— Nie musisz nic zapisywac, kochanie — zapewnila ja niania. — To juz jest zapisane gdzies w tobie. Mysle, ze na stronie, ktorej jeszcze nie czytalas. Co mi przypomina… Przyszly, kiedy cie nie bylo. — Spomiedzy poduszek fotela wyjela dwie koperty. — Moj chlopak Shawn jest listonoszem, wiec wiedzial, ze sie przeprowadzilas.
Tiffany niemal jej te koperty wyrwala. Dwa listy!
— Lubisz go, prawda? Tego twojego mlodego czlowieka z zamku?
— To przyjaciel, ktory do mnie pisuje — odparla Tiffany z godnoscia.
— Doskonale. Takiej wlasnie miny i glosu potrzebujesz, kiedy rozmawiasz z zimistrzem. — Niania byla zachwycona. — Za kogo on sie uwaza, ze osmiela sie do ciebie odzywac? Tak sie to robi!
— Przeczytam je w swoim pokoju.
Niania kiwnela glowa.
— Jedna z dziewczat przygotowala swietna potrawke — powiedziala. (Znana byla z tego, ze nigdy nie pamieta imion swoich synowych.) — Twoja porcja czeka w piekarniku. Ja ide do pubu. Jutro ruszamy wczesnie.
Sama w swoim pokoju, Tiffany przeczytala pierwszy list.
Dla nieuzbrojonego oka w Kredzie nie dzialo sie wiele. Region unikal Historii. Byl okolica drobnych zdarzen. Tiffany lubila o nich czytac.
Drugi list byl calkiem podobny do pierwszego — az do fragmentu o balu. Roland poszedl na bal! Bal w rezydencji lorda Divera, sasiada! Tanczyl z jego corka, ktora miala na imie Iodyna, poniewaz lord Diver uznal, ze to ladne imie dla dziewczynki! Trzy tance! I lody! A Iodyna pokazala mu swoje akwarele!
Jak moze pisac jej o tym tak po prostu?!!!
Oczy Tiffany przesuwaly sie dalej, na zwykle wiesci o zlej pogodzie i co sie stalo starej Aggie w noge, ale slowa nie trafialy do umyslu, gdyz glowa plonela.
Za kogo on sie uwaza, ze tanczy z inna dziewczyna?
Ty przeciez tanczylas z zimistrzem, przypomniala jej Trzecia Mysl.
No dobrze, ale te akwarele…
Zimistrz pokazal ci platki sniegu.
Ale ja chcialam tylko byc uprzejma.
Moze on tez byl tylko uprzejmy.
No dobrze, ale ja znam te jego ciotki, myslala wsciekla Tiffany. Nigdy mnie nie lubily, bo jestem tylko dziewucha z farmy! Za to lord Diver jest bardzo bogaty, a ta corka to jego jedyne dziecko! One intryguja!
Jak on moze tak sobie siedziec i pisac, jak gdyby zjedzenie lodow z inna dziewczyna bylo czyms zupelnie zwyczajnym! To jest rownie okropne, a przynajmniej dosc okropne!
Co do ogladania akwareli…
On jest tylko chlopakiem, do ktorego akurat pisujesz, zaznaczyla Trzecia Mysl.
No, niby…
Niby co? — nie ustepowala Trzecia Mysl. Zaczynala juz dzialac Tiffany na nerwy. Wlasny mozg powinien miec choc tyle przyzwoitosci, zeby stawac po jej stronie!
Po prostu „No, niby…” i juz, jasne? — pomyslala gniewnie.
Nie zachowujesz sie rozsadnie.
Doprawdy? No wiec bylam rozsadna przez caly dzien! Bylam rozsadna przez lata! I nalezy mi sie piec minut nierozsadnej wscieklosci, prawda?
Na dole w kuchni czeka potrawka, a ty nie jadlas nic od Sniadania. Lepiej sie poczujesz, kiedy cos zjesz.
Jak moge jesc jakas potrawke, kiedy ludzie ogladaja akwarele? Jak smial ogladac te akwarele!
Jednak jej Trzecia Mysl miala racje — co nie znaczy, ze dzieki kolacji poprawi jej sie nastroj. Ale jesli juz ma byc gniewna i nieszczesliwa, rownie dobrze moze taka byc z pelnym zoladkiem.
Zeszla na dol i znalazla w piekarniku potrawke. Pachniala smakowicie. Tylko to co najlepsze dla naszej kochanej mamusi.
Szarpnela szuflade ze sztuccami, zeby wyjac lyzke. Szuflada sie zaciela. Tiffany potrzasnela nia, pociagnela i zaklela kilka razy, ale ona nadal nie chciala sie otworzyc.
— Tak, rob tak dalej — odezwal sie glos za plecami Tiffany. — Zobaczysz, ze to pomaga. Nie badz rozsadna, nie wsuwaj tam reki, zeby ostroznie przesunac to, co blokuje. Szarpac i przeklinac, to najlepszy sposob!
Tiffany odwrocila sie.
Przy kuchennym stole stala chuda, zmeczona kobieta. Byla owinieta czyms, co wygladalo jak przescieradlo, i palila papierosa. Tiffany nie widziala jeszcze kobiety palacej papierosy, a juz zwlaszcza takie, ktore jarza sie czerwonym plomieniem i strzelaja iskrami.
— Co robisz w kuchni pani Ogg? — zapytala groznie.
Kobieta wygladala na zdziwiona.
— Slyszysz mnie? — spytala. — I widzisz?
— Tak! — warknela Tiffany. — A to jest pomieszczenie, gdzie sie przygotowuje zywnosc.
— Nie powinnas byc w stanie mnie zobaczyc!
— Przeciez na ciebie patrze!
— Zaczekaj chwile… — Kobieta zmarszczyla czolo. — Nie jestes tylko czlowiekiem, prawda? — Przez moment zezowala dziwacznie. — Ach, jestes nia… Mam racje? Nowa Latem?
— Mniejsza o mnie, ale kim ty jestes? Poza tym to byl tylko jeden taniec.
— Anoia, bogini Rzeczy, ktore Utykaja w Szufladach — przedstawila sie kobieta. — Milo cie poznac.
Zaciagnela sie plonacym papierosem. Kilka iskier spadlo na podloge, ale chyba nie wyrzadzily zadnej szkody.
— Istnieje bogini tylko od tego? — zdziwila sie Tiffany.
— Wiesz, znajduje tez korkociagi i rozne drobiazgi, ktore wtoczyly sie pod meble — odparla lekcewazaco Anoia. — Czasami rowniez te, ktore gubia sie pod poduszkami kanapy. Chca, zebym sie zajela zacietymi zamkami blyskawicznymi, ale jeszcze sie zastanawiam. Jednak przede wszystkim manifestuje sie, kiedy ludzie szarpia zacietymi szufladami i wzywaja bogow. — Dmuchnela dymem. — Masz moze herbate?
— Ale ja nikogo nie wzywalam!
— Wzywalas. — Anoia wypuscila nowe iskry. — Klelas. Wczesniej czy pozniej kazde przeklenstwo staje sie modlitwa. — Machnela reka, w ktorej nie trzymala papierosa, i w szufladzie cos brzeknelo. — Teraz juz w porzadku. To byla krajarka do jajek. Kazdy taka ma, ale nikt nie wie dlaczego. Czy ktokolwiek na swiecie wyszedl ktoregos dnia z domu i swiadomie kupil krajarke do jajek? Nie sadze. Tiffany sprawdzila szuflade — wysunela sie bez oporu.
— A ta herbata? — Anoia usiadla.
Tiffany nastawila czajnik.
— Wiesz o mnie? — spytala.
— O tak. Minelo juz sporo czasu, odkad jakis bog zakochal sie w smiertelniczce. Wszyscy chca zobaczyc, jak to sie skonczy.
— Zakochal sie?
— No tak.
— I chcesz powiedziec, ze bogowie sie przygladaja?
— Oczywiscie. Wiekszosc z tych poteznych nic wiecej ostatnio nie robi! A na mnie chca zwalic zamki blyskawiczne, chociaz przy tej pogodzie rece mi grabieja.
Tiffany zerknela na sufit, w tej chwili przesloniety dymem.
— Patrza przez caly czas? — upewnila sie ze zgroza.
— Slyszalam, ze budzisz wieksza ciekawosc niz wojna w Klatchistanie, a byla calkiem popularna. — Wyciagnela do przodu poczerwieniale dlonie. — Patrz, odmrozenia. Ale ich to nie obchodzi, naturalnie.
— Nawet kiedy… kiedy sie myje?
Bogini parsknela zlosliwym smiechem.