Zdarzaly sie chwile ciszy. Bezdzwickjak lot piora, cisza spadala w ciemnosci nocy na srebrnych skrzydlach, przemieniala sie w ptaka, ktory wyladowal na pobliskiej skale. Przechylil glowe, zeby przyjrzec sie Akwili.
W spojrzeniu ptaka bylo cos wiecej niz tylko ciekawosc.
Stara kobieta zachrapala znowu. Akwila, nie spuszczajac wzroku z sowy, nachylila sie i potrzasnela nia lagodnie za ramie. Poniewaz to nie zadzialalo, potrzasnela mocniej.
Rozlegl sie halas, jakby zderzyly sie trzy prosiaki, po czym panna Weatherwax otworzylajedno oko.
— Kto? — zapytala.
— Sowa sie nam przyglada. Jest tu bardzo blisko.
Nagle sowa zamrugala, spojrzala na Akwile jakby zdziwiona, ze widzi ja tutaj, rozwinela skrzydla i zanurkowala w noc.
Panna Weatherwax odkaszlnela raz i drugi, a potem powiedziala chrapliwie:
— Oczywiscie, ze to byla sowa, moje dziecko. Dobre dziesiec minut zabralo mi zwabienie jej tak blisko! A teraz badz cicho, kiedy zaczne od poczatku, bo inaczej bede sie musiala zadowolic nietoperzem, a kiedy latam jako nietoperz, zawsze potem mi sie wydaje, ze widze uszami, a to nie przystoi przyzwoitej kobiecie.
— Ale pani chrapala!
— Nie chrapalam! Odpoczywalam wdziecznie, podczas gdy wabilam sowe! Gdybys mnie nie potrzasnela, ajej nie przestraszyla, bylabymjuz na gorze, majac cale wrzosowisko przed oczami.
— Pani… pani zabiera umysl sowy? — zapytala Akwila nerwowo.
— Nie! Niejestem takajak te twoje wspolzycze! Ja tylko… pozyczam sobie przejazdzke od nich, tylko… popychamje delikatnie, nieco kierujac. One nawet nie wiedza, ze tamjestem. A teraz sprobuj odpoczac!
— Ajesli wspolzycz…?
— Jesli tylko znajdzie sie blisko nas, ja ci o tym powiem, nie ty mnie! — syknela panna Weatherwax i polozyla sie na plecach. Nagle jeszcze raz uniosla glowe. — Ijanie chrapie! — dodala.
Nie minelo pol minuty, a zaczela chrapac znowu.
Kilka minut pozniej sowa byla z powrotem, zreszta moze to byla inna sowa. Splynela na te sama skale, przysiadla tam na chwile i zerwala sie do dalszego lotu. Wiedzma przestala chrapac. Prawde mowiac, przestala oddychac.
Akwila przysunela sie blizej, wreszcie az przysunela ucho do suchej piersi, by sprawdzic, czy uslyszy bicie serca…
Jej wlasne serce bylo scisniete niczym piesc…
…bo to bylo jak w dzien, gdy znalazla babcie Dokuczliwa w jej chacie. Babcia lezala spokojnie na waskim zelaznym lozku, lecz Akwila poczula, ze cos jest nie tak, kiedy tylko weszla do srodka…
Bum!
Akwila policzyla do trzech.
Bum!
Serce bilo.
Bardzo powoli, jak ped, ktory rosnie, sztywna reka sie poruszyla. Sunelajakjezor lodowca w strone kieszeni i wyciagnela z niej duza kartke, na ktorej napisane bylo:
NIE JESTEM MARTWA
Akwila uznala, ze nie bedzie sie spierac. Okryla staruszke dokladnie kocem i sama tez zawinela sie w swoj.
Przy swietle ksiezyca jeszcze raz sprobowala z chaosem. Z pewnoscia bedzie potrafila zmusic go, zeby powstal. Moze jesli…
W swietle ksiezyca bardzo, bardzo ostroznie…
Pac!
Jajko peklo. Jajka zawsze pekaly i teraz zostalojej juz tylko jedno. Nie smialaby sprobowac z zukiem, nawet gdybyjakiegos znalazla. To byloby zbyt okrutne.
Oparla sie o skale i spojrzala na srebrzysto-czarny krajobraz, ajej trzecia mysl pomyslala: Nie zamierza sie przyblizyc.
Dlaczego?
Myslala dalej: Niejestem pewna, skad to wiem. Ale wiem. Trzyma sie z daleka. Wie, ze panna Weatherwaxjest przy mnie.
I pomyslala: Skad to moze wiedziec? Przeciez nie ma umyslu! Nie wie, kfmjest panna Weatherwax.
Wciaz mysle, pomyslala trzecia mysl.
Akwila osunela sie przy skale.
Czasami wydawalo jej sie, ze ma… zbyt tloczno w glowie…
A potem byl poranek, swiecilo slonce, rosa osiadlajej na wlosach, mgla unosila sie nad ziemiajak dym… Na skale, ktora w nocy odwiedzala sowa, siedzial teraz orzel, zajadajac cos futrzastego. Widziala kazde pioro wjego ogonie.
Przelknal, spojrzal przelotnie na Akwile swym szalonym ptasim wzrokiem i odlecial, mieszajac we mgle.
Lezaca obok niej panna Weatherwax zaczela znowu chrapac, co Akwila uznala za znak, ze staruszka wrocila do swego ciala. Szturchnelaja i regularny dzwiek nagle sie urwal.
Staruszka usiadla, odkaszlnela i zaczela poirytowana ponaglac Akwile, by podalajej butelke z herbata. Nie odezwala sie ani sj wem, dopoki nie wypila polowyjej zawartosci.
— Niech mowia, co chca — wyrzucila z siebie, zatykajac butelke korkiem — ale kroliki smakuja znacznie lepiej po ugotowaniu. I bez futra!
„„Pani wziela… pozyczyla sobie orla? — zapytala Akwila.
~ Oczywiscie. Nie moglam wymagac od biednej starej sowy latania po wschodzie slonca, po to tylko by zobaczyc, ktojest w okolicy. Przez ca^noc polowala na polne myszy, a mozesz mi wierzyc, ze surowy krolikjestjednak lepszy od myszy. Nigdy niejedz myszy.
— Nie bCdc — oswiadczyla z calym przekonaniem Akwila. — Panno Weatherwax, wydaje mi sie, ze wiem, co robi wspolzycz. Mysli.
— Wydawalo mi sie, ze on nie ma mozgu!
Akwila pozwolila, tyj ej mysli wypowiedzialy sie samodzielnie.
— Alejest w nim moje echo, prawda? Musi byc. Bo bylo w nim echo kazdego, kim kiedys byl. Musi byc w nim kawalek mnie. Ja wiem, ze on tutajjest, i on wie, zejajestem tutaj z pania. Tylko trzyma sie na odleglosc.
— Och, tak? A to dlaczego?
— Mysle, ze sie pani boi.
— Ha! A to z kolei dlaczego?
— Boja sie boje — odparla zwyczajnie Akwila. — Troche.
— Ojej, naprawde, kochanie?
— Tak. To jak z psem, ktory zostal uderzony, ale nie ucieka. Nie rozumie, co zrobil nie tak. Ale… jest w tym cos… jakas mysl, ktorej nie umiem nazwac…
Panna Weatherwax nic nie odpowiedziala. Twarz miala bez wyrazu.
— Czy nic pani nie jest? — zapytala Akwila — Daje ci czas, zebys zrozumiala te mysl — odpowiedziala panna Weatherwax.
— Przepraszam, umknela mi. Ale… my myslimy o wspolzyczu nie tak, jak powinnysmy.
— Naprawde? Dlaczego tak uwazasz?
— Poniewaz… — Akwila zmagala sie z ta mysla. — Uwazam, ze my nie chcemy myslec o nim w odpowiedni sposob. To majakis zwiazek z… trzecim zyczeniem. I nie wiem, co to znaczy.
— Staraj sie zlowic te mysl — powiedziala wiedzma, po czym podniosla wzrok i dodala: — Mamy towarzystwo.
Akwila dopiero po kilku chwilach zobaczyla to, co panna We — atherwaxjuz widziala — ksztalt na krawedzi