drabine i zejdzie na ziemie.

Od razu bylo widac, ze rozbojnik jest calkiem martwy. Ludzie zywi maja zwykle w sobie troche krwi.

Powoz zatrzymal sie kilka mil dalej, na wzniesieniu, gdzie droga zaczynala swoj dlugi i krety zjazd w strone Lancre i rownin.

Czworo pasazerow wysiadlo i podeszlo na sam grzbiet. Chmury klebily sie za ich plecami, ale tutaj powietrze bylo mrozne i czyste, a widok rozciagal sie az do Krawedzi pod ksiezycem. W dole, wyciete wsrod gor, lezalo male krolestwo.

— Brama do swiata — rzekl hrabia de Magpyr.

— I calkowicie niebroniona — dodal jego syn.

— Wrecz przeciwnie. Posiadajaca pewne wybitnie skuteczne srodki obronne — zapewnil hrabia. Usmiechnal sie w mroku. — Przynajmniej… do tej chwili…

— Czarownice powinny stanac po naszej stronie — oswiadczyla hrabina.

— W kazdym razie ona stanie, juz niedlugo — zapewnil hrabia. — Niezwykle… interesujaca kobieta. Interesujaca rodzina. Wuj czesto opowiadal o jej babce. Kobiety Weatherwaxow zawsze staly jedna noga w mroku. Maja to we krwi. A wieksza czesc ich mocy pochodzi z wypierania sie tego. Jednakze… — Jego zeby blysnely w ciemnosci. — Ta szybko odkryje, po ktorej stronie posmarowana jest kromka.

— Albo piernik pozlacany — rzucila hrabina.

— Owszem. Ladnie to ujelas. Taka jest kara za bycie kobieta Weatherwaxow, naturalnie. Kiedy sie starzeja, zaczynaja slyszec trzask drzwiczek piekarnika.

— Slyszalem, ze jest twarda — wtracil syn hrabiego. — Bardzo bystry umysl.

— Zabijmy ja! — zawolala corka hrabiego.

— Doprawdy, Lacci, nie mozesz zabic wszystkich.

— Nie rozumiem czemu.

— Nie. Raczej podoba mi sie mysl, ze bedzie… uzyteczna. Ona widzi wszystko w czerni i bieli. A to dla posiadajacych moc zawsze jest grozna pulapka. O tak… Umysl tego rodzaju latwo daje sie prowadzic… z niewielka pomoca.

W swietle ksiezyca zatrzepotaly skrzydla i cos dwukolorowego usiadlo hrabiemu na ramieniu.

— I jeszcze to… — Hrabia pogladzil sroke, ktora zaraz odfrunela. Z wewnetrznej kieszeni marynarki wyjal prostokatna biala karte. Jej brzeg blysnal przelotnie. — Mozecie uwierzyc? Czy cos takiego zdarzylo sie wczesniej? Doprawdy, nowy porzadek swiata…

— Czy masz chusteczke? — spytala hrabina. — Daj mi, prosze. Zostalo kilka plamek…

Musnela jego podbrodek i wsunela mu pokrwawiona chusteczke z powrotem do kieszeni.

— Gotowe.

— Sa tez inne czarownice — wtracil syn jak ktos, kto przezuwa kes, ktory okazal sie troche zbyt twardy.

— O tak. Mam nadzieje, ze je poznamy. Moga byc zabawne.

Wrocili do powozu.

Za nimi, w gorach, czlowiek, ktory probowal obrabowac powoz, zdolal wstac na nogi, choc przez chwile zdawalo mu sie, ze w czyms utknely. Z irytacja potarl szyje. Swego konia dostrzegl miedzy skalami.

Kiedy sprobowal chwycic uzde, dlon bez oporu przeszla przez skore i przez szyje zwierzecia, jakby byla z dymu. Kon stanal deba i odbiegl galopem jak szalony.

Ta noc nie zapowiada sie na udana, pomyslal ospale rozbojnik. Ale niech go licho porwie, jesli straci i konia, i zarobek. Kim byli ci ludzie, u demona? Nie pamietal dokladnie, co wydarzylo sie w powozie, ale nie bylo to przyjemne.

Nalezal do tej klasy prostych ludzi, ktorzy — pobici przez kogos wiekszego — szukaja kogos mniejszego w celach odwetowych. Ktos dzisiaj jeszcze ucierpi, obiecal sobie. Musi odzyskac przynajmniej konia.

I jakby na wezwanie, uslyszal wsrod wiatru stukot kopyt. Dobyl miecza i wyszedl na srodek drogi.

— Stoj i poddaj sie!

Nadjezdzajacy kon zatrzymal sie poslusznie kilka stop od niego. A wiec jednak nocka nie bedzie taka zla, pomyslal rozbojnik. Wierzchowiec byl wspanialym zwierzeciem, raczej rumakiem bojowym niz zwykla wiejska chabeta. Tak bialy, ze az polyskiwal w blasku nielicznych gwiazd, a uprzaz, sadzac z wygladu, mial zdobiona srebrem.

Jezdziec szczelnie otulal sie plaszczem przed zimnem.

— Pieniadze albo zycie! — zawolal rozbojnik.

SLUCHAM?

— Pieniadze — powtorzyl rozbojnik. — Albo zycie. Masz oddac. Ktorej czesci nie zrozumiales?

ACH, ROZUMIEM. OWSZEM, MAM NIEWIELKA SUME PIENIEDZY.

Kilka monet wyladowalo na oszronionym gruncie. Rozbojnik schylil sie, ale nie zdolal ich podniesc, co jeszcze bardziej go rozdraznilo.

— W takim razie oddasz zycie!

Postac w siodle pokrecila glowa.

NIE WYDAJE MI SIE. NAPRAWDE NIE.

Wyjela z pochwy dlugi wygiety kij. Rozbojnik uznal z poczatku, ze to lanca, ale z boku wyskoczylo natychmiast zakrzywione ostrze i zamigotalo blekitem na krawedziach.

MUSZE PRZYZNAC, ZE PREZENTUJESZ NIEZWYKLE UPORCZYWA WITALNOSC, stwierdzil jezdziec. Byl to nie tyle glos, ile raczej echo w umysle. CHOC NIE PRZYTOMNOSC UMYSLU.

— Kim jestes?

JESTEM SMIERCIA, odparl Smierc. I NAPRAWDE NIE PRZYBYLEM TUTAJ, ZEBY ZABRAC TWOJE PIENIADZE. KTOREJ CZESCI Z TEGO NIE ZROZUMIALES?

Cos trzepotalo slabo przy oknie zamkowej ptaszarni. W ramie nie bylo szyby, tylko cienkie drewniane listwy pozwalajace na przeplyw powietrza.

Rozleglo sie drapanie, potem ciche dziobanie, potem cisza.

Sokoly patrzyly.

Za oknem cos zrobilo „lumpf’. Na przeciwleglej scianie zatanczyly jaskrawe promienie swiatla. Potem listwy powoli zaczely sie zweglac.

Niania Ogg wiedziala, ze chociaz glowne przyjecie odbedzie sie w wielkiej hali, najlepsza zabawa czeka na zewnatrz, na dziedzincu wokol ogniska. W srodku na pewno znajda sie przepiorcze jaja, pasztet z gesich watrobek i malutkie kanapki, ktore mozna jesc po cztery naraz. Na dziedzincu beda pieczone ziemniaki plywajace w kadziach masla i caly jelen na roznie. Pozniej zaplanowano wystep czlowieka, ktory wkladal sobie lasice do nogawek — te forme rozrywki niania cenila wyzej niz opere.

Oczywiscie, jako czarownica bylaby mile powitana wszedzie i zawsze warto o tym przypominac jasniepanstwu, na wypadek gdyby zapomnieli. Wybor byl trudny, ale postanowila zostac na zewnatrz i najesc sie dziczyzny, poniewaz — jak wiele starszych dam — niania Ogg byla bezdenna otchlania dla darmowego jedzenia. Potem zajrzy do zamku i wypelni ostatnie wolne zakamarki fikusnymi potrawami. Poza tym pewnie beda tam mieli takie drogie wino z babelkami, ktore dosyc lubila, pod warunkiem ze podawano je w dostatecznie duzych kubkach. Ale porzadny podklad z piwa jest konieczny, zanim czlowiek sie dopakuje czyms bardziej wyszukanym.

Chwycila kufel, delikatnie przesunela sie na czolo kolejki do beczki, delikatnie odsunela glowe czlowieka, ktory postanowil spedzic wieczor, lezac pod kurkiem, i nalala sobie do pelna.

Kiedy sie odwrocila, dostrzegla szeroka postac Agnes, wciaz troche skrepowana tym, ze ma publicznie nosic swoj nowy spiczasty kapelusz.

— Jak tam, dziewczyno? — powitala ja. — Sprobuj tej dziczyzny, niezla jest.

Agnes spojrzala z powatpiewaniem na piekace sie mieso. Ludzie w Lancre dbali o kalorie, a witaminy mogly sie powiesic.

— Myslisz, ze dostane tu jakas salatke? — spytala.

— Mam nadzieje, ze nie — odpowiedziala z satysfakcja niania.

— Duzo tu ludzi — zauwazyla Agnes.

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату