…Rincewind uznal, ze po prostu wyglada kobieco. Kobiety maja wieksze bagaze, prawda? Z powodu — wchodzil tu na obce terytorium — wszystkich dodatkowych falbanek i w ogole. To po prostu fakt, podobnie jak ten, ze nosza mniejsze chusteczki od mezczyzn, chociaz ich nosy sa tego samego rozmiaru. Bagaz zawsze byl tym jedynym Bagazem. Rincewind nie byl psychicznie gotow na obecnosc nastepnego.

Mial zatem Bagaz i… i inny Bagaz.

— Chodzcie oboje — rzucil. — Wynosimy sie stad. Zrobilem, co moglem. Wiecej juz nie potrafie. Nic mnie to nie obchodzi. Nie mam z tym nic wspolnego. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy na mnie licza. Nie mozna na mnie liczyc. Nawet ja na siebie nie licze, a przeciez jestem soba.

* * *

Cohen spojrzal na horyzont. Wzbieraly szarogranatowe chmury.

— Burza nadciaga — stwierdzil.

— Jakie szczescie, ze jej nie dozyjemy, bo calkiem by nas przemoczyla — odparl z satysfakcja Maly Willie.

— Ale zabawna sprawa. Wyglada, jakby nadciagala ze wszystkich stron.

— Wredna zagraniczna pogoda. Nie mozna na niej polegac.

Cohen przyjrzal sie armiom pieciu wodzow.

Ustawily sie wokol pozycji zajetej przez Cohena. Ich taktyka wydawala sie calkiem oczywista: nacierac. Ordyncy widzieli dowodcow przejezdzajacych przed frontem legionow.

— Jak to ma sie zaczac? — zapytal Cohen. Wzmagajacy sie wiatr szarpal tym, co pozostalo mu z wlosow. — Ktos zagwizdze albo co? Czy po prostu wrzasniemy i ruszymy do ataku?

— Rozpoczecie dzialan nastepuje zwykle za porozumieniem — wyjasnil Saveloy.

— Aha.

Cohen popatrzyl na las pik i proporcow. Setki tysiecy ludzi wygladaly z bliska jak bardzo duzy tlum.

— Przypuszczam — odezwal sie powoli — ze zaden z was nie ma jakiegos niesamowitego planu, ktory dotad trzymal w sekrecie?

— Myslelismy, ze ty masz — odparl Truckle.

Kilku jezdzcow wysunelo sie z szeregow kazdej armii i w grupie podjechali do ordy. Zatrzymali sie o rzut oszczepem od nich i patrzyli.

— No dobra — mruknal Cohen. — Glupio mi to mowic, ale moze powinnismy pogadac o kapitulacji.

— Nie! — zaprotestowal Saveloy i umilkl zaklopotany tym, jak glosno zabrzmialo to slowo. — Nie — powtorzyl juz ciszej. — Nie przezyjecie, jesli sie poddacie. Tyle ze nie zginiecie od razu.

Cohen podrapal sie w nos.

— Jaka to byla flaga… no wiesz… kiedy chcesz z nimi pogadac, ale zeby cie nie zabili?

— Musi byc czerwona. Ale sluchaj, nic tym nie…

— Wszystko mi sie myli. Czerwony na kapitulacje, bialy na pogrzeb… — mruczal Cohen. — Dobra. Ktos ma cos czerwonego?

— Ja mam chustke — zglosil sie Saveloy. — Ale jest biala, a poza tym…

— Dawaj ja.

Barbarzynski nauczyciel bardzo niechetnie podal chusteczke. Cohen wyjal zza pasa niewielki, bardzo zuzyty noz.

— Nie moge uwierzyc! — jeknal Saveloy. Niemal plakal. — Cohen Barbarzynca rozmawia o kapitulacji z takimi ludzmi!

— Wplyw cywilizacji — wyjasnil Cohen. — Pewno zrobilem sie od niej miekki w glowie.

Przeciagnal nozem po rece i przycisnal chusteczke do rany.

— I gotowe. Zaraz bedziemy mieli czerwona flage.

Orda z aprobata pokiwala glowami. Byl to niezwykle wrecz symboliczny, dramatyczny, a nade wszystko idiotyczny gest, w najlepszej tradycji barbarzynskiego bohaterstwa. Nie pozostal tez niezauwazony przez niektorych przynajmniej stojacych blizej zolnierzy.

— Gotowe — rzekl Cohen. — Ty, Ucz, i ty, Truckle, pojdziecie ze mna. Pogadamy z nimi.

— Zawloka cie do lochow! — protestowal Saveloy. — Maja tam oprawcow, ktorzy potrafia zachowac cie przy zyciu przez cale lata!

— Co? Co on gada?

— Powiedzial, ze POTRAFIA ZACHOWAC CIE PRZY ZYCIU PRZEZ LATA, Hamish.

— Dobra. Mnie to pasuje.

— O bogowie! — westchnal Saveloy.

Powlokl sie za tamtymi dwoma w strone wodzow.

Pan Hong uniosl przylbice i znad czubka nosa przygladal sie, jak podchodza.

— Czerwona flaga, widzicie? — Cohen pomachal wilgotna szmatka na mieczu.

— Tak — potwierdzil pan Hong. — Widzielismy to przedstawienie. Moglo zrobic wrazenie na prostych zolnierzach, barbarzynco, ale na mnie nie zrobilo zadnego.

— Jak tam chcesz. Chcemy pogadac o poddaniu.

Saveloy zauwazyl, ze inni wodzowe dyskretnie odetchneli. Pomyslal: prawdziwy zolnierz pewnie nie jest zachwycony cala sytuacja. Nikt nie chcialby trafic do zolnierskiego nieba, gdzie wszedzie musialby tlumaczyc, jak to kiedys poprowadzil armie na siedmiu staruszkow. Za cos takiego nie daja medali.

— Aha. Oczywiscie. Koniec z brawura — rzekl dumnie pan Hong. — Zatem zlozcie bron i zostaniecie odprowadzeni z powrotem do palacu.

Cohen i Truckle spojrzeli na siebie nawzajem.

— Slucham? — zdziwil sie Cohen.

— Zlozcie bron. — Pan Hong parsknal wzgardliwie. — To znaczy, ze macie oddac miecze.

Cohen patrzyl na niego, nie rozumiejac.

— Dlaczego mamy oddac swoje miecze?

— Czy nie mowimy o waszej kapitulacji?

— Naszej?

Saveloy rozciagnal wargi w oblakanym, szczesliwym usmiechu.

Pan Hong wytrzeszczyl oczy.

— Ha! Mam uwierzyc, zes przybyl tu, aby nam proponowac…

Wychylil sie z siodla.

— A jednak po to, prawda? Wy bezrozumni mali barbarzyncy. Czy rzeczywiscie umiecie liczyc tylko do pieciu?

— Myslelismy sobie, ze oszczedzimy ludziom ran.

— Mysleliscie, ze sobie oszczedzicie ran.

— Chce zauwazyc, ze paru waszych tez moze oberwac.

— To tylko chlopi — stwierdzil lekcewazaco pan Hong.

— No tak, zapomnialem — mruknal Cohen. — A ty jestes ich wodzem, tak? Jak w tych waszych szachach, tak?

— Jestem ich wladca — odparl pan Hong. — Zgina na moj rozkaz, jesli zajdzie potrzeba.

Cohen rzucil mu szeroki, grozny usmiech.

— Kiedy zaczynamy?

— Wracajcie do swej… bandy. A wtedy, jak sadze, rozpoczniemy. Wkrotce.

Zerknal na Truckle’a, ktory rozwinal arkusz papieru. Wargi barbarzyncy poruszaly sie niewprawnie, gdy wodzil palcem po stronie.

— Niegodny… nedzniku, ot co — powiedzial.

— Moje slowa — ucieszyl sie Saveloy, ktory sam ulozyl te tabele.

Kiedy wrocili na pozycje ordy, Saveloy slyszal zgrzytliwy dzwiek. To Cohen scieral z zebow kilka karatow.

— „Zgina na moj rozkaz” — mruczal. — Ten dran nawet nie wie, jaki ma byc wodz, bekart jeden! Niech wlasnego konia przeleci!

Вы читаете Ciekawe czasy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату