Na sniadanie byly jajka na szynce. Zjedzono je w uprzejmym milczeniu. Potem, w takim samym milczeniu, tylko ze juz na zewnatrz, odlecialy do tego, co ludzie pewnie juz zawsze beda nazywac chata panny Spisek.
Przed chata krecil sie jakis chlopiec. Gdy tylko wyladowaly, podbiegl i wyrzucil z siebie gwaltownie:
— Pani Obble mowi, ze dziecko sie rodzi i obiecala, ze dacie mi pensa za przyjscie.
— Masz torbe, prawda? — Tiffany zwrocila sie do Annagrammy.
— No tak. Duzo.
— Pytam o torbe wezwaniowa. No wiesz, te, co ja trzymasz przy drzwiach, a w srodku jest wszystko, czego moglabys potrzebowac, gdyby…
Zauwazyla przerazona twarz kolezanki.
— No dobrze, czyli nie masz torby. Jakos sobie poradzimy. Daj mu pensa i ruszamy.
— Moze wezwiemy kogos do pomocy, na wypadek gdyby cos zle poszlo? — zaproponowala Annagramma, kiedy juz oderwaly sie od ziemi.
— My jestesmy pomoca — odparla krotko Tiffany. — A ze to twoje gospodarstwo, powierzam ci naprawde ciezkie zadanie…
…polegajace na zajmowaniu czyms pani Obble. Pani Obble nie byla czarownica, choc wiekszosc ja za taka uwazala. Wygladala jak czarownica — to znaczy wygladala na kogos, kto kupil wszystko z katalogu Boffo w dzien promocji na owlosione brodawki. Byla tez troche oblakana i nie powinno sie jej dopuszczac blizej niz na mile do dowolnej matki rodzacej swoje pierwsze dziecko, poniewaz bardzo skrupulatnie tlumaczyla im (a w kazdym razie chichotala do nich), co moze sie nie udac, przy czym robila to w sposob sugerujacy, ze sie nie uda. Nie byla zreszta zla pielegniarka, kiedy tylko ktos ja powstrzymal od przykladania na wszystko kompresow z gnijacych lisci.
Operacja przebiegla halasliwie i z pewna doza zamieszania, ale wcale nie tak, jak przepowiadala pani Obble. Rezultatem byl zdrowy noworodek plci meskiej. Zdrowy, bo Tiffany go przyjela na swiat. Annagramma nie umiala nawet trzymac dzieci, ale dobrze wygladala w spiczastym kapeluszu, a ze byla wyraznie starsza od Tiffany i malo co robila, kobiety zalozyly, ze ona tu dowodzi.
Tiffany zostawila ja z dzieckiem — tym razem trzymanym wlasciwym koncem do gory — i wyruszyla w dlugi lot powrotny do Tir Nani Ogg. Wieczor byl krystalicznie czysty, a wiatr podrywal z galezi klujace krysztalki lodu. Dlatego Tiffany zmeczyla sie ta podroza i bardzo zmarzla. Nie moze przeciez wiedziec, gdzie jestem, powtarzala sobie, sunac w mroku. I nie jest zbyt madry. Zima musi sie kiedys skonczyc, prawda?
Ehm… a jak? — zastanawiala sie jej Druga Mysl. Panna Tyk mowila, ze po prostu musisz tam byc, ale z cala pewnoscia musisz takze cos robic.
Pewnie bede musiala chodzic po swiecie bez butow, uznala Tiffany.
Wszedzie? — zastanawiala sie Druga Mysl, gdy Tiffany skrecila, by wyminac drzewo.
To pewnie tak jak byc krolowa, podpowiedziala Trzecia Mysl. Krolowa musi tylko siedziec w palacu, moze czasem przejechac sie wielka kareta i pomachac, a monarchia dziala w calym wielkim krolestwie.
Ale kiedy wymijala kolejne drzewa, starala sie tez unikac cichej, niepokojacej mysli, ktora przekradala sie jej do glowy: Wczesniej czy pozniej, tym czy innym sposobem, on cie znajdzie… I wlasciwie jak chce stworzyc z siebie czlowieka?
Asystent poczmistrza Groat nie wierzyl w lekarzy. Uwazal, ze sprowadzaja choroby. Kazdego ranka wsypywal sobie do skarpet siarke i z duma oswiadczal, ze dlatego nie przechorowal ani jednego dnia. Moze powodem bylo to, ze z powodu zapachu niewielu ludzi chcialo sie do niego zblizac. Cos sie jednak zblizylo — pewnego dnia, kiedy otwieral drzwi urzedu pocztowego, zerwal sie wicher i przewial mu skarpety do czysta[6].
Nikt nie slyszal glosu zimistrza:
— Siarki tyle, by zrobic czlowieka!
Niania Ogg siedziala przy palenisku, kiedy weszla Tiffany, tupiac, by strzepnac z butow snieg.
— Wygladasz na przemarznieta do kosci — stwierdzila niania. — Przyda ci sie kubek goracego mleka z kropelka brandy.
— Tttakk — przyznala Tiffany, szczekajac zebami.
— To przy okazji nalej i dla mnie… Nie, zartowalam. Ogrzej sie, a ja przyniose mleko.
Tiffany miala wrazenie, ze stopy zmienily jej sie w bryly lodu. Uklekla przy ogniu i wyciagnela reke nad saganem. Gotowal sie przez caly czas.
Osiagnij wlasciwy stan umyslu i rownowage. Obejmij go dlonmi i skoncentruj sie, skoncentruj na zamarznietych butach…
Po chwili palce o nog poczuly cieplo, a potem…
— Auc! — Tiffany cofnela rece i zaczela ssac palec.
— Nie doprowadzilas umyslu do wlasciwego stanu — odezwala sie niania od drzwi.
— Wiesz, to trudne, kiedy mam za soba ciezki dzien, malo spalam, a zimistrz ciagle mnie szuka — burknela gniewnie Tiffany.
— Ognia to nie obchodzi. — Niania wzruszyla ramionami. — Jest juz gorace mleko.
Swiat wydawal sie lepszy, kiedy Tiffany juz bylo cieplo. Zastanawiala sie, ile brandy dolala jej niania do mleka. Niania przyniosla tez kubek dla siebie i pewnie dolala sobie troche mleka do brandy.
— Prawda, jak jest milo i przyjemnie? — odezwala sie niania po chwili.
— Czy to bedzie rozmowa o seksie? — zapytala Tiffany.
— A ktos mowil, ze bedziemy o nim rozmawiac? — zdziwila sie niania z niewinna mina.
— Mam takie przeczucie — odparla Tiffany. — I wiem, skad sie biora dzieci, pani Ogg.
— To mnie cieszy.
— Wiem tez, jak tam trafiaja. Wychowalam sie na farmie i mam starsze siostry.
— Widze, ze jestes calkiem dobrze przygotowana do zycia — stwierdzila niania. — Pewnie niewiele nowego moge ci juz powiedziec. No i nigdy zaden bog nie zwrocil na mnie uwagi. Pochlebia ci to, prawda?
— Nie. — Tiffany spojrzala na usmiech niani. — No… troche — przyznala.
— I boisz sie go? — Tak.
— Wiesz, ten biedak jeszcze nie do konca zrozumial, co sie dzieje. Zaczal niezle z tymi lodowymi rozami i cala reszta, ale potem chcial ci pokazac muskuly. Typowe. Ale nie powinnas sie go obawiac. To on powinien bac sie ciebie.
— Dlaczego? Bo udaje, ze jestem Pania Kwiatow?
— Bo jestes dziewczyna! Marna to perspektywa, jesli sprytna dziewczyna nie potrafi sobie owinac chlopaka dookola malego paluszka. Zadurzyl sie w tobie. Jednym slowem mozesz zmienic jego zycie w udreke. Kiedy bylam mloda, pewien mlody czlowiek chcial sie rzucic z mostu w Lancre, bo odrzucilam jego zaloty.
— Tak? I co sie stalo?
— Wycofalam to odrzucenie. Wiesz, tak pieknie wygladal, stojac na moscie, a ja pomyslalam: Jaki ma sliczny tyleczek, nie ma co. — Niania usiadla wygodniej. — A pomysl o biednym starym Greebo. Moglby walczyc z kazdym, ale ta biala kotka Esme skoczyla na niego i teraz biedaczysko nie wejdzie do pokoju, jesli przedtem nie wyjrzy zza drzwi i nie sprawdzi, czy jej tu nie ma. A jaki przy tym ma pyszczek… Caly pomarszczony. Pewnie, moglby rozerwac ja na kawalki jednym pazurem, ale teraz nie potrafi, bo zawrocila mu w glowie.
— Nie chcesz chyba powiedziec, ze powinnam zdrapac zimistrzowi twarz?
— Nie, nie musisz byc az tak brutalna. Daj mu troche nadziei. Badz lagodna, ale stanowcza…
— On chce sie ze mna ozenic!
— No i dobrze.
— Dobrze?
— To znaczy, ze zalezy mu na przyjaznych kontaktach. Nie mow tak, nie mow nie. Zachowuj sie jak krolowa. Musi sie nauczyc, zeby okazywac ci szacunek. Co robisz?
— Zapisuje to sobie — odparla Tiffany, piszac w swoim dzienniku.