocilem sie.

– O malo nie utonales.

– Niewiele pamietam. Wstalam.

– Wystarczy. Tyle moglismy pani pomoc. A teraz, jesli pani pozwoli, pojdziemy juz. Chce zawiezc syna do domu.

– Ale nie zebralam jeszcze materialu o akcji ratunkowej.

– Slyszala pani, co powiedzial. Nic nie pamieta.

– Musisz pamietac czlowieka, ktory cie uratowal, Matthew. Zobaczyles go, kiedy otworzyles oczy.

– Tak.

– Dowiedziales sie, jak sie nazywa?

– Nie. Mial ciemne wlosy i wasy.

– Jakie wasy?

Matthew przytknal obie dlonie do twarzy i przejechal palcami spod nosa do kacikow ust.

– Takie.

– Meksykanskie? Pokiwal glowa.

– Nosil koszule w paski i krawat.

– Czyli elegancko ubrany. Mlody?

– Nie bardzo.

– W srednim wieku? Powyzej czterdziestki?

– Az taki stary nie.

– Cos ci powiedzial?

– Rozmawial glownie z Piersem.

– Twoim kolega ze szkoly? Matthew westchnal ciezko.

– Prosze nie podawac jego imienia. Powinnismy wtedy byc w szkole.

– A zatem byliscie na wagarach? Musialam sie wtracic.

– Nie sadze, zeby to byl temat dla gazety – powiedzialam. – Niech szkola sie tym zajmie, a jestem pewna, ze sie zajmie. Chodz, Mat. – Zrobilam krok w kierunku drzwi.

– Szkoda, ze nasz fotoreporter tu nie dotarl – powiedziala Molly Abershaw. – Nie moge kazac panstwu czekac.

– I nie bedziemy czekac.

Wyszla z nami z izby przyjec i zaproponowala, ze nas podwiezie. Powiedzialam, ze mamy wlasny transport.

Spojrzalam na szeregi wozow lsniacych w sloncu, probujac sobie przypomniec, gdzie zostawilam czarnego, firmowego mercedesa. Taka bylam rozkojarzona, kiedy przyjechalam.

– Tam. – Matthew pokazal woz palcem. Pani Abershaw nadal stala przy nas.

– Jezdzi pani mercedesem?

– Moja mama jest kierowca – powiedzial Matthew.

– Tak – odparlam gorzkim tonem – niech pani to zapisze. Chce pani poznac przebieg?

– Wszyscy musimy zarabiac na zycie. – Zabrzmialo to niemal jak przeprosiny.

Zawahalam sie, kiedy zaczela szukac kluczykow. Widzicie, ta uwaga mnie zmiekczyla. Uporczywosc dziewczyny zirytowala mnie, ale glos wewnetrzny mowil mi, ze to trudny zawod. Redakcja ja wyslala, zeby zebrala material do artykulu. Niewiele to sie roznilo od mojej pracy. Moj szef, Stanley Buckie, wysylal mnie na spotkania z waznymi klientami w Bath albo na stacjach kolejowych w Bristolu. Niektorzy z tych wazniakow byli bardzo nieprzyjemni.

– Przepraszam, to byl straszny dzien.

– Czy Maxim, nasz fotoreporter, moze przyjsc jutro do panstwa do domu, zrobic zdjecie?

Wsiadlam do samochodu, wyjelam wizytowke i nabazgralam na odwrocie nasz adres.

– Dziekuje pani – powiedziala. – Naprawde dziekuje. Czy maz bedzie w domu?

– Jestem rozwiedziona.

– Tatus gra w szachy w barwach Norwegii – oznajmil Matthew. Zamknelam drzwi i zapalilam silnik.

– Nie musiales nic mowic o swoim ojcu – powiedzialam, kiedy wyjechalismy poza teren szpitala.

– Ale to prawda. Jestem z niego dumny. Nie odezwalam sie wiecej.

Rozdzial 3

Matthew nie poszedl do szkoly nastepnego dnia, nie dlatego ze byl chory. Pomyslalam, ze nalezy mu sie dzien odroczenia, zanim bedzie sie musial stawic w gabinecie dyrektora. W dodatku byl prawie koniec semestru. Znacie, oczywiscie, Abbey Choir School. Jest tam prywatna szkola podstawowa, do ktorej uczeszcza Mat, i szkola srednia dla chlopcow powyzej trzynastego roku. Na trzynaste urodziny zdaja egzamin. To bedzie w lutym. Prymusi ida do najlepszych szkol prywatnych w kraju, ale wiekszosc po prostu zdaje do szkoly sredniej. W broszurze podkreslane sa tradycyjne wartosci. Rodzice musza podpisac zgode na karcenie za zle zachowanie. Uwaza sie to za dobry sposob na wzbudzanie szacunku i lojalnosci i wiekszosc rodzicow tez chyba tak mysli. Wagary prowadza nieuchronnie do ciegow.

Uczylam sie w zwyczajnym, wielkim ogolniaku i musze przyznac, ze metody szkoly prywatnej sa dla mnie niezrozumiale. Zadreczalam sie myslami, czy mam prawo trzymac Matthew w takiej szkole. Ale trzy lata wczesniej, kiedy mial dziewiec lat, poprosilam dyrektora, zeby go przyjal. To bylo wtedy, kiedy moj maz Sverre mnie opuscil. Znalazlam sie wtedy w zyciowym dolku, mysl o samodzielnym wychowywaniu syna przerazala mnie. Przegralam na calej linii w stosunkach z mezczyznami: z moim ozlopanym piwskiem ojcem, z bracmi, ktorych uwazalam i nadal uwazam za rywali, z mezem, ktory rzucil mnie nie dla innej kobiety, ale dla szachow. Jakie wiec mialam prawo, by wychowac syna na mezczyzne?

Coz, pomyslalam, ze szkola to meska instytucja i Matthew nauczy sie zyc posrod innych mezczyzn, co pomoze mu pokonac trudnosci wieku dojrzewania. To jest uzasadnienie, a teraz on jest w chorze i w ogole. Watpie, czy go stamtad rusze. Pracowalam bardzo ciezko, zeby zwiazac koniec z koncem i zaplacic czesne. Najpierwjako taksowkarz, a teraz jako kierowca w spolce.

Bylabym bardziej zadowolona, gdybym wierzyla w ten system. Uznaje Biblie, muzyka koscielna musi odgrywac istotna role w zyciu szkoly z chorem, a i lacina tez powinna byc obowiazkowa. Ale dlaczego do wszystkiego innego podchodza tak staromodnie? Na angielskim spedzaja godziny na analizie gramatycznej zdan. Lista lektur konczy sie na Dickensie. Pan od matematyki zakazuje uzywania kalkulatorow. Sport ogranicza sie do prawidlowego trzymania kija od krykieta. Nie ma w tym radosci. Nie trzeba byc pedagogiem, zeby zauwazyc, ze za duzo tam wkuwania. A kary cielesne sa okropne. Przynajmniej ja tak uwazam.

O dziwo, Matthew nigdy nie prosil, zeby go przeniesc do innej szkoly. Jedyna rzecz, ktora mu sie nie podobala, to spiewanie od czasu do czasu w soboty podczas slubow w opactwie, bo traci czesc wolnego dnia. Poza tym prawie nie narzekal. Te wagary (w mojej szkole nazywano to prostacko zrywa i czesto to robilam) to

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату