— Myslisz, ze jestem glupia?

Niania przestala udawac, ze robi porzadki.

— Nie wiem, o czym mowisz, bo przeciez nic nie slyszalam. Ale gdybym sluchala, pomyslalabym, ze nie masz co liczyc na podziekowania. Tak uwazam.

— Babcia nie powinna sie wtracac — oswiadczyla Tiffany.

— Nie powinna, tak? — Twarz niani nawet nie drgnela.

— Nie jestem glupia, nianiu. Wiem, o co w tym chodzilo.

— Wiesz, o co chodzilo, tak? Sprytna dziewczyna. — Niania usiadla w fotelu. — A o co?

Sytuacja nie byla prosta. Kiedy zwykle wesola niania stawala sie powazna, jak teraz, czlowiek zaczynal sie denerwowac. Ale Tiffany nie ustapila.

— Nie moglam wziac tej chaty — powiedziala. — Pewnie, potrafie wykonywac wiekszosc zwyklych obowiazkow, ale trzeba byc starszym, by przejac gospodarstwo. O pewnych sprawach ludzie nie chca rozmawiac z kims, kto ma trzynascie lat, nosi kapelusz czy nie. Ale babcia rozpowiedziala, ze mnie zaproponuje, wiec wszyscy widzieli w tym starcie miedzy mna i Annagramma. Wybrali ja, bo jest starsza i madrze mowi. I teraz wszystko zaczyna sie sypac. To nie jej wina, ze uczyla sie magii zamiast czarownictwa. Babcia chce tylko, zeby ona zawiodla, bo wtedy wszyscy zobacza, ze pani Skorek jest zla nauczycielka. A nie wydaje mi sie, zeby to bylo sluszne.

— Na twoim miejscu nie spieszylabym sie tak ze zgadywaniem, czego chce Esme Weatherwax — rzekla niania Ogg. — Ale nie powiem ani slowa. Idz i pomoz przyjaciolce, jesli chcesz, ale nadal bedziesz pracowac u mnie, zgoda? To uczciwe. Jak twoje stopy?

— Swietnie sie czuja, nianiu. Dziekuje, ze zapytalas.

* * *

Gdzies w odleglosci stu mil mieszkal pan Fusel Johnson. Nic nie wiedzial o niani Ogg ani o Tiffany. Wlasciwie to prawie nic nie wiedzial o niczym oprocz zegarow i zegarkow, ktorych wytwarzaniem zarabial na zycie. Wiedzial tez, jak wybielic wapnem kuchnie — to dobra metoda, by uzyskac czysty bialy kolor, nawet jesli mieszanka jest troche rzadka. Nie mial zatem pojecia, dlaczego, zanim jeszcze zdazyl dolac wody, kilka garsci bialego proszku wytrysnelo z wiadra, przez chwile zawislo w powietrzu jak duch, a potem zniknelo w kominie. W koncu uznal, ze to z powodu zbyt wielu trolli osiedlajacych sie w okolicy. Nie bylo to specjalnie logiczne, ale takie wierzenia zwykle nie sa logiczne.

A zimistrz pomyslal: Wapna dosc, by zrobic czlowieka.

* * *

Te noc Tiffany przesiedziala z Annagramma i starym panem Tissotem, tylko ze on lezal, bo byl martwy. Tiffany nigdy nie lubila czuwania przy zmarlych, zreszta tego nie mozna lubic. Zawsze z ulga witala moment, kiedy niebo stawalo sie szare i zaczynaly spiewac ptaki.

Czasami noca pan Tissot wydawal ciche dzwieki. Tyle ze naturalnie to nie byl pan Tissot, ktory spotkal sie ze Smiercia wiele godzin temu, ale cialo, ktore za soba zostawil, a te dzwieki tak naprawde nie roznily sie od dzwiekow wydawanych przez stary dom, kiedy stygnie.

Wazne bylo, by o tym pamietac okolo drugiej w nocy. A juz wyjatkowo wazne, kiedy zamigotala swieca.

Annagramma chrapala. Nikt z takim malym nosem nie powinien byc zdolny do tak glosnego chrapania. Przypominalo lamanie desek. Jesli jakies zle duchy krecily sie tej nocy w poblizu, chrapanie z pewnoscia je przeploszylo.

Nie „gnh gnh gnh” bylo najgorsze, a Tiffany wytrzymalaby takze „blooooorrrrt!”. Najgorsza byla przerwa miedzy nimi, kiedy „gnh gnh gnh” juz ucichlo, a jeszcze przed poteznym uwolnieniem „blooooorrrrt!”. Ta przerwa dzialala na nerwy. Nigdy nie byla dwa razy taka sama. Czasami rozbrzmiewalo „gnh gng gnh blooooorrrrt!”, jedno zaraz po drugim, a czasami cisza po „gnh gnh gnh” trwala tak dlugo, ze Tiffany wstrzymywala oddech, czekajac na „blooooorrrrt!”. Nie byloby tak zle, gdyby Annagramma trzymala sie jednej dlugosci przerwy. Czasami milkla zupelnie i blogoslawiona cisza trwala az do kolejnego festiwalu „blooooorrrrt!”, zwykle poprzedzanego cichym mlaskaniem wargami „mni mni”, gdy Annagramma zmieniala pozycje na krzesle.

Kim jestes, Pani Kwiatow? Powinnas teraz spac!

Glos byl tak slaby, ze Tiffany pewnie wcale by go nie uslyszala, gdyby nie czekala w napieciu na kolejne „gnh gnh gnh”. Wreszcie nadeszlo:

Gnh gnh gnh!

Pokaze ci swoj swiat, Pani Kwiatow! Pozwol pokazac sobie wszystkie kolory lodu!

BLOOOOORRRRT!

Jakies trzy czwarte Tiffany pomyslalo: O nie! Czy mnie odnajdzie, kiedy odpowiem? Nie. Gdyby umial mnie znalezc, juz by tu byl. Dlon mnie nie swedzi.

Pozostala cwiartka myslala: Bog albo boska istota przemawia do mnie i naprawde czulabym sie lepiej bez chrapiacej Annagrammy, uprzejmie dziekuje.

— Mowilam juz, ze przepraszam — szepnela w migotliwym blasku swiecy. — Widzialam te gore lodowa. To bardzo… milo z twojej strony.

Zrobilem ich o wiele wiecej.

BLOOOOORRRRT!

Wiecej gor lodowych, myslala Tiffany. Wielkich, ogromnych, zimnych, plywajacych gor, ktore wygladaja jak ja, a za soba wloka mgle i burze sniezne. Ile statkow sie z nimi zderzy?

— Nie powinienes robic sobie tylu klopotow — szepnela.

A teraz staje sie silniejszy! Slucham i ucze sie! Rozumiem ludzi!

Za oknem zaspiewal drozd. Tiffany zdmuchnela swiece i do pokoju wpelzlo szare swiatlo poranka.

Slucha i uczy sie… Jak sniezyca moze cos rozumiec?

Tiffany, Pani Kwiatow! Tworze z siebie czlowieka!

Nastapily zlozone stekniecia, kiedy „gnh gnh gnh” i „blooooorrnt!” wpadly na siebie i Annagramma sama sie zbudzila.

— Aaa… — powiedziala, przeciagnela sie i ziewnela. Rozejrzala sie. — No coz, chyba wszystko dobrze poszlo…

Tiffany wpatrywala sie w sciane. O co mu chodzilo z tym tworzeniem z siebie czlowieka? Przeciez chyba…

— Nie zasnelas, Tiffany? — odezwala sie Annagramma glosem, ktory sama uwazala pewnie za zartobliwy. — Nawet na krociutka sekunde?

— Co? — Tiffany wciaz patrzyla na sciane. — Aha… Nie, nie zasnelam.

Ludzie na dole tez sie obudzili. Po chwili skrzypnely schody, ktos otworzyl niskie drzwi i do pokoju wszedl mezczyzna w srednim wieku. Z zaklopotaniem wbijal wzrok w podloge.

— Mama pyta, czy panie zjedza sniadanie.

— Alez nie, nie moglybysmy odbierac wam tych skromnych… — zaczela Annagramma.

— Tak, prosze, bedziemy wdzieczne — przerwala jej Tiffany, glosniej i szybciej.

Mezczyzna kiwnal glowa i odszedl, zamykajac za soba drzwi. — Jak moglas! — oburzyla sie Annagramma, kiedy ucichly jego kroki. — To przeciez biedacy! Myslalam, ze…

— Zamknij sie, co? — burknela Tiffany. — Zamknij sie i obudz! To sa prawdziwi ludzie. To nie jakis rodzaj, boja wiem, idei! Teraz zejdziemy na dol, zjemy sniadanie, pochwalimy, ze jest bardzo smaczne, a potem podziekujemy im i oni nam podziekuja, i odejdziemy! A to bedzie znaczylo, ze kazdy zrobil to, co wlasciwe, zgodnie ze zwyczajem, i to wlasnie jest dla nich wazne. Poza tym nie uwazaj ich za biednych, bo tutaj wszyscy sa biedni. Ale nie az tak biedni, zeby nie moc sobie pozwolic na zrobienie tego, co wlasciwe! To by dopiero byla nedza!

Annagramma patrzyla na nia z otwartymi ustami.

— Uwazaj, co teraz powiesz. — Tiffany oddychala ciezko. — A najlepiej juz nic nie mow.

Вы читаете Zimistrz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату