— Wiecie, to zabawne — wtracil Nobby. — W ciasteczkach szczescia nigdy nie znajduje sie zlej wrozby. Zauwazyliscie? Nigdy nie napisza czegos w stylu „O rany, ulozy ci sie naprawde fatalnie”. Znaczy, to nigdy nie sa ciasteczka nieszczescia.
Vimes zapalil cygaro i machnal zapalka, by ja zgasic.
— Przyczyna jest jedna z fundamentalnych sil napedowych wszechswiata, kapralu.
— Jaka? Ze niby ludzie, ktorzy czytaja wrozby z ciasteczek szczescia, to szczesciarze?
— Nie. Taka, ze ludzie, ktorzy sprzedaja ciasteczka szczescia, chca je nadal sprzedawac. Chodzmy, funkcjonariuszu Dorfl. Pojdziemy sie przejsc.
— Jest sporo korespondencji, sir — przypomnial Colon.
— Powiedzcie kapitanowi Marchewie, zeby ja przejrzal — odparl Vimes juz od drzwi.
— Jeszcze sie nie zjawil, sir.
— Listy zaczekaja.
— Tak jest, sir.
Colon usiadl za biurkiem. To dobre miejsce, uznal. Bez najmniejszej nawet szansy na kontakt z Natura. Dzis rano przeprowadzil jedna z rzadkich rozmow z pania Colon i stanowczo wyjasnil, ze nie jest juz zainteresowany zblizeniem sie do ziemi, poniewaz byl juz tak blisko, jak to tylko mozliwe, i odkryl, ze jest brudna. Solidna, gruba warstwa bruku, stwierdzil, to minimalna odleglosc, na jaka sklonny jest zblizyc sie do Natury. A poza tym Natura okazala sie lepka i sliska.
— Ide na sluzbe — poinformowal Nobby. — Kapitan Marchewa kazal mi sie zajac prewencja przy ulicy Zapiekanki Brzoskwiniowej.
— A jak masz to robic? — zdziwil sie Colon.
— Powiedzial: Trzymaj sie z daleka.
— Nobby, a o co chodzi z tym, ze niby nie jestes jednak lordem? — zapytal Colon ostroznie.
— Chyba mnie wylali — odparl Nobby. — I dobrze. To jasniepanskie zarcie jest takie sobie, a drinki to zwykle siki.
— To miales szczescie, ze ci sie udalo wyrwac. Nie bedziesz juz musial oddawac swoich ubran ogrodnikom i w ogole.
— No. Po prawdzie to zaluje, ze im powiedzialem o tym pierscieniu.
— Pewno. Oszczedzilbys sobie klopotow — zgodzil sie Colon.
Nobby splunal na odznake i pracowicie wytarl ja o rekaw.
Dobrze, westchnal w duchu, ze im nie powiedzialem o tiarze, diademie i trzech zlotych medalionach.
— Dokad Zmierzamy? — spytal Dorfl, gdy spacerowym krokiem przechodzili po Mosieznym Moscie.
— Pomyslalem, ze moze powoli wprowadze cie w obowiazki straznicze w palacu — odparl Vimes.
— Aha. To Tam, Gdzie Straz Pelni Takze Funkcjonariusz Wizytuj, Moj Nowy Przyjaciel.
— Znakomicie.
— Chcialbym Zadac Pytanie — oznajmil golem.
— Tak?
— Rozbilem Kolowrot, Ale Golemy Go Naprawily. Dlaczego? Wyprowadzilem Tez Zwierzeta, Ale One Tylko Niemadrze Krecily Sie Po Ulicach. Niektore Wrocily Nawet Do Zagrod Przy Rzezni. Dlaczego?
— Witaj w swiecie, funkcjonariuszu Dorfl.
— Czy Wolnosc Jest Przerazajaca?
— Ty to powiedziales.
— Mowisz Ludziom: Zrzuccie Lancuchy, A Oni Wykuwaja Dla Siebie Nowe?
— Owszem, wydaje sie, ze to podstawowa ludzka dzialalnosc.
Dorfl zastanawial sie nad tym przez chwile.
— Tak — rzekl w koncu. — Rozumiem Dlaczego. Wolnosc To Tak, Jakby Miec Otworzony Czubek Glowy.
— Musze wam uwierzyc na slowo, funkcjonariuszu.
— Bedziecie Mi Placic Dwa Razy Wiecej Niz Innym Straznikom — zakomunikowal golem.
— Bedziemy?
