— Tak. I moga widziec w ciemnosci. Lepiej o tym nie myslec.
Tiffany znowu popatrzyla na sufit. Miala nadzieje, ze jakos zdola dzisiaj wziac kapiel.
— Sprobuje — rzekla ponuro. I dodala: — Czy to… trudne byc boginia?
— Miewa swoje dobre strony. — Anoia wstala. Lokiec reki z papierosem oparla o dlon drugiej, trzymajac plonaca, roziskrzona rurke tuz przy twarzy. Zaciagnela sie mocno, uniosla glowe i wypuscila chmure dymu, ktora dolaczyla do smogu pod sufitem. Iskry spadly jak deszcz. — Niedlugo zajmuje sie szufladami. Kiedys bylam boginia wulkanow.
— Naprawde? — powiedziala Tiffany. — Nigdy bym sie nie domyslila.
— O tak. To byla przyjemna praca, jesli nie liczyc wrzaskow — westchnela Anoia. — Ha! A bog sztormow zawsze polewal deszczem moja lawe — dodala z gorycza. — Tacy sa mezczyzni. Leja deszcz na twoja lawe.
— I ogladaja akwarele — powiedziala Tiffany.
Anoia zmruzyla oczy.
— Akwarele kogos innego?
— Tak!
— Mezczyzni… wszyscy sa tacy sami — stwierdzila Anoia. — Posluchaj mojej rady, moja droga, i pokaz drzwi panu zimistrzowi. To w koncu tylko zywiolak.
Tiffany zerknela na drzwi.
— Niech sie pakuje, moja droga — mowila dalej bogini. — Wyrzuc go na ulice i wymien zamki. Niech bedzie tu lato przez caly rok, jak w cieplych krajach. Wszedzie winne grona, co ty na to? Kokosy na kazdym drzewie! Ha, kiedy robilam jeszcze w wulkanach, zajadalam sie mango. I calusa na pozegnanie calemu sniegowi, mgle i blocku. Dostalas juz te zabawke?
— Zabawke? — zaniepokoila sie Tiffany.
— Mysle, ze sie pojawi — uznala Anoia. — Podobno trzeba z nia uwazac… Oj, slysze grzechot, musze leciec, nie martw sie, nie powiem mu, gdzie jestes…
I zniknela. Dym takze.
Nie wiedzac, co dalej robic, Tiffany nalozyla sobie i zjadla solidna porcje miesa i jarzyn. Czyli… potrafi teraz zobaczyc bogow? A oni o niej wiedza? I kazdy nagle chcial jej udzielac rad…
To nie jest dobry pomysl, zwracac na siebie uwage tych na gorze, jak powtarzal jej ojciec.
Ale to jednak imponujace. Zakochany w niej, tak? I wszystkim opowiada? Ale naprawde jest tylko zywiolakiem, wcale nie prawdziwym bogiem. Potrafi tylko przesuwac wode i wiatr.
Mimo to… ha! Sa tacy, za ktorymi biegaja zywiolaki. O tak! I co wy na to? Jesli niektorzy ludzie sa tak glupi, ze tancza sobie z dziewczetami, ktore maluja akwarele, by uczciwych mezczyzn powiesc do Zguby, to ona tez moze byc wyniosla wobec ludzi, ktorzy sa prawie bogami. Powinna wspomniec o tym w liscie, tylko ze oczywiscie teraz nie bedzie juz do niego pisac. Ha!
O kilka mil dalej stara matula Blackcap, ktora robila wlasne mydlo ze zwierzecego tluszczu i lugu uzyskiwanego z roslinnego popiolu, poczula, jak cos wyrywa jej z dloni kostke mydla akurat w chwili, gdy zamierzala wygotowac posciel. Woda w kotle zamarzla.
Byla czarownica, wiec powiedziala natychmiast:
— Jakis dziwny zlodziejaszek tu krazy.
A zimistrz rzekl:
— Lugu tyle, by zrobic czlowieka.
Rozdzial osmy
Rog obfitosci
Tego wieczoru, kiedy niania Ogg juz sie polozyla, Tiffany wziela jednak kapiel. Nie bylo to cos, co przychodzi latwo. Przede wszystkim nalezalo zdjac blaszana balie z haka na tylnej scianie wygodki, stojacej na samym koncu ogrodu, i przeciagnac przez ciemna, mrozna noc na honorowe miejsce przed paleniskiem. Potem trzeba bylo zagrzac kociolki z woda, nad ogniem i na czarnym kuchennym piecu, a uzyskanie chocby szesciu cali cieplej wody wymagalo niemalego wysilku. Po wszystkim nalezalo wylac cala wode do zlewu, a balie przesunac do kata, zeby ja wyniesc rano. Kiedy czlowiek tak sie juz nameczyl, mogl rownie dobrze wyszorowac kazdy kawaleczek skory.
Tiffany wykonala jeszcze jedna dodatkowa czynnosc. Na kawalku tektury wypisala WSTEP WZBRONIONY i wetknela go w wiszaca posrodku pokoju lampe, tak zeby napis dalo sie odczytac tylko z gory. Nie byla pewna, czy zniecheci tym wscibskich bogow, ale poczula sie lepiej.
Tej nocy spala bez snow. Rankiem snieg pokryl zaspy swieza warstwa bieli, a dwoje wnukow niani Ogg ulepilo na trawniku balwana. Po chwili przyszly do domu i zazadaly marchewki na nos i dwoch kawalkow wegla na oczy.
Niania zabrala ja do samotnej wioski, Kromki, gdzie ludzie zawsze sie cieszyli i dziwili, widzac kogos, z kim nie byli spokrewnieni. Niania chodzila od domu do domu sciezkami wykopanymi w sniegu, pila tyle herbaty, ze mozna by w niej splawic slonia, i dokonywala skromnych aktow czarownictwa. Zdawalo sie, ze polega ono glownie na plotkach, ale kiedy czlowiek juz zrozumial, o co chodzi, wtedy slyszal, jak dzieje sie magia. Niania Ogg zmieniala sposob myslenia rozmowcow, chocby na kilka minut. Zostawiala ich wierzacych, ze sa troche lepszymi ludzmi. Nie byli, ale — jak stwierdzila — dzieki temu mieli cel, do ktorego moga dazyc.
Potem byla kolejna noc bez snow, ale tym razem Tiffany obudzila sie nagle o wpol do szostej rano. Czula sie… dziwnie.
Starla szron z okna i w blasku ksiezyca zobaczyla balwana.
Czemu to robimy? — zastanowila sie. Jak tylko spadnie snieg, lepimy balwany. W pewnym sensie oddajemy czesc zimistrzowi. Tworzymy czlowieka ze sniegu… Zeby go ozywic, dajemy mu oczy z wegla i nos z marchewki. Aha, widze, ze dzieci zawiazaly mu jeszcze szalik. Balwan pewnie bardzo potrzebuje szalika, zeby mu bylo cieplo…
Zeszla do cichej kuchni i — z braku czegos lepszego do roboty — wyszorowala stol. Zajecie czyms rak pomagalo jej myslec.
Cos sie zmienilo — cos w niej. Przedtem martwila sie o to, co on zrobi albo powie, jakby byla tylko lisciem niesionym przez wiatr. Bala sie, ze uslyszy jego glos w swojej glowie, gdzie nie mial prawa sie odzywac.
Ale juz nie. Koniec.
Teraz to on powinien sie obawiac.
Owszem, popelnila blad. Owszem, to jej wina. Ale nie pozwoli sie zastraszyc. Nie mozna pozwolic chlopcom biegac dookola i zalewac deszczem czyjejs lawy albo gapic sie na czyjes akwarele.
Odszukaj opowiesc, powtarzala zawsze babcia Weatherwax. Wierzyla, ze swiat pelen jest form opowiesci. Jesli czlowiek im pozwolil, przejmowaly nad nim wladze. Ale jesli badal je, odkrywal… wtedy mogl je wykorzystac, mogl je zmieniac…
Panna Spisek wiedziala o opowiesciach wszystko. Przedla je jak pajeczyne, a one dawaly jej moc. I dzialaly, poniewaz ludzie chcieli w nie wierzyc. Niania Ogg takze miala swoja opowiesc. Gruba, wesola niania Ogg, ktora lubila wypic drinka (i moze jeszcze jednego, bardzo dziekuje), i byla dla wszystkich ukochana babcia… ale te blyszczace oczka potrafily wwiercic sie w umysl i odczytac wszystkie sekrety.
Nawet babcia Obolala miala wlasna opowiesc. Mieszkala w starej pasterskiej chacie, wysoko na wzgorzach, i nasluchiwala wiatru wiejacego nad pastwiskami. Byla tajemnicza, samotna… A opowiesci przylatywaly i zbieraly sie wokol niej, historie o tym, ze odnajduje zagubione owce, chociaz jest juz martwa, historie o niej, wciaz troszczacej sie o ludzi…
Ludzie chcieli, by swiat byl opowiescia, poniewaz opowiesci musza brzmiec wlasciwie i musza miec sens. Ludzie chcieli, zeby swiat mial sens.
No wiec jej opowiesc nie bedzie historia malej dziewczynki, ktora pozwala soba dyrygowac. Nie mialaby sensu.