przyjaciele napelnili moja skrzynke zlotem, zebys nie miala klopotow, tak?

— Tak mi sie wydaje.

— W takim razie to chyba ja powinienem ci podziekowac — stwierdzil pan Gniewniak.

— Co?!

— No bo gdybys nie zabrala srebra i miedziakow, nie zrobilabys miejsca dla zlota, zgadza sie? A chyba niejest ono potrzebne temu pradawnemu krolowi pochowanemu w kopcu.

— No tak, ale…

Zanurzyl dlon w skrzyni i wyciagnal garsc zlota, za ktora mozna bylo kupic calajego chalupine.

— To dla ciebie, dziewczyno — powiedzial. — Kup sobie jakies wstazki czy cos takiego…

— Nie! Nie moge! To nie byloby w porzadku! — protestowala Akwila rozpaczliwie.

— Tak uwazasz? — zapytal pan Gniewniak. Popatrzyl na nia dlugo i bystrze. — W takim razie nazwijmy to zaplata za te drobne prace, ktore dla mnie wykonasz, co? Wejdziesz na schody, bo mniejuz sie to nie udaje od pewnego czasu, i zniesiesz czarny garnitur, ktory wisi na drzwiach, a u wezglowia w skrzyni znajdziesz biala koszule. Wyglansujesz mi buty i pomozesz mi wstac. Sciezka chybajuz pojde sam. No bo widzisz, tojest zdecydowanie za duzo pieniedzy, by czlowieka pochowac, ale calkiem dosc, by go ozenic, wiec ide sie oswiadczyc wdowie Gram, zeby sie ze mna zareczyla i wyszla za mnie.

Akwila musiala sie zastanowic, zanim tresc tej wypowiedzi do niej dotarla. A wtedy powiedziala:

— Idzie pan?

— Zamierzam to wlasnie zrobic — potwierdzil pan Gniewniak. — To znakomita kobieta, smazy swietne steki z cebula i ma wszystkie zeby. Wiem, bo mi pokazywala. Najmlodszy syn obstalowaljej w duzym miescie elegancka sztuczna szczeke, bardzo piekna. Wdowa Gram pozyczyla mi jej pewnego dnia, kiedy nie moglem sobie poradzic z pogryzieniem wieprzowiny. Nie zapomina sie takiej zyczliwosci.

— A… nie sadzi pan, ze powinien pan tojeszcze przemyslec? Rozesmial sie.

— Myslec? Mloda damo, kim tyjestes, ze mowisz mnie, staremu, o koniecznosci myslenia? Ostatecznie mam dziewiecdziesiatjeden lat. Czas wstac i dzialac. Poza tym, po blyskach wjej oczach, mam prawo wierzyc, ze wdowa Gram nie bedzie krecic nosem na moja propozycje. Przez te wszystkie lata znalazloby sie kilka, ktore pokrecily nosami i nie bez powodu. Ale niespodziewane znalezienie skrzynki ze zlotem sporo moze dopomoc, jak mawial moj nieboszczyk ojciec.

Dziesiec minut zabrala panu Gniewniakowi zmiana stroju, a ile przy tym bylo szarpaniny! I na dodatek lataly brzydkie wyrazy. Ale nie chcial zadnej pomocy Akwili, kazaljej odwrocic sie i zakryc uszy dlonmi. Potem musiala mu pomoc przejsc do ogrodu, gdzie odrzucil jedna z lasek, po czym wymierzyl palcem w chwasty.

— A do was sie zabiorejutro! — oswiadczyl triumfalnie.

Przy furtce zlapal za slupek, dzieki czemu wyprostowal sie prawie do pionu. Dyszal ciezko.

— Wszystko w porzadku — powiedzial nieco tylko zaniepokojony. — Teraz albo nigdy. Czy dobrze wygladam?

— Wyglada pan jak nalezy.

— Wszystkojest czyste? Nie ma dziur?

— No… tak. — Ajak moje wlosy?

— No… juz ich pan nie ma — przypomniala mu.

— A, prawda. Musze kupic sobie te, jak to sie nazywa, no, kapelusz z wlosow? Czy mam dosc pieniedzy?

— Chodzi panu o peruke? Moze pan kupic i tysiac.

— Ha! Wspaniale! — Rozejrzal sie lsniacymi oczami po ogrodzie. — Czy sa tujakies kwiaty? Za dobrze nie widze. A… te… okulinary… widzialem je kiedys, zrobione ze szkla, widzisz przez nie jak za dawnych lat… czy mam dosc pieniedzy, by kupic okulinary?

— Ma pan dosc pieniedzy na wszystko.

— Niech ci sie darzy, dziewczyno! Ale teraz potrzebuje bukietu kwiatow. Nie moge isc sie oswiadczac bez kwiatow, a nic nie widze. Czy cos tu takiego rosnie?

Kilka roz przetrwalo pomiedzy chwastami i kolczastymi krzewami porastajacymi ogrod. Akwila wrocila do kuchni, wziela noz i scielaje na bukiet.

— Ladne — stwierdzil pan Gniewniak. — Pozno rozkwitaja, zupelnie jakja! — Zlapalje mocno wolna reka, potem nagle zmarszczyl sie, jakby zapadl w sobie, stal niczym posag. — Tak bym chcial, zeby moj Tobiasz i moja Marysia mogli przyjechac na wesele — powiedzial cicho. — Ale wiesz, oni juz nie zyja.

— Tak, wiem.

— Chcialbym tez, zeby moja Nancy zyla, co pewnie niejest zbyt rozsadnym zyczeniem, kiedy sie czlowiek chce powtornie zenic z inna dama. Ha! Prawie wszyscy z tych, ktorych znalem, juz nie zyja. — Pan Gniewniak przez chwile przygladal sie kwiatom, ale potem znowu sie wyprostowal. — Nikt i nic temu nie zaradzi, prawda? Nawet skrzynka pelna zlota!

— Nie — ochryple odparla Akwila — No, nie placz, dziewczyno! Slonce swieci, ptaki spiewaja i to, co sie rozbilo, nie da sie naprawic, nieprawdaz? — Zasmial sie jowialnie. — A wdowa Gram czeka na nas!

Przez moment wygladal na przerazonego, potem odchrzaknal. — Jak pachne? Nie najgorzej? — zapytal wreszcie.

— E… to tylko kulki na mole.

— Kulki na mole? W porzadku. No to ruszamy, nie ma co tracic czasu!

Opierajac sie tylko najednej lasce, druga reka, w ktorej trzymal kwiaty, wymachujac dla rownowagi, pan Gniewniak ruszyl z zaskakujaca szybkoscia.

— No prosze — odezwala sie panna Weatherwax, kiedy z rozwianymi polami marynarki zniknal za rogiem. — To bylo calkiem mile.

Akwila rozejrzala sie szybko. Panny Weatherwax nie bylo nigdzie widac, ale musiala gdzies byc. Akwila zajrzala za cos, co z cala pewnoscia bylo stara studnia porosnieta powojem, ale dopiero gdy stara wiedzma sie poruszyla, zdolalajawypatrzyc. Nie zrobila nic ze swym ubraniem, przynajmniej Akwili nie wydawalo sie, by bylo to cos magicznego, ale wjakis sposob jej suknia… wyblakla.

— Owszem. — Akwila wyciagnela chusteczke i wydmuchala nos.

— Ale ciebie to martwi — dodala wiedzma. — Uwazasz, ze nie tak sie powinno to wszystko zakonczyc, prawda?

— Nie tak! — zawolala Akwila z pasja.

— Uwazasz, ze byloby lepiej, gdyby go pochowali w jakiejs taniej trumnie sprawionej przez wioske, co?

— Nie! — Akwila wylamywala sobie palce. Panna Weatherwax byla ostrzejsza niz pole szpilek. — Ale… no tak, to nie wydaje sie… w porzadku. Chodzi mi o to, ze wolalabym, by Figle tego nie zrobily. Jestem pewna, ze wjakis sposob… poradzilabym sobie z tym, zaoszczedzila…

— Caly swiat nie jest w porzadku, dziecko. I ciesz sie, ze masz przyjaciol.

Akwila spojrzala w strone linii drzew.

— Masz racje — powiedziala pannaWeatherwax. — Nie tam.

— Odchodze — oswiadczyla Akwila. — Zastanawialam sie nad tym i znikam stad.

— Na miotle? — zapytala panna Weatherwax. — Miotly nie lataja wystarczajaco szybko…

— Nie! Gdzie niby mialabym poleciec? Do domu? Nie chcialabym go tam zabrac. Poza tym nie moge leciec z tym buczeniem kolo siebie! Kiedy sie… kiedy ja go spotkam, nie chce byc w poblizu ludzi, rozumie mnie pani, prawda? Wiem juz, co potrafie… co mi sie moze wydarzyc w gniewie! Na wpol zabilam panne Libelle!

— Ajesli on podazy za toba?

— To dobrze. Wyprowadze go tam! — Reka machnela w strone gor.

— Calkiem sama?

— A mamjakies wyjscie?

Panna Weatherwax spojrzala na nia przeciagle, nawet troche zbyt dlugo.

— Nie — powiedziala wreszcie. — Nie masz. I ja nie mam rowniez. Dlatego pojde z toba. I nie dyskutuj, panienko. Jak niby chcesz mnie zatrzymac? A to mi przypomina… te tajemnicze siniaki pani Miejskiej biora sie stad, ze pan Miejski ja bije. A ojcem dziecka panny Predkiej jest mlody Fred Mura. Moglabys o tym wspomniec pannie Libelli.

Kiedy to mowila, pszczola przelecialaj ej kolo ucha.

Вы читаете Kapelusz pelen nieba
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату