Co do pana Szpili i pana Tulipana, w tym momencie wszystko, co nalezy o nich wiedziec, to ze sa ludzmi, ktorzy zwracaja sie do innych „przyjacielu”. Tacy ludzie nie sa przyjazni.

* * *

William otworzyl oczy.

Osleplem, pomyslal.

A potem odsunal koc.

I wtedy uderzyl go bol. Byl to ostry, uparty rodzaj bolu, skupiony tuz powyzej oczu. Ostroznie pomacal reka. Zdawalo sie, ze ma tam sinca oraz cos, co sprawialo wrazenie szczerby w ciele, jesli nie w kosci.

Usiadl. Znajdowal sie w pokoju z opadajacym na ukos sufitem. Troche brudnego sniegu lezalo u dolu malego okienka. Poza lozkiem, ktore skladalo sie wlasciwie tylko z materaca i koca, innych mebli nie bylo.

Gluche uderzenie wstrzasnelo budynkiem. Kurz opadl z sufitu. William wstal, przyciskajac dlon do czola, i chwiejnie podszedl do drzwi. Otworzyl je i zobaczyl o wiele wiekszy pokoj, czy raczej warsztat.

Od kolejnego wstrzasu zadzwonily mu zeby.

Sprobowal skupic wzrok.

Sala byla pelna krasnoludow pracujacych przy kilku dlugich blatach. Ale na drugim koncu cala grupa stala wokol czegos, co wygladalo na skomplikowana machine tkacka.

Znowu huknelo.

William roztarl czolo.

— Co sie dzieje? — zapytal.

Najblizszy krasnolud spojrzal na niego z dolu i nerwowo szturchnal sasiada. Szturchniecie przemiescilo sie, przekazywane wzdluz szeregow, az cala sale od sciany do sciany wypelnilo czujne milczenie. Kilkanascie powaznych krasnoludzich twarzy spogladalo na Williama w skupieniu.

Nikt nie potrafi wpatrywac sie z wiekszym skupieniem od krasnoluda. Pomiedzy przepisowym zelaznym helmem a broda pozostaje juz bardzo niewiele miejsca, dlatego wyrazy twarzy krasnoludow sa bardziej skoncentrowane.

— Ehem — powiedzial William. — Halo…

Jeden z krasnoludow przy wielkiej maszynie ozywil sie pierwszy.

— Wracajcie do pracy, chlopcy — rzekl.

Podszedl i surowo spojrzal Williamowi w krocze.

— Dobrze sie szanowny pan czuje?

William sie skrzywil.

— Tego… Co sie stalo? Ja, no… Pamietam, ze zobaczylem woz, a potem cos mnie trafilo…

— Wyrwal sie nam — wyjasnil krasnolud. — Ladunek tez sie zsunal. Przepraszamy.

— A co sie stalo z panem Dibblerem?

Krasnolud przekrzywil glowe.

— Ten chudy czlowieczek z kielbaskami? — upewnil sie.

— Zgadza sie. Nic mu sie nie stalo?

— Nie wydaje mi sie — odparl krasnolud ostroznie. — Sprzedal mlodemu Gromtoporowi kielbaske w bulce. To wiem na pewno.

William sie zastanowil. Wiele pulapek czyhalo w Ankh-Morpork na nieostroznego przybysza.

— W takim razie… Czy panu Gromtoporowi nic sie nie stalo?

— Prawdopodobnie. Przed chwila krzyknal przez drzwi, ze czuje sie o wiele lepiej, ale przez jakis czas zostanie tam, gdzie jest.

Krasnolud siegnal pod stol i z powaga wreczyl Williamowi owiniety w brudny papier prostopadloscian.

— Panskie, jak sadze.

William odpakowal klocek drewna. Pekl w miejscu, gdzie przejechalo po nim kolo wozu, a tekst byl rozmazany. Westchnal.

— Przepraszam… — zainteresowal sie krasnolud — ale do czego to mialo sluzyc?

— To blok przygotowany na drzeworyt — odparl William. Nie byl pewien, w jaki sposob zdola krasnoludowi spoza miasta wytlumaczyc sama idee. — Wiesz, co to grawerowanie? Taki… Taki niemal magiczny sposob tworzenia wielu kopii pisma. Niestety, musze isc i szybko przygotowac drugi.

Krasnolud spojrzal na niego dziwnie. Wyjal mu klocek z rak i obracal w dloniach.

— Rozumiesz, grawer wycina te kawalki…

— Ma pan jeszcze oryginal? — przerwal mu krasnolud.

— Slucham?

— Oryginal — powtorzyl cierpliwie krasnolud.

— A tak…

William siegnal do kieszeni.

— Moge go na chwile pozyczyc?

— No dobrze, ale bedzie mi potrzebny, zeby…

Krasnolud przez chwile przygladal sie listowi, po czym odwrocil sie i z dzwiecznym „brzdek” uderzyl najblizszego towarzysza w helm.

— Dziesiec punktow na trzy — powiedzial, wreczajac mu kartke. Uderzony krasnolud kiwnal glowa, a jego prawa reka zaczela poruszac sie szybko nad rzedem malych pudelek, skad wybieral jakies przedmioty.

— Powinienem juz wracac, bo przeciez musze… — zaczal William.

— To dlugo nie potrwa — zapewnil go glowny krasnolud. — Prosze przejsc tutaj, dobrze? To moze zainteresowac specjaliste od liter, takiego jak pan.

William podazyl za nim wzdluz szeregu zapracowanych krasnoludow do machiny, ktora lomotala monotonnie.

— Aha… to prasa rytownicza — stwierdzil niezbyt pewnie.

— Ta jest troche inna — wyjasnil krasnolud. — My ja… udoskonalilismy.

Wzial kartke z duzego stosu obok prasy i wreczyl Williamowi, ktory przeczytal:

— Co pan o tym sadzi? — zapytal niesmialo krasnolud.

— Ty jestes Gunilla Dobrogor?

— Tak. Co pan sadzi?

— Noo… Musze przyznac, ze litery macie ladne i regularne — stwierdzil William. — Ale nie rozumiem, co w tym niezwyklego. I zle napisaliscie „swiat”. Powinno byc „w” po „s”. Musicie wyciac wszystko od nowa, bo ludzie beda sie z was smiali.

— Naprawde? — upewnil sie Dobrogor. Szturchnal ktoregos z kolegow. — Daj mi male „w”, Caslong, dziewiecdziesiat szesc punktow. Dziekuje.

Pochylil sie nad prasa, siegnal po klucz i zaczal cos poprawiac w mechanicznym mroku.

— Musisz miec pewna reke, zeby uzyskac takie rowne litery — powiedzial William.

Czul lekkie wyrzuty sumienia, ze wytknal blad. Prawdopodobnie i tak nikt by go nie zauwazyl. Mieszkancy Ankh-Morpork uwazali, ze ortografia to rodzaj opcjonalnego dodatku. Wierzyli w nia tak samo, jak wierzyli w interpunkcje: niewazne, gdzie sie wstawilo znaki, byle byly.

— Przypuszczam, ze ten blad… — „bums!” — nie ma znaczenia — zapewnil.

Dobrogor znowu otworzyl prase i bez slowa wreczyl Williamowi wilgotna kartke papieru. William przeczytal. W miejscu „f’ znalazlo sie „w”.

— Jak… — zaczal.

— To taki niemal magiczny sposob tworzenia wielu kopii pisma szybko — odparl Dobrogor.

Nastepny krasnolud zjawil sie przy nim, trzymajac duza metalowa rame. Byla pelna odwroconych metalowych liter. Dobrogor wzial ja i usmiechnal sie szeroko do Williama.

— Chce pan wprowadzic jakies poprawki, zanim puscimy to na maszyne? Wystarczy slowo. Dwa tuziny wydrukow?

— O bogowie… — westchnal William. — To jest druk, tak?

Вы читаете Prawda
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату