— Tak, fir. Potrafimy chwytac jak nikt.

— I wyslales sie tutaj poczta?

— Oczywifcie, fir. My, Igory, jestefmy przyzwyczajeni do niewygod.

Jeremy spojrzal na dokumenty, ktore Igor mu wreczyl, i jego uwage zwrocilo nazwisko.

Papier na samym wierzchu byl podpisany. Przynajmniej w pewnym sensie. Byla na nim wiadomosc wypisana duzymi, kanciastymi literami, rownymi jak w druku, a pod spodem nazwisko.

BEDZIE PRZYDATNY

LEJEAN

Przypomnial sobie.

— Ach, lady LeJean za tym stoi… To ona cie do mnie przyslala?

— W iftocie, fir.

Wyczuwajac, ze Igor oczekuje od niego czegos wiecej, Jeremy zaczal ostentacyjnie przegladac reszte papierow, ktore okazaly sie referencjami. Niektore spisano czyms, co — mogl miec taka nadzieje — bylo zaschnietym brunatnym atramentem, jedna za pomoca kredki, a kilka bylo przypalonych na brzegach. Wszystkie zas okazaly sie do przesady pochwalne. Po chwili jednak wsrod sygnatariuszy dalo sie zauwazyc pewna tendencje.

— Tu sie podpisal Szalony Doktor Scoop.

— Och, on sie wlafciwie nie nazywal Falony, fir. To byl raczej taki przydomek.

— To znaczy, ze byl szalony?

— Kto to wie, fir — odparl filozoficznie Igor.

— A Oblakany Baron Haha? Jako Powod Rezygnacji wpisano, ze zostal zmiazdzony przez plonacy wiatrak.

— Wzieto go za kogof innego, fir.

— Naprawde?

— Tak, fir. Jak rozumiem, tlum uznal go omylkowo za Wrzefczacego Doktora Berferka.

— Aha. No tak. — Jeremy zerknal w papiery. — Dla ktorego rowniez pracowales, jak widze.

— Tak, fir.

— I ktory zmarl od zakazenia krwi?

— Tak, fir. Fpowodowanego brudnymi widlami.

— A… Nipsie Palownik?

— Ehm… Uwierzy pan, fir, ze prowadzil budke z kebabami?

— Tak?

— Choc niezbyt konwencjonalnie, fir.

— Chcesz powiedziec, ze tez byl szalencem?

— No coz… Mial swoje drobne dziwactwa, mufe przyznac, ale Igor nigdy nie ofadza fwojego pana czy pani, fir. Taki jeft Kodekf Igorow — tlumaczyl cierpliwie Igor. — Fmiefny bylby to fwiat, gdybysmy wfyfcy byli do fiebie podobni.

Jeremy nie mial pojecia, co powinien teraz zrobic. Nigdy sobie nie radzil w rozmowach z ludzmi, a ta obecna — poza spotkaniem z lady LeJean i sporem z panem Socha na temat niechcianego sera — byla najdluzsza konwersacja, jaka prowadzil przez ostatni rok. Dlatego ze trudno bylo uznac Igora za pasujacego do kategorii „ludzie”. Do tej chwili definicja ludzi wedlug Jeremy’ego nie obejmowala nikogo, kto ma wiecej szwow niz damska torebka.

— Nie jestem pewien, czy mam dla ciebie prace — powiedzial. — Dostalem nowe zlecenie, ale nie wiem jeszcze… A zreszta nie jestem szalony!

— To nie jeft obowiazkowe, fir.

— Mam nawet dokument, ktory stwierdza, ze nie jestem, rozumiesz…

— Brawo, fir.

— Niewielu ludzi zdobylo cos takiego!

— Fczera prawda, fir.

— I biore lekarstwo, wiesz?

— Bardzo flufnie, fir — pochwalil Igor. — Moze pojde teraz i przygotuje fniadanie? Tymczafem pan fie ubierze… jafnie panie.

Jeremy otulil sie wilgotnym szlafrokiem.

— Zaraz wracam — rzucil i pobiegl na gore.

