toporze ktoregos z tych panskich slynnych sladow?
— Raczej nie, sir. Za duzo jest na nim odciskow palcow.
— Byloby straszne, nieprawdaz, gdyby ludzie pomysleli, ze moga brac prawo we wlasne rece…
— Nie ma obawy, sir. Za mocno je trzymam.
Vetinari raz jeszcze puknal w topor.
— Niech mi pan powie, sir Samuelu, czy mowi panu cos zdanie:
Tego wyrazenia uzywal czasem Marchewa, ale Vimes nie byl w nastroju do przyznawania sie do czegokolwiek.
— Trudno powiedziec, sir. Chodzi o jakis deser, prawda?
— To znaczy: „Kto pilnuje samych straznikow”, sir Samuelu.
— Aha.
— I co?
— Sir?
— Kto pilnuje strazy, zastanawiam sie.
— Och, to proste. Pilnujemy siebie nawzajem.
— Doprawdy? Intrygujaca mysl…
Patrycjusz wyszedl z sali do glownego holu. Vimes maszerowal za nim.
— Jednakze — stwierdzil Vetinari — dla zachowania spokoju w miescie golem musi zostac zniszczony.
— Nie, sir.
— Pozwoli pan, ze powtorze te instrukcje.
— Nie, sir.
— Jestem przekonany, ze wydalem panu rozkaz, komendancie. Wyraznie czulem, jak moje wargi sie poruszaja.
— Nie, sir. On jest zywy, sir.
— Jest zrobiony z gliny, Vimes.
— Jak my wszyscy, sir. Wedlug tych broszur, ktore rozdaje funkcjonariusz Wizytuj. Poza tym on sam uwaza, ze jest zywy, a dla mnie to calkiem wystarczy.
Patrycjusz skinal reka w strone schodow i swojego gabinetu pelnego papierow.
— Mimo to, komendancie, otrzymalem nie mniej niz dziewiec oficjalnych pism od najwazniejszych osobistosci religijnych, stwierdzajacych, ze jest abominacja.
— Rozumiem, sir. Przeanalizowalem ten punkt widzenia, sir, i doszedlem do nastepujacego wniosku: dupki, cala ta banda.
Patrycjusz na moment zaslonil dlonia usta.
— Sir Samuelu, jest pan twardym negocjatorem. Z pewnoscia potrafi pan czasem ustapic.
— Trudno powiedziec, sir. — Vimes podszedl do glownych drzwi i otworzyl je. — Mgla sie rozwiala, sir — oznajmil. — Sa jeszcze niewielkie chmury, ale widac stad wszystko az do Mosieznego Mostu…
— Do czego pan uzyje tego golema?
— Nie „uzyje”, sir. Zatrudnie go. Pomyslalem, ze przyda sie do utrzymywania porzadku.
— Straznik?
— Tak jest, sir. Nie slyszal pan, sir? Golemy wykonuja wszystkie brudne prace.
Vetinari przez chwile patrzyl, jak komendant Vimes odchodzi, i westchnal.
— On tak lubi dramatyczne wyjscia — powiedzial.
— Istotnie, panie — zgodzil sie Drumknott, ktory bezglosnie pojawil sie u jego ramienia.
— Ach, Drumknott. — Vetinari wyjal z kieszeni spory kawalek swiecy i wreczyl go sekretarzowi. — Pozbadz sie tego jakos bezpiecznie, dobrze?
— Panie?
— To swieca z wczorajszej nocy.
— Niewypalona, panie? Przeciez sam widzialem w lichtarzu ogarek…
— Alez oczywiscie. Odcialem maly kawalek i zapalilem na chwile knot. Nie moglem pozwolic, by nasz dzielny policjant sie domyslil, ze rozwiazalem te zagadke. Przeciez tak bardzo sie staral i tak dobrze sie bawil, bedac… no, bedac Vimesem. Nie jestem tak calkiem bez serca.
— Alez panie, mogles zalatwic te sprawe dyplomatycznie! A zamiast tego on pakowal sie wszedzie, przewracal wszystko do gory nogami, wielu ludzi rozzloscil albo nastraszyl…
— Rzeczywiscie? Cos podobnego… No, no…
— Aha — powiedzial Drumknott.
— No wlasnie.
— Czy zyczysz sobie, panie, by naprawic stol w Sali Szczurow?
— Nie, Drumknott, zostaw ten topor, gdzie jest. Mysle, ze bedzie… interesujaca ciekawostka.
— Czy moge cos zauwazyc, panie?
— Oczywiscie — zgodzil sie Vetinari, patrzac, jak Vimes mija brame palacu.
— Przyszlo mi do glowy, sir, ze gdyby komendant Vimes nie istnial, musialby go pan stworzyc.
— A wiesz, Drumknott, wlasciwie mysle, ze to zrobilem.
— Ateizm To Takze Postawa Religijna — zahuczal Dorfl.
— Wcale nie! — zaprotestowal funkcjonariusz Wizytuj. — Ateizm to zaprzeczenie istnienia boga!
— A Zatem Postawa Religijna. W Samej Rzeczy Bowiem Szczery Ateista Mysli O Bogu Bezustannie, Choc Istotnie W Terminach Negacji. Zatem Ateizm Jest Forma Wiary. Gdyby Ateista Naprawde Nie Wierzyl, Nie Przejmowalby Sie Lub Nie Przejmowalaby Sie Zaprzeczaniem.
— Czytales broszury, ktore ci przynioslem? — zapytal podejrzliwie Wizytuj.
— Tak. Wiele Z Nich Nie Ma Zadnego Sensu. Ale Chetnie Przeczytalbym Wiecej.
— Naprawde? — Oczy Wizytuja rozblysly. — Naprawde chcesz wiecej broszur?
— Tak. Sa W Nich Liczne Tezy, Ktore Chcialbym Przedyskutowac. Jesli Znasz Jakichs Kaplanow, Z Radoscia Podjalbym Z Nimi Dyspute.
— Dobrze juz, wystarczy — przerwal im sierzant Colon. — Zlozysz te nieszczesna przysiege, Dorfl, czy nie?
Dorfl uniosl dlon wielkosci lopaty.
— Ja, Dorfl, W Trakcie Poszukiwania Bostwa, Ktorego Istnienie Przetrwa Racjonalna Argumentacje, Przysiegam Na Chwilowe Zasady Osobiscie Wyznawanego Systemu Moralnego…
— Naprawde chcesz wiecej tych broszur? — upewnil sie funkcjonariusz Wizytuj.
— Tak.
— O moj boze! — Wizytuj zalal sie lzami. — Nikt mnie jeszcze nigdy nie poprosil o nowe broszury.
Colon obejrzal sie, wyczuwajac, ze Vimes ich obserwuje.
— Nic z tego nie bedzie, sir — powiedzial. — Od godziny probuje go zaprzysiac, a ciagle zaczynamy sie klocic o przysiegi i rozne takie…
— Chcesz zostac straznikiem, Dorfl? — zapytal Vimes.
— Tak.
— Dobrze. Dla mnie to jak przysiega. Daj mu odznake, Fred. A to dla ciebie, Dorfl: zaswiadczenie, ze jestes oficjalnie zywy. Na wypadek gdybys mial jakies problemy. No wiesz… z ludzmi.
— Bardzo Dziekuje — rzekl z powaga golem. — Gdybym Kiedys Czul, Ze Nie Jestem Zywy, Wyjme To I Przeczytam.
— Jakie sa twoje obowiazki? — spytal Vimes.
— Sluzyc Spoleczenstwu, Chronic Niewinnych I Solidnie Szturchac Posladki, Sir.
— Szybko sie uczy, co? — ucieszyl sie Colon. — Nawet mu nie mowilem o tym ostatnim.
— Ludziom sie to nie spodoba — zauwazyl Nobby. — Taki golem jako straznik nie bedzie popularny.
— Jaka Jest Lepsza Praca Dla Tego, Ktory Ukochal Wolnosc, Niz Funkcja Straznika? Prawo Jest Sluga Wolnosci. Wolnosc Bez Ograniczen To Tylko Slowo — oznajmil grzmiacym glosem Dorfl.
— Cos ci powiem — rzekl Colon. — Jak nic z tego nie wyjdzie, zawsze mozesz znalezc robote przy wypieku ciasteczek szczescia.