Teraz, wytarty do czysta, lezal na kuchennym stole. Tiffany uznala, ze wyglada jak troche zywy. Byl cieply w dotyku i zdawal sie lekko wibrowac pod palcami.
Na kolanach trzymala otwarta „Mitologie”.
— Wedlug Chaffincha — powiedziala — bog Slepy Io stworzyl rog obfitosci z rogu magicznej kozy Almeg, ktora wykarmila jego dwoje dzieci z boginia Bisonomia, zmieniona pozniej w deszcz ostryg przez Epidita, boga Rzeczy w Ksztalcie Ziemniaka, kiedy obrazila Rezonate, boginie Lasic, rzucajac kretem w jej cien. Teraz stanowi oznake urzedu bogini lata.
— Zawsze mowie, ze za wiele takich historii sie dzialo za dawnych czasow — stwierdzila babcia Weatherwax.
Obiekt, ktory spadl z nieba, rzeczywiscie przypominal troche kozi rog, byl tylko znacznie wiekszy.
— Jak to dziala? — zainteresowala sie niania Ogg. Wsunela glowe do srodka. — Halo! — krzyknela.
Kolejne „halo” dlugo rozbrzmiewaly echami, jak gdyby wolanie dotarlo o wiele dalej, niz mozna by sie spodziewac.
— Jak dla mnie wyglada na wielka morska muszle — wyglosila swoja opinie babcia.
Kotka Ty obeszla wielki zagadkowy przedmiot, obwachujac go wykwintnie. (Greebo schowal sie za rondlami na gornej polce — Tiffany sprawdzila).
— Nie sadze, zeby ktokolwiek wiedzial, jak dziala rog obfitosci — stwierdzila. — Ale cos moze wynikac z samej nazwy.
— Hm… rog. Moze da sie na nim zagrac? — zgadywala niania.
— Raczej nie. On zawiera… rzeczy.
— Jakiego rodzaju rzeczy? — spytala babcia.
— No wiec, technicznie… wszystko — tlumaczyla Tiffany. — Wszystko, co rosnie.
Pokazala im ilustracje w ksiazce. Z szerokiego wylotu rogu wysypywaly sie najrozmaitsze owoce, warzywa i ziarno.
— Glownie owoce — zauwazyla niania. — Niewiele marchewek, ale podejrzewam, ze tkwia w tym spiczastym koncu. Tam lepiej pasuja.
— Typowy artysta — uznala babcia. — Namalowal z przodu to, co efektowne. Zbyt dumny, zeby wymalowac uczciwego ziemniaka. — Oskarzycielsko stuknela palcem w stronice. — A te cherubiny? Nie pojawia sie tutaj, mam nadzieje? Nie lubie patrzec, jak w powietrzu lataja male dzieci.
— One wystepuja na wielu starych malowidlach — wyjasnila niania. — Wstawiaja je, zeby pokazac, ze to Sztuka, a nie nieprzyzwoite obrazki pan, ktore nie maja na sobie dosc ubrania.
— Mnie nie oszukaja — oswiadczyla babcia.
— Dalej, Tiff, sprobuj moze — zachecila dziewczyne niania. Obeszla stol dookola.
— Nie wiem jak — jeknela Tiffany. — Nie ma zadnej instrukcji! I wtedy — za pozno — babcia krzyknela glosno:
— Ty! Wylaz stamtad!
Ale kotka, machnawszy tylko ogonem, zniknela we wnetrzu.
Stukaly w rog. Trzymaly wylotem w dol i potrzasaly. Postawily przed nim spodeczek z mlekiem i czekaly. Kotka nie wrocila. Potem niania Ogg delikatnie pogmerala w rogu obfitosci kijem od szczotki i nikt specjalnie sie nie zdziwil odkryciem, ze kij da sie wsunac glebiej do wnetrza rogu, niz jest tego rogu od zewnatrz.
— Wyjdzie, kiedy zglodnieje — stwierdzila niania pocieszajaco.
— Nie mozna na to liczyc, jesli znajdzie tam cos do jedzenia — odparla babcia Weatherwax, zagladajac w ciemnosc.
— Nie wydaje mi sie, zeby znalazla jedzenie dla kotow — uznala Tiffany, przygladajac sie ilustracji. — Ale moze tam byc mleko.
— Ty! Wychodz stamtad w tej chwili! — rozkazala babcia glosem odpowiednim do wstrzasania gorami.
Uslyszaly odlegle miaukniecie.
— Moze gdzies tam utknela? — zaniepokoila sie niania. — Wiecie, to taka spirala, coraz wezsza pod koniec. Koty nie umieja chodzic tylem…
Tiffany spostrzegla wyraz twarzy babci i westchnela.
— Feeglowie! — zwrocila sie ogolnie do pokoju. — Wiem, ze paru was tu jest. Pokazcie sie, prosze.
Feeglowie wysuneli sie zza niemal kazdego bibelotu. Tiffany stuknela w rog obfitosci.
— Mozecie wyciagnac stamtad malego kociaka?
— Tylko tyle? No problemo — oswiadczyl Rob Rozboj. — Miolem nadzieje, ze to bedzie cosik trudnego!
Grupa Nac Mac Feeglow truchtem wbiegla w wylot rogu. Ich glosy ucichly. Czarownice czekaly. Potem czekaly jeszcze troche. I jeszcze.
— Feeglowie! — huknela Tiffany w glab otworu.
Zdawalo jej sie, ze slyszy bardzo dalekie, bardzo slabe: „Lojzicku!”.
— Jesli on potrafi wytworzyc ziarno, to mogli tam znalezc piwo — zaniepokoila sie. — A to znaczy, ze skoncza te wycieczke dopiero wtedy, kiedy piwo tez sie skonczy.
— Koty nie zywia sie piwem — burknela babcia Weatherwax.
— Wiecie, ja mam juz dosc tego czekania — stwierdzila niania. — Patrzcie, na tym spiczastym koncu tez jest mala dziurka. Mam zamiar zadac w ten rog.
W kazdym razie sprobowala. Jej policzki wzdely sie i poczerwienialy, wytrzeszczyla oczy i stalo sie jasne, ze jesli rog nie zagra, to ona peknie. I wtedy rog ustapil. Zabrzmial odlegly, bez watpienia skrecony, a takze turkoczacy odglos, ktory stawal sie coraz mocniejszy.
— Jeszcze niczego nie widac — oznajmila niania, patrzac w szeroki wylot.
Tiffany odciagnela ja na bok w ostatniej chwili. Ty wypadla z rogu pedem, z wyciagnietym ogonem i stulonymi uszami. Zahamowala na blacie, skoczyla babci Weatherwax na kolana, wspiela sie na jej ramie, tam odwrocila sie i prychnela wyzywajaco.
— Looojziiickuuuu! — Feeglowie z krzykiem wysypali sie z rogu.
— Wszyscy za kanape! — wrzasnela niania Ogg. — Szybko! Turkot byl teraz jak grom. Narastal, narastal…
…i ucichl.
Trzy spiczaste kapelusze bezglosnie wysunely sie zza kanapy. Male niebieskie twarzyczki wysuwaly sie zza wszystkiego.
Po chwili zabrzmial odglos podobny do „pfat!”. Cos malego i pomarszczonego wyturlalo sie z wylotu rogu i spadlo na podloge. Byl to bardzo wysuszony ananas.
Babcia Weadierwax strzepnela z sukni troche kurzu.
— Lepiej naucz sie tego uzywac — zwrocila sie do Tiffany.
— Jak?
— Nie masz pomyslu?
— Nie!
— Przybyl tu dla ciebie, moja droga, i jest niebezpieczny!
Tiffany delikatnie podniosla rog ze stolu i znowu miala uczucie, ze trzyma cos wyjatkowo ciezkiego, co bardzo skutecznie udaje, ze jest lekkie.
— Moze potrzebne jest magiczne slowo? — zgadywala niania Ogg. — Albo trzeba przycisnac w odpowiednim miejscu…
Tiffany obrocila rog w swietle. Cos blysnelo.
— Czekajcie, tu jest cos napisane — powiedziala. I przeczytala: