Glos powrocil znowu… Czy mozna slyszec echo we wlasnej glowie? — zastanowila sie. Oni przegraja, pomyslala potem. Przegraja, bo Andy wie, jak lamac reguly.
Reguly.
„Ja jestem regulami”.
Rozejrzala sie, ale oprocz doktora i jego jeczacych lub — w przypadku Ridcully’ego — przeklinajacych podopiecznych nie bylo w poblizu nikogo poza Juliet, ktora obserwowala mecz ze swym zwyklym lekkim usmieszkiem.
— Wielkie nieba! Przeciez musi tylko zdobyc jednego gola — stwierdzila Glenda.
„Ja jestem golem”, odezwal sie cichy glos znikad.
— Slyszalas to?
— Co? — spytala Juliet. Odwrocila sie i Glenda zobaczyla, ze placze. — Trev przegra…
„Ja jestem pilka”.
Glos dobiegal z jej kieszeni. Siegnela tam i wyjela puszke Treva.
Doktor Lawn jeknal tylko i pobiegl na boisko ku czkajacemu Charliemu (jak to pozniej opisal „Puls”). Glenda ruszyla za nim i dogonila pana Nobbsa.
— Jesli chce pan jeszcze kiedys w zyciu dostac kubek herbaty i kawalek ciasta, panie Nobbs, kopnie pan pilke do mnie. Zobaczy mnie pan bez trudu, bo bede wrzeszczec i glupio sie zachowywac. Rob pan, co mowie, jasne?
„Rob, co mowi, jasne?” — uslyszala echo swoich slow.
— I co panienka zrobi? Rzuci ja z powrotem?
— Cos w tym rodzaju — odparla Glenda.
— I co komu z tego przyjdzie?
— Tyle ze wygracie mecz. Wlasnie tyle. Pamieta pan regule 202?
Zostawila go zamyslonego, a sama ruszyla do pani Whitlow i jej dziewczat, ktore w tej chwili nie mialy kogo zachecac do walki.
— Mysle, ze w takiej chwili powinnysmy naprawde dac chlopcom dobry wystep — zaproponowala. — Mam racje, Juliet?
Juliet, ktora poslusznie szla za nia, odpowiedziala:
— Tak, Glendo.
„Tak, Glendo”.
Znowu to samo. Jedno zdanie. Dwa glosy.
Pani Whitlow nie nalezala do osob, ktore przyjmuja polecenia od szefowej nocnej kuchni, ale Glenda pochylila sie do niej znaczaco.
— To specjalna prosba nadrektora — szepnela.
Ozywienie Duzego Chlopca Bartona nie bylo latwym zadaniem i chyba nawet mniej ochotnikow mialo chec wcisnac mu palce w gardlo niz poprzednio bibliotekarzowi. Oproznienie go i pozniejsze sprzatanie takze zajelo wiecej czasu.
Kiedy sedzia wezwal druzyny na pozycje, podbiegla zdyszana Glenda i wreczyla mu kartke papieru.
— Co to takiego?
— To sa reguly, prosze pana. Zauwazy pan, ze jedna z nich zakreslilam.
Przeczytal.
— Dla mnie brzmi to jak kupa bzdur — stwierdzil z lekcewazeniem.
— Wcale nie, jesli bedzie pan czytal po kawalku. To regula, prosze pana.
Nadrektor Henry wzruszyl ramionami i wcisnal papier do kieszeni.
Pedel Nobbs przez chwile spogladal na Glende, wyraznie nie na miejscu w zespole dziewczat. Glenda znana byla ze szczodrosci wobec przyjaciol i robila najlepsza herbate na uniwersytecie. Tu nie chodzilo o pilke, chodzilo o kubek czegos goracego, a moze tez paczka…
Pochylil sie do Nutta.
— Glenda kazala mi pamietac o regule 202 — powiedzial.
Nutt rozpromienil sie.
— Sprytny pomysl i oczywiscie, ze sie uda. Kazala panu kopnac pilke za boisko?
— Tak, zgadza sie. Bedziemy oszukiwac?
— Nie. Bedziemy scisle trzymac sie regul. A scisle trzymanie sie regul bywa o wiele lepsze od oszukiwania.
Szansa Nobbsa pojawila sie calkiem szybko — co dziwne, wskutek ewidentnie chybionego podania Hoggetta. Czy Hoggett stal bardzo blisko, kiedy rozmawiali? I czy rzeczywiscie powiedzial „Do dziela”? Na to wygladalo.
Nobbs kopnal pilke w strone zespolu dziewczat. Glenda zlapala ja w powietrzu i wcisnela pod faldy spodnicy pani Whitlow.
— Nie widzialyscie tego, moje drogie, nie wiecie, gdzie jest teraz i za nic w swiecie sie nie ruszycie. Jasne?
Tlum gwizdal i krzyczal, a ona wyjela z torby puszke i podniosla ja w gore.
— Pilka zgubiona! — krzyknela z calych sil. — Pilka zastepcza!
Rzucila puszke prosto do pedla Nobbsa, ktory zorientowal sie szybko i przerzucil ja do Nutta. Zanim ktokolwiek z pozostalych zdazyl sie ruszyc, puszka z cichym „gloing!” wyladowala na czubku buta Treva…
Redaktor „Pulsu” napisal:
… rozlala sie jak cieple maslo. Glenda byla pewna, ze slyszy daleki spiew ptakow albo — byc moze — szelest robakow pod murawa, ale tez bardzo wyrazny i dobiegajacy z zaimprowizowanego szpitala doktora Lawna odglos wymiotow „Duzego Chlopca” Bartona.
I wtedy, gdy zapanowala cisza, pewien dzwiek zaczal sie wlewac niczym struga wody z peknietej tamy. Byl fizyczny i byl zlozony. Tu i tam widzowie zaczynali spiewac — wszystkie piesni wszystkich druzyn, polaczone i zharmonizowane w jednej doskonalej chwili.
Glenda w zdumieniu przygladala sie Juliet. Znow bylo tak jak na pokazie mody: dziewczyna zdawala sie