Tyle ze… on nie byl wlasciwie zly. Bogowie z „Mitologii”, jak sie wydawalo, nauczyli sie byc ludzcy — moze czasem az za bardzo. Ale jak moga sie tego nauczyc sniezyca albo wichura? Byl grozny i przerazajacy, ale trudno bylo sie nad nim nie litowac…

Ktos zaczal sie dobijac do kuchennych drzwi. Okazalo sie, ze to wysoka postac w czerni.

— Pomylka w adresie — powiedziala Tiffany. — Nikt tutaj nawet sie zle nie czuje.

Reka uniosla czarny kaptur, a z jego glebi syknal glos:

— To ja, Annagramma! Ona tu jest?

— Pani Ogg jeszcze nie wstala.

— To dobrze. Moge wejsc?

Przy kuchennym stole, nad kubkiem goracej herbaty, Annagramma wyjawila wszystko. Zycie w lesie nie toczylo sie najlepiej.

— Dwaj mezczyzni przyszli do mnie w sprawie jakiejs glupiej krowy, o ktorej obaj mysla, ze do nich nalezy!

— Joe Broomsocket i Kretacz Adams — stwierdzila Tiffany. — Pisalam ci o nich. Kiedy tylko ktorys sie upije, zaczynaja sie klocic o te krowe.

— I niby co ja mam z tym zrobic?

— Kiwaj glowa i usmiechaj sie. Czekaj, az krowa zdechnie. Tak zawsze mowila panna Spisek. Albo umrze ktorys z nich. To jedyne rozwiazanie.

— A jakas kobieta odwiedzila mnie z chorym swiniakiem!

— I co z nia zrobilas?

— Powiedzialam, ze nie zajmuje sie swiniami. Ale ona wybuchnela placzem, wiec sprobowalam Uniwersalnego Leku Bangle’a.

— Uzylas tego na swini?! — zdumiala sie Tiffany.

— Przeciez swinska czarownica tez uzywa magii, wiec nie rozumiem, dlaczego… — zaczela niepewnie Annagramma.

— Ona wie, co dziala! — przerwala jej Tiffany.

— Swiniak byl calkiem zywy, kiedy go zdjelam z drzewa! A ona nie musiala podnosic takiego wrzasku! Jestem pewna, ze szczecina mu odrosnie! Z czasem!

— To nie byl przypadkiem laciaty swiniak? I kobieta z zezem? — spytala Tiffany.

— Tak! Chyba tak! A co?

— Pani Stumper jest bardzo przywiazana do tego swiniaka — wyjasnila z wyrzutem Tiffany. — Przynosi go do chaty mniej wiecej raz w tygodniu. Zwykle to tylko klopoty zoladkowe. Przekarmia go.

— Naprawde? W takim razie nastepnym razem jej nie otworze — oswiadczyla stanowczo Annagramma.

— Nie, wpusc ja. Tak naprawde przychodzi dlatego, ze jest samotna i chce pogadac.

— Wydaje mi sie, ze mam wazniejsze sprawy na glowie, niz sluchac jakiejs staruszki, ktora chce pogadac — stwierdzila z oburzeniem Annagramma.

Tiffany myslala chwile. Od czego zaczac, oprocz zlapania jej za glowe i tluczenia nia o blat, dopoki mozg nie zacznie pracowac?

— Posluchaj mnie bardzo uwaznie — powiedziala. — Nie masz wazniejszych spraw niz sluchanie staruszek, ktore chca pogadac. Wszyscy opowiadaja czarownicom rozne rzeczy. Dlatego sluchaj kazdego, mow niewiele, mysl o tym, co mowia, jak to mowia, obserwuj ich oczy… To staje sie jakby wielka ukladanka, ale ty jestes jedyna, ktora widzi wszystkie kawalki. Dowiesz sie tego, co chcesz wiedziec, i czego nie chca, zebys sie dowiedziala, a nawet tego, o czym sadza, ze nikt nie wie. Dlatego robimy obchody i odwiedzamy ich domy. Dlatego ty tez bedziesz chodzila po domach, az staniesz sie czescia ich zycia.

— I wszystko to, zeby zyskac troche wladzy nad banda farmerow i chlopstwa?

Tiffany kopnela krzeslo tak mocno, ze odlamala noge. Annagramma odsunela sie szybko.

— Dlaczego to zrobilas?

— To ty jestes madra… Zgadnij.

— Och, zapomnialam. Twoj ojciec jest pasterzem.

— Dobrze! Przypomnialas sobie!

Tiffany sie zawahala. Pewnosc ogarniala jej umysl dzieki uprzejmosci Trzeciej Mysli. I nagle wiedziala, ze zna Annagramme.

— A twoj ojciec? — spytala.

— Co? — Annagramma wyprostowala sie odruchowo. — Och, jest wlascicielem kilku farm…

— Klamiesz!

— No, moze powinnam raczej powiedziec, ze jest farmerem… — zaczela dziewczyna, wyraznie coraz bardziej zdenerwowana.

— Klamiesz!

Annagramma cofnela sie troche.

— Jak smiesz taksie do mnie zwracac!

— Jak smiesz nie mowic mi prawdy!

Zapadla cisza. Tiffany slyszala cichy trzask drewna w piecu, piski myszy w piwnicy, wlasny oddech huczacy niczym morze w jaskini…

— Pracuje u farmera, jasne? — powiedziala szybko Annagramma, a zaraz potem wydala sie zaszokowana wlasnymi slowami. — Nie mamy ziemi, nie mamy nawet wlasnej chaty. Taka jest prawda, jesli ci zalezy. Zadowolona?

— Nie. Ale dziekuje ci.

— Powiesz innym?

— Nie. To bez znaczenia. Lecz babcia Weatherwax chce, zebys tam wszystko zepsula, rozumiesz? Nic nie ma przeciwko tobie… nie wiecej niz przeciw komukolwiek innemu. Chce tylko, by wszyscy zobaczyli, ze styl czarownictwa pani Skorek jest na nic. To wlasnie do niej podobne! Nie powiedziala ani slowa przeciw tobie, pozwolila tylko, zebys dostala wlasnie to, czego chcialas. To jak w bajce. Wszyscy wiedza, ze kiedy dostaniesz wlasnie to, czego chcesz, wszystko zle sie skonczy. A ty chcialas chate. I teraz wszystko zepsujesz.

— Potrzebny mi jeszcze tylko dzien lub dwa, a zlapie…

— Dlaczego? Przeciez jestes czarownica majaca chate. Powinnas ze wszystkim sobie radzic. Po co bralas to na siebie, jesli sobie nie dajesz rady?

Powinnas ze wszystkim sobie radzic, owczarko! Po co bralas to na siebie, jesli sobie nie dajesz rady?

— To znaczy, ze mi nie pomozesz? — Annagramma spojrzala na Tiffany gniewnie, a potem, co u niej niezwykle, jej twarz zlagodniala nieco. — Dobrze sie czujesz?

Tiffany zamrugala. To okropne slyszec, jak wlasny glos powtarza jej wlasne slowa z przeciwnej strony umyslu…

— Wiesz, nie mam czasu — odparla slabo. — Moze inne potrafia… ci pomoc.

— Nie chce, zeby wiedzialy! — Panika wyrzezbila twarz Annagrammy w dziwaczny grymas.

Potrafi uzywac magii, myslala Tiffany. Tyle ze nie zna sie na czarownictwie. Wszystko zepsuje. Zaszkodzi ludziom. Ustapila.

— No dobrze, moge chyba poswiecic ci troche czasu. W Tir Nani Ogg nie mam az tak wielu obowiazkow. Wytlumacze innym, co sie stalo. Musza wiedziec. Prawdopodobnie pomoga. Uczysz sie szybko, podstawowe rzeczy opanujesz mniej wiecej w tydzien.

Obserwowala twarz Annagrammy. Dziewczyna jeszcze sie zastanawia… Gdyby tonela, a ktos rzucil jej line, pewnie by narzekala, ze ma nieodpowiedni kolor…

— No, jesli beda mi tylko pomagac… — Twarz Annagrammy rozjasnila sie nieco.

Mozna bylo niemal ja podziwiac za to, jak w glowie potrafi przebudowac swiat rzeczywisty. Kolejna opowiesc, pomyslala Tiffany; chodzi w niej tylko o Annagramme.

— Tak, bedziemy pomagac. — Westchnela.

— Moze moglybyscie nawet mowic ludziom, ze wy, dziewczeta, przychodzicie do mnie, zeby sie uczyc roznych rzeczy… — zaproponowala Annagramma z nadzieja.

— Nie — odparla stanowczo Tiffany. — Nie sadze, zebysmy sie na to zgodzily. To ty sie uczysz.

Вы читаете Zimistrz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату