matka.

Tak wiec Akwila wybrala sie, by otrzymac wyksztalcenie warte pol tuzina jaj.

Wiekszosc miejscowych chlopcow, dorastajac, imala sie tych samych zajec, ktore wykonywali ich ojcowie, albo prac, ktorych jakis inny ojciec z wioski mogl ich nauczyc, jesli do niego wystarczajaco czesto zachodzili. Po dziewczetach spodziewano sie, ze dorosna, by zostac czyjas zona. Oczekiwano rowniez, ze beda umialy czytac i pisac, co uznawano za zbyt delikatne zajecia dla chlopcow.

Choc trzeba przyznac, ze wszyscy zdawali sobie jakos sprawe, iz jest kilka rzeczy, jakie nawet chlopcy powinni wiedziec, chociazby po to, by nie marnowac potem czasu na zadawanie zbednych pytan w rodzaju: „Co jest po drugiej stronie gor?” albo, „Jak to sie dzieje, ze deszcz spada z nieba?”.

Kazda rodzina w wiosce kupowala co roku kalendarz i czesc wiedzy pochodzila z jego kart. Kalendarz byl duzy, gruby i drukowano go gdzies daleko. Mozna w nim bylo znalezc mnostwo szczegolow na temat faz ksiezyca i odpowiedniego czasu, by siac fasole. Zawieral takze kilka przepowiedni na dany rok, a ponadto wspominal o takich odleglych miejscach jak Klatch czy Hersheba. Akwila widziala w kalendarzu obrazek pokazujacy Klatch. Widnial na nim wielblad stojacy na pustyni. Tylko dzieki temu, ze matka wytlumaczyla jej, czym jest jedno, a czym drugie, Akwila zrozumiala ilustracje. Tak wiec Klatch to byl wielblad na pustyni. Czasami zastanawiala sie, czy jednak nie oznaczal czegos wiecej, ale wyraznie rownanie „Klatch = wielblad, pustynia” nie budzilo u nikogo watpliwosci.

I o to wlasnie chodzilo. Trzeba bylo znalezc jakis sposob, by ludzie nie zadawali pytan.

I tutaj przydawali sie nauczyciele. Stada ich wloczyly sie po gorach, razem z druciarzami, kowalami, znachorami specjalizujacymi sie w cudownych uzdrowieniach, handlarzami ubran, przepowiadaczami przyszlosci i innymi wedrowcami usilujacymi sprzedac ludziom to, czego ci na co dzien nie potrzebowali, ale co od czasu do czasu okazywalo sie pozyteczne.

Wedrowali od wioski do wioski i tam wyglaszali lekcje z roznych dziedzin. Trzymali sie z dala od innych podroznych i wygladali calkiem tajemniczo w zszarganych sukniach i dziwnych prostokatnych kapeluszach. Uwielbiali dlugie wyrazenia, jak „skorodowane zelazo”. Wiedli trudne zycie, zywiac sie tym, co zarobili od sluchaczy swych lekcji. Jesli nikt nie sluchal, zadowalali sie pieczonymi jezami. Sypiali pod gwiazdami, ktore nauczyciele matematyki liczyli, nauczyciele astronomii mierzyli, a nauczyciele literatury nazywali.

Nauczyciele geografii zas gubili sie w lasach i wpadali w pulapki na niedzwiedzie.

Ludzie zazwyczaj cieszyli sie na ich widok. Dzieci dowiadywaly sie od nich dosc, by zamknac buzie. Trzeba tylko bylo pamietac, by wyprowadzic ich z wioski przed zapadnieciem zmroku, inaczej kradli kurczaki.

Tego dnia jaskrawe roznobarwne wozki i namioty rozlozyly sie na polu tuz przy wiosce. Kawalek dalej niewielkie kwadratowe poletka zostaly obstawione parawanami, za ktorymi krazyli praktykanci, pilnujac, by ktos nie podsluchal nauk bez placenia.

Na pierwszym namiocie Akwila ujrzala napis:

Akwila byla na tyle biegla w czytaniu, by stwierdzic, ze rzeczony nauczyciel mogl szczycic sie znajomoscia glownych kontynentow, ale przydaloby mu sie wziac kilka lekcji u kolegi z nastepnego stanowiska, ktory reklamowal sie tak:

Kolejne stanowisko zostalo udekorowane scenami historycznymi, glownie przedstawiajacymi krolow wzajemnie obcinajacych sobie glowy i rownie interesujace wazne momenty w dziejach. Stojacy przed nimi nauczyciel ubrany byl w poszarpany czerwony stroj obszyty lamowka z kroliczego futra, glowe mu zdobil stary cylinder z pekiem wstazek. W dloni dzierzyl maly megafon, ktorym mierzyl teraz w Akwile.

— Smierc krolow przez wieki? — zapytal. — Bardzo pouczajace, mnostwo krwi!

— Niespecjalnie ciekawe — mruknela.

— Alez panienko, powinnas przeciez wiedziec, skad pochodzisz. W przeciwnym razie jak mozesz wiedziec, dokad zmierzasz?

— Pochodze z dlugiej linii Dokuczliwych — odpowiedziala Akwila. — I jak sadze, zmierzam nia dalej.

To, czego szukala, znalazla w stanowisku obwieszonym wizerunkami zwierzat, wsrod ktorych ku swemu zadowoleniu zobaczyla wielblada.

Napis glosil:

Uzyteczne stworzenia. Dzisiaj: Nasz przyjaciel jez.

Przez chwile zastanawiala sie, jak bardzo uzyteczne moze okazac sie stworzenie, ktore wyskoczylo z rzeki, ale najwyrazniej to bylo jedyne miejsce, gdzie moglaby sie tego dowiedziec. Wewnatrz ogrodzenia na lawkach siedzialo juz kilkoro dzieci czekajacych na rozpoczecie lekcji. Nauczyciel stal wciaz na zewnatrz w nadziei, ze zapelni puste miejsca.

— Witaj, mala dziewczynko — odezwal sie i byl to dopiero pierwszy powazny blad, jaki popelnil. — Z pewnoscia ty zechcesz dowiedziec sie wszystkiego na temat jezy.

— Zrobilam to juz w zeszlym roku — odpowiedziala Akwila.

Gdy nauczyciel sie jej przyjrzal, usmiech mu zbladl.

— No tak, rzeczywiscie, pamietam cie. To ty zadawalas te wszystkie pytanka.

— Dzisiaj tez chcialabym zadac pytanie.

— Pod warunkiem ze nie bedzie dotyczylo robienia przez jeze malych jezykow.

— Nie — cierpliwie odrzekla Akwila. — Mam pytanie z zoologii.

— Zoologia, ach tak? Powazne slowo.

— Niezupelnie. Powaznym slowem jest „protekcjonalnosc”. Zoologia wydaje sie duzo latwiejsza.

Nauczyciel spojrzal na nia, zmruzywszy oczy. Dzieci takie jak Akwila stanowily twardy orzech do zgryzienia.

— Widze, ze jestes bystra — odezwal sie. — I musze przyznac, ze nie znam zadnego nauczyciela zoologii. Weterynarza, i owszem, ale nie zoologa. O jakie szczegolnie zwierze ci chodzi?

— Jenny o Zielonych Zebach. Wyskakujacy z wody potwor z duzymi zebami, pazurami i oczami niczym talerze do zupy.

— Jakiej wielkosci talerze? Czy masz na mysli glebokie talerze na pelna porcje, powiedzmy, z grzankami, a nawet z bulka, a moze raczej chodzi ci o miseczke, w ktorej mozna podac niewielka porcyjke zupki lub salate?

— Talerze o srednicy osmiu cali — odparla Akwila, ktora w zyciu nie zamawiala zupy ani salaty. — Sprawdzilam.

— Hm, a to ci zagadka — stwierdzil nauczyciel. — Nie wydaje mi sie, bym znal takie stworzenie. Z pewnoscia nie jest uzyteczne, bo o tym bym wiedzial. Wyglada mi na wymyslone.

— Tak i ja sadzilam — zgodzila sie z nim Akwila. — Ale chcialabym sie dowiedziec czegos wiecej.

— No coz, mozesz sprobowac u niej. Jest nowa.

Nauczyciel wymierzyl kciukiem w maly namiot na koncu rzedu, czarny i dosc zakurzony. Nie wisialy na nim zadne plakaty i z pewnoscia nikt by nie ujrzal zadnych wykrzyknikow.

— Czego ona uczy? — zapytala dziewczyna.

— Trudno mi powiedziec — odparl nauczyciel. — Twierdzi, ze myslenia, ale nie mam pojecia, jak mozna tego nauczyc. Jestes mi winna jedna marchewke. Dziekuje.

Kiedy Akwila zblizyla sie do ostatniego namiotu, dostrzegla przypieta do niego niewielka karteczke, na ktorej slowa raczej szeptaly, niz krzyczaly:

Rozdzial drugi

Panna Tyk

Akwila odczytala napis na kartce i usmiechnela sie.

— Aha — stwierdzila, a poniewaz nigdzie nie dostrzegla niczego, w co mozna by zapukac, dodala nieco glosniej: — Puk, puk.

Вы читаете Wolni Ciutludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату