Dziwny mlody czlowiek zniknal gdzies w polmroku.

Agnes rozejrzala sie zalekniona.

— Tak, panienko? — zapytal mors-czlowiek. Mial imponujacy was, ktory skupil w sobie caly zarost z reszty wlasciciela.

— Tego… ja chcialam… Bo przesluchania… znalazlam plakat z wiadomoscia, ze przesluchujecie…

Usmiechnela sie bezradnie. Twarz odzwiernego zdradzala, ze widzial juz — i nie wywarly na nim wrazenia — wiecej bezradnych usmiechow, niz nawet Agnes potrafilaby zjesc cieplych posilkow. Wyjal kartke i ogryzek olowka.

— Musisz tu podpisac — poinformowal.

— Kim byl… byla ta osoba, ktora mnie przyprowadzila?

Was poruszyl sie, sugerujac ukryty gdzies pod nim usmiech.

— Wszyscy znaja naszego Waltera Plinge’a.

To byla chyba calosc informacji, jakiej zamierzal udzielic.

Agnes scisnela olowek.

Najwazniejsze pytanie brzmialo: Jak powinna sie podpisac? Jej imie mialo liczne i cenne zalety, ale nie ukladalo sie gladko na jezyku. Spadalo z podniebienia i stukalo miedzy zebami, ale na jezyku nie lezalo gladko.

Niestety, nie przychodzilo jej na mysl zadne inne o duzym potencjale gladkosciowym.

Moze Catherine?

Albo… Perdita. Moglaby wrocic do Perdity. Wstydzila sie troche uzywac tego imienia w Lancre. Bylo tajemnicze, sugerowalo mroczne sekrety, intrygi, a takze — calkiem przypadkiem — kogos, kto jest raczej szczuply. Wymyslila sobie nawet pierwsza litere drugiego imienia: X, oznaczajace „kogos, kto ma eleganckie i tajemnicze drugie imie”.

Nie udalo sie. Mieszkancy Lancre byli irytujaco niewrazliwi na takie rzeczy. Mowili o niej „Agnes, ktora nazywa siebie Perditax”.

Nie osmielila sie nikomu zdradzic, ze chcialaby, aby jej pelne imie i nazwisko brzmialo Perdita X. Dream. Nie zrozumieliby. Pytaliby na przyklad: Jesli uwazasz, ze to wlasciwe imie dla ciebie, to czemu wciaz masz dwie polki pelne pluszowych zabawek?

Tutaj jednak moze zaczac wszystko od nowa. Byla dobra. Wiedziala, ze jest dobra.

Chociaz pewnie na Dream nie ma szans.

Bedzie musiala zostac przy Nitt.

Niania Ogg zwykle kladla sie spac wczesnie. W koncu miala juz swoje lata. Czasami szla do lozka nawet o szostej rano.

Teraz byla w lesie. Jej oddech klebami pary unosil sie w chlodnym powietrzu. Liscie szelescily pod nogami. Wiatr ucichl, pozostawiajac czyste, bezchmurne niebo, otwarte dla pierwszego przymrozku zimy — malego lobuza zrywajacego platki i marszczacego owoce, ktory pokazywal, jaka to matka jest w rzeczywistosci Natura.

Trzecia czarownica.

Trzy czarownice moga tak jakby… podzielic sie praca.

Dziewica, matka i… starucha. Wlasnie.

Klopot polega na tym, ze babcia Weatherwax laczyla w sobie wszystkie trzy. Byla dziewica, o ile niania sie orientowala; byla przynajmniej w odpowiednim przedziale wiekowym dla staruchy; co do trzeciej… no coz, kto narazi sie babci Weatherwax w zly dzien, poczuje sie jak kwiat na przymrozku.

Musi przeciez znalezc sie kandydatka na to stanowisko. W Lancre mieszkalo kilka dziewczat w odpowiednim wieku.

Klopot polegal na tym, ze chlopcy w Lancre tez o tym wiedzieli. Niania regularnie spacerowala latem po lakach, a miala bystry, choc pelen zrozumienia wzrok oraz znakomity sluch siegajacy poza horyzont. Violet Frottidge chodzila z mlodym Przebiegloscia Carterem, a przynajmniej robila cos w zakresie dziewiecdziesieciu stopni od chodzenia. Bonnie Quarney w maju zbierala orzechy z Williamem Simple i tylko dzieki temu, ze byla przewidujaca i zasiegnela pewnej rady u niani, nie wyda w lutym owocow. A juz niedlugo matka mlodej Mildred Tinker porozmawia dyskretnie z ojcem mlodej Mildred Tinker, ten porozmawia ze swoim przyjacielem Thatcherem, a on z kolei porozmawia ze swoim synem Hobem; potem bedzie wesele. Wszystko zostanie zalatwione w sposob wlasciwy i cywilizowany, z wyjatkiem moze jednego czy drugiego podbitego oka.[1]

Nie ma watpliwosci, pomyslala niania z rozmarzonym usmiechem: niewinnosc podczas goracego lata w Lancre to stan, w ktorym niewinnosc jest tracona.

Potem jeszcze jedno imie wynurzylo sie na powierzchnie. No tak. Ona. Dlaczego wczesniej o niej nie pomyslala? Bo jakos nie przychodzila do glowy. Kiedy czlowiek myslal o dziewczetach z Lancre, zwykle o niej zapominal. Po czym mowil: A tak, ona tez. Naturalnie, ma wspanialy charakter. I niezle wlosy, oczywiscie.

Byla inteligentna i utalentowana. W wielu dziedzinach. Jej glos, na przyklad. To byla jej moc, szukajaca ujscia. I oczywiscie miala tez wspanialy charakter, wiec niewielka byla szansa, ze okaze sie… nieodpowiednia.

Czyli sprawa zalatwiona. Z pewnoscia ucieszy babcie jeszcze jedna czarownica, zeby ja wykorzystywac i jej imponowac. Natomiast Agnes z pewnoscia jej kiedys podziekuje.

Niania Ogg odetchnela z ulga. Do sabatu potrzebne sa przynajmniej trzy czarownice. Dwie czarownice to tylko klotnia.

Otworzyla drzwi do swojej chaty i wspiela sie po schodach do sypialni.

Jej kocur Greebo wyciagnal sie na pierzynie niby plama szarego futra. Nie obudzil sie nawet wtedy, kiedy niania Ogg podniosla go troche, by w nocnej koszuli wsunac sie do poscieli.

Zeby odpedzic zle sny, pociagnela solidny lyk z butelki pachnacej jablkami i radosna smiercia mozgu. Potem ubila poduszke, pomyslala: Tak… ona — i odplynela w sen.

Po chwili zbudzil sie Greebo. Przeciagnal sie, ziewnal i bezglosnie zeskoczyl na podloge. Nastepnie najbardziej zlosliwy i chytry klab futra, jaki kiedykolwiek mial dosc inteligencji, by usiasc w karmniku dla ptakow z otwarta paszcza i kawalkiem chleba na nosie, zniknal za otwartym oknem.

Kilka minut pozniej kogucik w sasiednim ogrodzie wysunal glowe, by powitac piekny nowy dzien i zginal natychmiast, w pol kukuryku.

Przed Agnes panowala ciemnosc, a rownoczesnie niemal oslepialy ja swiatla. Tuz za krawedzia sceny wielkie plaskie swiece plywaly w dlugim korycie z woda; dawaly mocny, zolty blask, calkiem niepodobny do lamp naftowych w domu. Za swiatlami czekala widownia, niczym paszcza wielkiej i bardzo glodnej bestii.

Gdzies spoza swiatel odezwal sie glos.

— Kiedy tylko bedziesz gotowa, panienko.

Nie byl to jakis szczegolnie nieprzyjazny glos. Chcial tylko, zeby wreszcie zaczela, odspiewala swoj kawalek i sobie poszla.

— Bo ja mam taka, no… taka piosenke, i ona…

— Oddalas nuty pannie Proudlet?

— Eee… Wlasciwie to nie ma akompaniamentu, ona…

— Aha, to piosenka ludowa. Tak?

W ciemnosci rozlegly sie szepty i ktos zasmial sie cicho.

— Zaczynaj wiec… Perdito, tak?

Agnes zaczela piosenke o jezu, ale juz okolo siodmego slowa zdala sobie sprawe, ze nie byl to dobry wybor. Potrzebna jest oberza i rechoczacy ludzie, ktorzy wala kuflami w stoly. Ta wielka jasna pustka wsysala glos, przez co wydawal sie piskliwy i slaby.

Przerwala na koncu trzeciej zwrotki. Czula, jak rumieniec okrywaja gdzies od wysokosci kolan. Potrwa jeszcze chwile, zanim dotrze do twarzy, gdyz musi objac duza powierzchnie skory, ale wtedy cala juz bedzie rozowa jak truskawka.

Slyszala szepty. Wsrod nich wybijaly sie takie slowa jak „timbre”, a potem — co wcale jej nie zdziwilo — nadbieglo „imponujaca budowa”. Miala imponujaca budowe, wiedziala o tym. Podobnie gmach Opery. Nie musiala byc z tego powodu szczesliwa.

Вы читаете Maskarada
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату