DOKLADNIE. TYLE ZE, dodal Smierc, siegajac po miecz, CHOC ISTOTNIE MUSIMY WYRUSZYC, NIGDZIE NIE JEST NAPISANE, PRZECIWKO KOMU.
Smierc sie usmiechnal. Aby sie bac, trzeba miec jakies „ja”. Nie pozwolcie, zeby cokolwiek mi sie przydarzylo — taka jest piesn strachu.
— Ma na mysli to — rzekl Wojna — ze poprosil nas wszystkich, bysmy sie zastanowili, po czyjej stronie naprawde jestesmy.
Cztery miecze wysunely sie z pochew, a ich ostrza zajasnialy jak plomien. Cztery konie ruszyly galopem.
Aniol Zelaznej Ksiegi spojrzal na pania Wojnowa.
— Przepraszam — powiedzial. — Ma pani moze olowek?
Susan wyjrzala za rog na ulice Rzemieslnikow i jeknela.
— Pelno ich tam… i chyba wszyscy poszaleli.
Unity takze spojrzala.
— Nie. Wcale nie poszaleli. Sa Audytorami. Wykonuja pomiary, szacuja i standaryzuja tam, gdzie to konieczne.
— Wyjmuja teraz plyty chodnikowe!
— Tak. Dlatego, jak podejrzewam, ze maja niewlasciwe wymiary. Nie lubimy nieregularnosci.
— Jaki, do wszystkich demonow, jest wlasciwy wymiar dla kamiennej plyty?
— Dowolny, ktory nie jest wymiarem przecietnym. Przykro mi.
Powietrze wokol Susan rozblyslo blekitem. Przez moment widziala ludzka postac, przejrzysta i obracajaca sie wolno. Po chwili postac znow zniknela.
Ale glos w uchu Susan, naprawde w uchu, powiedzial:
Poruszenie w gorze kazalo Susan uniesc wzrok. Blyskawica, stojaca sztywno nad martwym miastem, teraz zniknela. Chmury przetaczaly sie niby wlany do wody atrament. Wewnatrz nich widziala blyski czerwieni i siarkowej zolci.
— Wygrywaja?
Lobsang nie odpowiedzial.
— Pytalam…
Chaos sluchal historii.
Pojawialy sie nowe teorie. Magowie i filozofowie odkryli Chaos, a byl on tym starym Chaosem, ale z przyczesanymi wlosami i zawiazanym krawatem. I we wcieleniu nieporzadku znalezli nowy porzadek, o jakim im sie nie snilo.
Chaos, ale nie ten mroczny, pradawny, pozostawiony przez ewoluujacy wszechswiat, ale nowy, blyszczacy, tanczacy w sercu wszystkiego. Idea byla dziwnie atrakcyjna. I byla powodem, by zyc dalej.
Ronnie Socha poprawil czapke. A tak… Jeszcze jedno…
Mleko zawsze bylo swieze i smaczne. Wszyscy go za to chwalili. Oczywiscie, zjawianie sie wszedzie o siodmej rano nie sprawialo mu zadnych problemow. Skoro nawet Wiedzmikolaj potrafi w ciagu jednej nocy zejsc do wszystkich kominow na swiecie, rozwiezienie mleka do wiekszej czesci miasta w ciagu sekundy nie wydawalo sie wielkim osiagnieciem.
Za to bylo nim utrzymywanie towaru w chlodzie. Tutaj jednak mial szczescie… Wszedl do chlodni, gdzie w lodowatym powietrzu jego oddech zmienial sie w mgle. Skrzace sie od zewnatrz banki staly na podlodze, a cebry masla i smietany na lsniacych od lodu polkach. Koszyki za koszykami jajek byly ledwie widoczne przez szron. Planowal latem dodac do asortymentu lody — to przeciez oczywiste posuniecie. Poza tym musial jakos zuzywac zimno.
Na srodku podlogi stal piecyk. Pan Socha zawsze kupowal dobry wegiel od krasnoludow, wiec zelazne plyty byly rozpalone do czerwonosci. W pomieszczeniu, zdawalo sie, powinno byc goraco jak w piekarniku, jednak od strony piecyka dobiegalo ciche skwierczenie, gdy zar walczyl ze szronem. Mimo ze ogien huczal w palenisku, pokoj byl lodownia. Bez piecyka…
Ronnie otworzyl obramowane biela drzwi do szafki i piescia rozbil zamarzniety za nimi lod. Potem siegnal do wnetrza.
Wyjal strzelajacy niebieskim plomieniem miecz.
Ten miecz byl prawdziwym dzielem sztuki. Mial urojona predkosc, ujemna energie i dodatnie zimno — zimno tak zimne, ze spotykalo sie z cieplem nadchodzacym z drugiej strony i przejmowalo czesc jego natury. Plonace zimno. Nigdy, od czasow sprzed poczatku wszechswiata, nie istnialo nic rownie zimnego. Prawde mowiac, Chaosowi wydawalo sie, ze wszystko od tej pory jest najwyzej letnie.
— No to wrocilem — powiedzial.
Piaty Jezdziec wyruszyl, a towarzyszyl mu lekki zapach sera.
Unity obejrzala sie na pozostala dwojke i na blekitne lsnienie, ktore wciaz unosilo sie nad grupa. Ukryli sie za dwukolowym wozkiem z owocami.
— Jesli moge cos zasugerowac… — powiedziala. — Chodzi o to, ze my… ze Audytorzy nie radza sobie z niespodziankami. Impuls kaze im sie konsultowac. I zawsze przyjmuja zalozenie, ze jest jakis plan.
— I co? — Susan nie zrozumiala.
— Sugeruje calkowite szalenstwo. Sugeruje, zebys ty i… i ten… mlody czlowiek pobiegli do sklepu, a ja sciagne uwage Audytorow. Sadze, ze ten stary czlowiek powinien mi towarzyszyc, poniewaz i tak juz niedlugo umrze.
Zapadlo milczenie.
— Uwaga scisla, aczkolwiek niekonieczna — stwierdzil Lu-tze.
— To nie byly wlasciwe maniery? — zmartwila sie.
— Mogloby byc lepiej. Jednakze czyz nie jest napisane: „Kiedy trzeba isc, to trzeba isc”? A takze: „Zawsze powinienes nosic czysta bielizne, bo nigdy nie wiesz, czy jakis powoz cie nie potraci”?
— Czy to pomoze? — spytala Unity z bardzo zdumiona mina.
— To jedna z wielkich tajemnic Drogi. — Lu-tze madrze pokiwal glowa. — Jakie czekoladki jeszcze nam zostaly?
— Mamy tylko te z nugatem — odparla Unity. — A jak rozumiem, nugat to straszna rzecz i oblana czekolada moze schwytac w pulapke niczego niepodejrzewajace osoby. Susan?
Susan spogladala w glab ulicy.
— Mmm?
— Zostaly ci jakies czekoladki?
Susan pokrecila glowa.
— Mmm-mmm.
— Nioslas chyba wisniowe smietankowe?
— Mmm?
Susan przelknela, po czym odchrzaknela w sposob niezwykle zwiezle wyrazajacy rownoczesnie zaklopotanie i irytacje.
— Zjadlam tylko jedna! — burknela. — Potrzebuje cukru!
— Na pewno nikt nie twierdzi, ze zjadlas wiecej — zapewnila potulnie Unity.
— W ogole nie liczylismy — dodal Lu-tze.
— Gdybys miala chusteczke — ciagnela Unity, nadal dyplomatycznym tonem — moglabys zetrzec sobie