— Tak. Nie Sypiam. Moge Pracowac Bez Przerwy. To Swietny Interes. Nie Potrzebuje Wolnych Dni, Zeby Pochowac Swoja Babcie.
Jak szybko sie ucza, pomyslal Vimes.
— Ale masz swoje dni swiete, prawda? — zapytal.
— Albo Wszystkie Dni Sa Swiete, Albo Zaden. Jeszcze Nie Zdecydowalem.
— Tego… A po co ci pieniadze, Dorfl?
— Bede Oszczedzal I Kupie Golema Klutza, Ktory Pracuje W Fabryce Pikli, I Oddam Go Jemu Samemu. Potem Razem Bedziemy Zarabiac I Oszczedzac Na Golema Bobkesa Ze Skladu Wegla; Trzech Nas Bedzie Pracowac, Az Kupimy Golema Shmate, Ktory Trudzi Sie W Siedmiodolarowej Pracowni Krawieckiej Przy Ulicy Zapiekanki Brzoskwiniowej; Nastepnie Wszyscy Czterej…
— Niektorzy mogliby probowac raczej uwolnic swych towarzyszy sila, droga krwawej rewolucji — zauwazyl Vimes. — Oczywiscie, nie sugeruje nic takiego, w zadnym razie.
— Nie. To By Byla Kradziez. Jestesmy Kupowani I Sprzedawani. A Zatem Wykupimy Sie, By Byc Wolni. Poprzez Nasza Prace. Nikt Inny Tego Dla Nas Nie Zrobi. Uczynimy To Sami.
Vimes usmiechnal sie. Chyba zadna inna rasa na calym swiecie nie zadalaby pokwitowania za swoja wolnosc. Pewnych rzeczy zwyczajnie nie da sie zmienic.
— Oho — rzekl. — Jacys ludzie chca z nami porozmawiac.
Do mostu zblizal sie spory tlumek przybrany w szare, czarne i zolte szaty. Tworzyli go kaplani. Wygladali na zagniewanych. Kiedy przeciskali sie i przepychali miedzy ludzmi, spielo sie nawet ze soba kilka aureoli.
Na czele szedl Hughnon Ridcully, pierwszy kaplan Slepego Io, pelniacy funkcje najblizsza chyba religijnego rzecznika miasta. Zauwazyl Vimesa i pospieszyl ku niemu, groznie wznoszac palec.
— Posluchaj no, Vimes — zaczal i urwal. Zobaczyl Dorfla. — To jest to? — zapytal.
— Jesli chodzi o golema, to jest on. Funkcjonariusz Dorfl, wasza wielebnosc.
Dorfl z szacunkiem dotknal helmu.
— Czym Mozemy Sluzyc? — zapytal.
— Tym razem przesadziles, Vimes! — oswiadczyl Ridcully, ignorujac pytanie golema. — Posunales sie za daleko! Pozwoliles, zeby ta rzecz mowila, a przeciez nawet nie jest zywa!
— Ma byc rozbita!
— Bluznierstwo!
— Ludzie na to nie pozwola!
Ridcully obejrzal sie na kaplanow.
— Ja mowie — przypomnial. Po czym wrocil do Vimesa. — To sie kwalifikuje jako straszliwa profanacja i oddawanie czci idolom…
— Nie oddaje mu czci. Ja tylko go zatrudniam — odparl Vimes, ktory calkiem dobrze sie bawil. — Jest bardzo przydatny. — Nabral tchu. — A jesli szukacie czegos, co jest straszliwa profanacja…
— Przepraszam — wtracil Dorfl.
— Nie sluchamy cie! — zawolal kaplan. — Nie jestes zywy!
Dorfl kiwnal glowa.
— Stwierdzenie To Jest Zasadniczo Prawdziwe.
— Widzicie? Sam sie przyznal!
— Proponuje, Zebyscie Wzieli Mnie, Rozbili, Odlamki Roztlukli Na Kawalki, A Kawalki Roztarli Na Proszek, Po Czym Przemielili Je Na Najdrobniejszy Z Mozliwych Pyl. Wierze Wam, Ze Nie Znajdziecie W Nim Nawet Jednego Atomu Zycia…
— To prawda! Tak zrobmy!
— Jednakze, Aby W Pelni Przetestowac Teze, Jeden Z Was Musi Zgodzic Sie Poddac Temu Samemu Procesowi.
Zapadla cisza.
— To nie fair — stwierdzil po chwili jeden z kaplanow. — Przeciez potem wystarczy ulepic cie z tego pylu i