Igor zbadal wzrokiem stojaki na narzedzia. Nie bylo na nich ani drobinki kurzu. Pilniki, mlotki i szczypce lezaly ulozone wedlug rozmiarow, a przedmioty na blacie zostaly wyrownane z geometryczna precyzja.

Wysunal szuflade. Srubki lezaly w rowniutkich rzedach.

Rozejrzal sie po scianach. Byly nagie, jesli nie liczyc szafek z zegarami. To zaskakujace — nawet Zasliniony Doktor Vibes mial na scianie kalendarz, ktory dodawal nieco koloru. Owszem, byl to kalendarz Kapieli Kwasowych, Krepowania i S-ki w Ugli, a dodany kolor byl na ogol czerwony, jednak kalendarz dowodzil przynajmniej swiadomosci istnienia swiata poza czterema scianami.

Igor byl zdziwiony. Nigdy jeszcze nie pracowal dla osoby calkowicie normalnej. Owszem, byl asystentem pewnej liczby… no, swiat nazywal ich szalencami, jak rowniez kilku… zwyklych osob, w takim sensie, ze pozwalali sobie tylko na drobne i towarzysko akceptowalne szalenstwa, ale nie pamietal, by kiedykolwiek zatrudniala go osoba absolutnie normalna.

To oczywiste, rozumowal, ze jesli wtykanie sobie srubek do nosa jest szalenstwem, numerowanie ich i trzymanie starannie poukladanych w pudelkach to normalnosc, bedaca przeciwienstwem…

Aha… Nie, prawda?

Usmiechnal sie. Zaczynal sie tu czuc jak w domu.

Tik

Lu-tze, sprzatacz, przebywal w swym Ogrodzie Pieciu Niespodzianek i starannie uprawial swoje gory. Miotla stala oparta o zywoplot.

Ponad nim wyrastal nad swiatynnymi ogrodami wielki posag Wena Wiecznie Zaskoczonego, siedzacego z szeroko otwartymi oczami i twarza zamarla w permanentnym wyrazie… tak, przyjemnego zaskoczenia.

Jako hobby gory interesuja zwykle ludzi, o ktorych w normalnych okolicznosciach mowi sie, ze maja duzo czasu. Lu-tze w ogole nie mial czasu. Czas byl czyms, co zwykle zdarzalo sie innym; Lu-tze mial do niego taki stosunek, jak mieszkajacy na wybrzezu do oceanu: jest tam, jest wielki, czasami mozna zanurzyc w nim palec, ale trudno stale w nim zyc. Poza tym zawsze marszczy sie od tego skora.

W tej chwili, w nieskonczonej, wiecznie odtwarzanej chwili spokojnej, zalanej sloncem dolinki Lu-tze majstrowal przy zwierciadlach, lopatkach, rezonatorach morficznych i jeszcze dziwniejszych urzadzeniach niezbednych, by ograniczyc wysokosc gor do najwyzej szesciu cali.

Drzewa wisni byly obsypane kwiatami. Tutaj kwitly zawsze. Gdzies na tylach swiatyni zadzwieczal gong. Stadko bialych golebi wznioslo sie do lotu z dachu klasztoru.

Cien padl na gore.

Lu-tze obejrzal sie na osobe, ktora weszla do ogrodu. Niedbale wykonal gest symbolizujacy posluszenstwo wobec zirytowanego z wygladu chlopca w szatach nowicjusza.

— Tak, panie? — zapytal.

— Szukam tego, ktorego nazywaja Lu-tze — odparl chlopiec. — Chociaz nie wydaje mi sie, zeby istnial.

— Uzyskalem lodowiec — oswiadczyl Lu-tze, nie zwazajac na jego slowa. — Wreszcie. Widzisz, panie? Ma ledwie cal dlugosci, ale juz rzezbi wlasna doline. Wspanialy, prawda?

— Tak, tak, bardzo ladny — przyznal chlopiec z uprzejmosci dla sluzacego. — Czy to jest ogrod Lu-tze?

Вы читаете Zlodziej czasu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×