mlasniecie.

Zreszta wracajac do rzeczy, jestem tez pewien ze wspominalem wam, o Chlopakach z Kablowej, chociaz dalej stacjonuja przy Pseudopolis Yard, ludzie nie lubia kiedy straznicy nie nosza mundurow ale, komendant Vimes mowi ze przestepcy, tez nie nosza mundurow, wiec niech ich l*cho porwie.

Przerwal. Wiele mowil na temat kapitana Marchewy fakt, ze po prawie dwoch latach spedzonych w Ankh- Morpork wciaz czul sie niepewnie, uzywajac takich slow jak l*cho.

Komendant Vimes twierdzi, ze musimy miec tajnych policjantow, skoro popelniane sa tajne przestepstwa…

Znowu przerwal. Kochal swoj mundur. Nie mial innego ubrania. Sam pomysl straznika w przebraniu byl… no, byl nie do pomyslenia. Kojarzyl sie z piratami zeglujacymi pod falszywa bandera. Albo ze szpiegami.

Po chwili znow zaczal pilnie stawiac litery.

…a komendant Vimes wie o czym mowi, jestem pewien. Uwaza ze to nie jest ta staroswicka policyjna robota kiedy sie, lapalo tych biednych ofermow za gupich zeby uciec!! W kazdym razie to oznacza duzo wiecej pracy i nowe twarze w strazy.

Czekajac, az w myslach uformuje sie nowe zdanie, Marchewa wzial z talerza kielbaske i opuscil ja ponizej kolan.

Znowu cos mlasnelo.

Kelner zakrzatnal sie przy nim.

— Moze jeszcze dokladke, panie Marchewa? Na koszt firmy.

Kazda restauracja i jadlodajnia w Ankh-Morpork proponowala Marchewie darmowe posilki, z pelna satysfakcji swiadomoscia, ze zawsze bedzie nalegal, by zaplacic.

— Nie, doprawdy… Bylo bardzo dobre. Tutaj prosze… dwadziescia pensow i reszty nie trzeba.

— A jak tam ta mloda dama? Nie widzialem jej dzisiaj.

— Angua? Och, jest… kreci sie tu i tam, wie pan. Na pewno jej powtorze, ze pan o nia pytal.

Krasnolud z zadowoleniem pokiwal glowa i odszedl.

Marchewa starannie dopisal jeszcze kilka linijek, po czym zapytal bardzo cicho:

— Czy ten wozek z koniem wciaz stoi przed piekarnia Staloskorki?

Cos pod stolem zaskomlalo.

— Naprawde? To dziwne. Wszystkie dostawy skonczyly sie juz przed godzina, a make i zwir przywoza dopiero po poludniu. Woznica siedzi na kozle?

Ciche szczekniecie.

— I kon jest troche za dobry jak na wozek dostawczy. No i wiesz, normalnie woznica chyba zalozylby mu worek z obrokiem. Poza tym mamy ostatni czwartek miesiaca, czyli u Staloskorki dzien wyplat. — Marchewa odlozyl olowek i grzecznie pomachal reka, by zwrocic uwage kelnera. — Mozna prosic o kubek kawy zolednej, panie Swidro? Na wynos.

W Muzeum Chleba Krasnoludow w Zaulku Bakowym pan Hopkinson, kustosz, byl nieco podekscytowany. Pomijajac wszelkie inne wzgledy, wlasnie zostal zamordowany. W tej chwili jednak uwazal to jedynie za irytujacy i niezbyt istotny szczegol.

Zostal zatluczony na smierc bochenkiem chleba. Jest to wydarzenie rzadkie, nawet w najgorszych ludzkich piekarniach, jednakze chleb krasnoludow ma niezwykle wlasciwosci jako bron zaczepna. Krasnoludy uwazaja piekarstwo za element sztuki wojennej. Kiedy wypiekaja kamienne ciasteczka, nie jest to metafora.

— Popatrz tylko na to wgniecenie! — rzekl oburzony Hopkinson. — Calkiem zniszczyl skorke!

I PANSKA CZASZKE TAKZE, zauwazyl Smierc.

— No tak — zgodzil sie Hopkinson tonem czlowieka, ktory uwaza, ze czaszki mozna dostac po tuzinie za pensa, ale dobrze wie, jaka jest wartosc muzealna dobrego chleba. — Co jest zlego w zwyczajnej palce, pytam? Czy nawet mlocie? Moglbym mu dostarczyc takich narzedzi, gdyby tylko poprosil.

Smierc, ktory z natury sam mial osobowosc obsesyjna, zrozumial, ze stanal przed mistrzem. Zmarly pan Hopkinson mowil piskliwym glosem i nosil okulary na kawalku czarnej tasiemki — jego duch mial teraz na nosie ich widmowy odpowiednik — a te cechy zawsze oznaczaja umysl nakazujacy odkurzac dolne powierzchnie mebli i ukladac spinacze wedlug rozmiarow.

— To naprawde fatalnie — stwierdzil. — W dodatku bardzo niewdziecznie sie zachowal, biorac pod uwage, ze udzielilem im pomocy z piekarnikiem. Naprawde uwazam, ze powinienem zlozyc skarge.

PANIE HOPKINSON, CZY W PELNI ZDAJE PAN SOBIE SPRAWE Z FAKTU, ZE JEST PAN MARTWY?

— Martwy? — pisnal kustosz. — O nie, w zaden sposob nie moge byc martwy. Nie w tej chwili. To bardzo nieodpowiedni moment. Nie skatalogowalem nawet buleczek szturmowych.

A JEDNAK.

— Nie, nie. Bardzo mi przykro, ale to niemozliwe. Musisz zaczekac. Nie mam czasu na tego rodzaju nonsensy.

Smierc byl zaskoczony. Wiekszosc osob, kiedy mijal wstepny szok, z pewna ulga przyjmowala fakt wlasnego zgonu. Przestawalo im ciazyc podswiadome brzemie. Spadal kosmiczny but. Najgorsze juz sie stalo i mogli — metaforycznie oczywiscie — zaczac nowe zycie. Bardzo nieliczni traktowali zdarzenie jak zwykla niedogodnosc, ktora zostanie usunieta, jesli tylko beda dostatecznie dlugo sie skarzyc.

Dlon pana Hopkinsona przeniknela przez blat stolu.

— Och!

WIDZI PAN?

— To bardzo niepozadane w tej chwili. Czy moglbys ustalic bardziej odpowiedni termin?

TYLKO PO KONSULTACJI Z PANSKIM MORDERCA.

— Mam wrazenie, ze cala sprawa jest fatalnie zorganizowana. Chce zlozyc skarge. W koncu place podatki.

JESTEM SMIERCIA, NIE PODATKAMI. PRZYCHODZE TYLKO RAZ.

Cien pana Hopkinsona zaczal sie rozwiewac.

— Chodzi mi o to, ze zawsze staralem sie planowac wszystko z wyprzedzeniem, rozsadnie…

UWAZAM, ZE NAJLEPSZA METODA JEST PRZYJMOWANIE W ZYCIU TEGO, CO SIE ZDARZY.

— Mam wrazenie, ze to brak odpowiedzialnosci…

DLA MNIE ZAWSZE TO DZIALALO.

Lektyka zatrzymala sie przed Pseudopolis Yard. Vimes zostawil nosicieli, zeby ja zaparkowali, a sam ruszyl szybkim krokiem, wkladajac po drodze plaszcz.

Pamietal czasy — wydawalo sie, ze to zaledwie wczoraj — kiedy komenda strazy byla prawie pusta. Stary sierzant Colon drzemal na krzesle, a przy piecyku suszylo sie pranie kaprala Nobbsa. A potem nagle wszystko sie zmienilo…

Sierzant Colon czekal na niego z notesem.

— Mam tu meldunki z komisariatow, sir — oznajmil, biegnac truchtem obok Vimesa.

— Cos szczegolnego?

— Takie troche dziwne zabojstwo, sir. W jednym z tych starych domow przy Bezprawnym Moscie. Jakis stary kaplan. Nie znam szczegolow. Patrol zawiadomil tylko, ze trzeba sie temu przyjrzec.

— Kto go znalazl?

Вы читаете Na glinianych nogach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×