czekolade z ust. Musiala dostac sie tam przez nieuwage podczas ostatniej potyczki.

Susan spojrzala na nia niechetnie i posluzyla sie grzbietem dloni.

— To tylko cukier — powtorzyla. — Nic wiecej. Paliwo. I przestancie ciagle o tym mowic! Sluchajcie, nie mozemy tak po prostu pozwolic wam zginac, zeby…

Tak, mozemy, odezwal sie Lobsang.

— Jak to? — spytala zaszokowana Susan.

Poniewaz widzialem wszystko.

— To moze nam o tym opowiesz? — Susan odwolala sie do Klasowego Sarkazmu. — Wszyscy chcielibysmy wiedziec, jak to sie skonczy.

Zle zrozumialas znaczenie slowa „wszystko”.

Lu-tze przeszukal swoj worek z amunicja i wyjal dwa czekoladowe jajka oraz papierowa torebke. Na jej widok Unity zbladla jak sciana.

— Nie wiedzialam, ze takie mamy!

— Dobre sa, tak?

— Ziarna kawy oblewane czekolada… — szepnela Susan. — Powinny byc zakazane!

Obie kobiety patrzyly ze zgroza, jak Lu-tze wklada jedno do ust. Spojrzal na nie zdziwiony.

— Calkiem niezle, ale osobiscie wole lukrecje — oswiadczyl.

— Chcesz powiedziec, ze nie zjesz tego drugiego? — upewnila sie Susan.

— Nie, dziekuje.

— Na pewno?

— Tak. Ale chetnie skosztowalbym lukrecji, wiec jesli macie jakas…

— Czy przeszedles jakies specjalne szkolenie dla mnichow?

— Hm… Nie w walce na czekoladki, na pewno. Ale czyz nie jest napisane „Nie jedz tylu slodyczy, bo nie bedziesz chcial jesc obiadu”?

— Naprawde nie zjesz drugiej kawy w czekoladzie?

— Nie, naprawde nie.

Susan zerknela na Unity, ktora drzala.

— Ale masz kubeczki smakowe, prawda? — spytala, choc czula juz na ramieniu ucisk, odciagajacy ja dalej.

— Macie sie schowac za ten wozek, o tam, i ruszyc biegiem, kiedy dam sygnal — rzekl Lu-tze. — Ruszajcie.

— Jaki sygnal?

Bedziemy wiedziec, zapewnil Lobsang.

Lu-tze patrzyl, jak odchodza pospiesznie. Potem chwycil w dlon miotle i wysunal sie w pole widzenia calej ulicy szarych ludzi.

— Przepraszam bardzo! — zawolal. — Czy mozna zajac panstwu chwile?

— Co on wyprawia? — zdziwila sie ukryta za wozkiem Susan.

Wszyscy ida teraz w jego strone, powiedzial Lobsang. Niektorzy maja bron.

— To na pewno ci, ktorzy wydaja rozkazy — stwierdzila Susan.

Jestes pewna ?

— Tak. Nauczyli sie od ludzi. Audytorzy nie sa przyzwyczajeni do sluchania rozkazow. Trzeba ich jakos przekonac.

Wlasnie mowi im o Pierwszej Zasadzie, a to znaczy, ze ma plan. I ten plan chyba dziala… Tak!

— Co on zrobil? Co zrobil?

Biegniemy! Nic mu nie bedzie!

Susan poderwala sie na nogi.

— To dobrze!

Tak, ucieli mu glowe…

Trwoga, gniew, zazdrosc… Emocje czynia cie zywym, co trwa krotka chwile, nim umrzesz. Szare ksztalty uciekaly przed mieczami.

Ale byly ich miliardy. I mialy wlasne sposoby walki. Bierne, subtelne sposoby.

— To glupie! — wykrzyknal Zaraza. — Nawet przeziebienia nie moga zlapac!

— Zadnej duszy do potepienia ani dupy do skopania! — mruknal Wojna, tnac szare strzepy odplywajace od jego klingi.

— Maja w sobie jakis glod — stwierdzil Glod. — Ale nie moge znalezc sposobu, by do niego dotrzec!

Sciagneli wodze. Sciana szarosci zatrzymala sie w oddali i znow zaczela sunac ku nim.

ONI WALCZA, oswiadczyl Smierc. NIE CZUJECIE TEGO?

— Ja czuje tylko, ze zachowujemy sie jak glupki — odparl Wojna.

A SKAD POCHODZI TO UCZUCIE?

— Mowisz, ze wplywaja na nasze mysli? — zdumial sie Zaraza. — Jestesmy Jezdzcami! Jak moga nam to zrobic?

STALISMY SIE NAZBYT LUDZCY.

— My? Ludzcy? Nie rozsmie…

PRZYJRZYJ SIE MIECZOWI, KTORY TRZYMASZ, przerwal mu Smierc. NICZEGO NIE ZAUWAZASZ?

— To miecz. Mieczoksztaltny. I co?

POPATRZ NA DLON. CZTERY PALCE I KCIUK. LUDZKA DLON. LUDZIE NADALI CI TEN KSZTALT. I TO WLASNIE JEST DROGA DO WNETRZA. WSLUCHAJ SIE! CZY CZUJESZ SIE MALENKI W OGROMNYM WSZECHSWIECIE? TAK WLASNIE BRZMI ICH PIESN. ON JEST WIELKI, A TY MALUTKI, WOKOL CIEBIE NIE MA NIC PROCZ CHLODU PRZESTRZENI, JESTES TAK BARDZO SAMOTNY…

Pozostali trzej Jezdzcy wydawali sie zaniepokojeni, nerwowi…

— To przychodzi od nich? — Wojna nie dowierzal.

TAK. TO STRACH I NIENAWISC, KTORE MATERIA ODCZUWA WOBEC ZYCIA. A ONI SA NOSICIELAMI TEJ NIENAWISCI.

— Wiec co mozemy zrobic? — spytal Zaraza. — Ich jest zbyt wielu!

TY TO POMYSLALES CZY ONI? — warknal Smierc.

— Podchodza coraz blizej — zauwazyl Wojna.

A WIEC ZROBIMY, CO MOZEMY.

— Cztery miecze przeciwko armii? To nie moze sie udac!

JESZCZE KILKA CHWIL TEMU UWAZALES, ZE MOZE. KTO TERAZ PRZEZ CIEBIE PRZEMAWIA? LUDZIE ZAWSZE STAWALI PRZECIWKO NAM I NIE PODDAWALI SIE.

— No, niby tak — zgodzil sie Zaraza. — Ale z nami zawsze mogli miec nadzieje na remisje.

— Albo niespodziewane zawieszenie broni — dodal Wojna.

— Albo… — zaczal Glod, zawahal sie i dokonczyl: — Deszcz ryb z nieba? — Zauwazyl ich miny. — To sie naprawde raz zdarzylo — oswiadczyl wyzywajaco.

ABY DOSWIADCZYC SZCZESLIWEJ ODMIANY LOSU W OSTATNIEJ CHWILI, TRZEBA SWOJ LOS DOPROWADZIC DO OSTATNIEJ CHWILI, rzekl Smierc. MUSIMY ZROBIC WSZYSTKO, CO MOZEMY.

— A jesli to nie wystarczy? — spytal Zaraza.

Smierc mocniej chwycil wodze Pimpusia. Audytorzy byli o wiele blizej. Mogl juz rozroznic ich pojedyncze, identyczne ksztalty. Usun jednego, a zjawi sie dziesieciu nastepnych.

WTEDY ROBILISMY WSZYSTKO, CO MOGLISMY, powiedzial. DOPOKI MOGLISMY.

Na swojej chmurze Aniol w Biel Odzian zmagal sie z Zelazna Ksiega.

— O czym oni mowia? — spytala pani Wojnowa.

— Nie wiem, nic nie slysze! A te dwie kartki zlepily sie razem! — odpowiedzial aniol. Przez chwile drapal je bezskutecznie.

— Wszystko dlatego, ze nie chcial wlozyc podkoszulka — oznajmila pani Wojnowa stanowczo. — Wlasnie przez takie…

Вы читаете Zlodziej czasu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату