— Dobrze. Zreszta ono pewnie nadal istnieje, chocby w szkatulce z bizuteria Pucci — odparl Moist. — Ale jutro chce znowu otworzyc bank, a ludzie Vetinariego zbadali w nim kazdy swistek papieru i moze pan sobie wyobrazic, jaki zostawili po sobie balagan. Jutro chce tez wystartowac z notami. Wie pan, to te pieniadze, ktore nie potrzebuja zlota. Bank tez nie potrzebuje zlota. Wiemy o tym. Od lat pracowal ze skarbcem pelnym zlomu! Ale bank potrzebuje pana, panie Bent. Lavishowie maja powazne klopoty, Cosmo siedzi gdzies zamkniety, personel sie rozbiegl, a jutro, panie Bent, bank wraca do pracy i pan musi tam byc. Prosze… Aha, pan prezes laskawie wyszczekal zgode na podwyzszenie panskiej pensji do szescdziesieciu pieciu dolarow miesiecznie. Wiem, ze nie jest pan czlowiekiem, ktory da sie przekonac pieniedzmi, ale taka podwyzka warta jest rozwazenia dla kogos, kto planuje, hm… zmiane warunkow mieszkaniowych…

To nie byl strzal w ciemnosci. To byl strzal w swietle, jaskrawym i oslepiajacym. Panna Drapes byla wyraznie kobieta z planem, a ten plan musial przewidywac cos lepszego niz reszta zycia spedzona w waskim pokoiku przy ulicy Wiazow.

— To panska decyzja, oczywiscie — zakonczyl Moist, wstajac. — Dobrze go tu traktuja, panno Drapes?

— Tylko dlatego, ze przy nim jestem — odpowiedziala natychmiast. — Dzis rano przyszlo trzech klaunow z gruba lina i malym sloniem, i probowali wyrwac mu zab. A ledwie ich przegonilam, zjawilo sie dwoch nastepnych i zaczelo bielic pokoj, bardzo niewprawnie moim zdaniem! Wyrzucilam ich od razu, slowo daje!

— Brawo, panno Drapes.

Vetinari czekal przed budynkiem w powozie z otwartymi drzwiczkami.

— Wsiadajcie, prosze — rzucil.

— Prawde mowiac, jest calkiem niedaleko…

— Niech pan wsiada, panie Lipwig. Pojedziemy ladniejsza droga.

Powoz ruszyl.

— Wydaje mi sie, ze traktuje pan nasze relacje jak gre — odezwal sie Vetinari po chwili. — Wierzy pan, ze wszystkie grzechy beda wybaczone. Dlatego pozwoli pan, ze wrecze panu to…

Siegnal po czarna laske zakonczona srebrna czaszka i pociagnal za uchwyt.

— Ten interesujacy przedmiot byl w posiadaniu Cosmo Lavisha — wyjasnil, kiedy wysunelo sie ostrze.

— Wiem. To nie jest replika panskiego? — spytal Moist.

— Och, doprawdy? Czy jestem wladca pasujacym do „miecza z krwi tysiaca ofiar”? Nastepna bedzie pewnie korona z czaszek… Sadze, ze Cosmo kazal zrobic cos takiego.

— Czyli jest to replika plotki?

Przed powozem otwieraly sie jakies wrota.

— W samej rzeczy — potwierdzil Vetinari. — Kopia czegos, co nie istnieje. Mozna tylko miec nadzieje, ze nie jest pod kazdym wzgledem autentyczna.

Drzwiczki powozu uchylily sie i Moist wysiadl w palacowych ogrodach. Wygladaly jak zwykle takie miejsca: rowne, zadbane, duzo zwiru, szpiczastych drzewek i zadnych jarzyn.

— Gdzie jestesmy? — zdziwila sie Adora Belle. — Tu chodzi o golemy, prawda?

— Panno Dearheart, co nasze miejscowe golemy mysla o tej nowej armii?

— Nie lubia ich. Uwazaja, ze sprowadza klopoty. Nie maja chemu, ktory mozna by zmienic. Sa gorsze niz zombi.

— Dziekuje pani. Nastepne pytanie: czy moga zabijac?

— Historycznie biorac, tworcy golemow nauczyli sie nie budowac takich, ktore zabijaja…

— Czy to znaczy: nie?

— Nie wiem!

— Robimy postepy. Czy mozliwe jest wydanie im takiego rozkazu, ktorego nie bedzie mogla zmienic inna osoba?

— No, hm… Chyba tak, jesli nikt inny nie zna sekretu…

— A ten sekret to…? — Vetinari zwrocil sie do Moista i wysunal klinge.

— To musi byc sposob, w jaki wydaje im rozkaz — tlumaczyl Moist, znowu zezujac na ostrze. Rzeczywiscie polyskiwalo krwawo.

Byl gotow na to, co ma sie zdarzyc, ale zdarzylo sie to calkiem niewlasciwie.

Vetinari wreczyl mu ostrze.

— Panno Dearheart — powiedzial. — Naprawde bym wolal, zeby nie opuszczala pani miasta na dluzej. Wtedy bowiem ten czlowiek zaczyna szukac niebezpieczenstw. Niech pan nam zdradzi ten sekret, panie Lipwig.

— To moze byc zbyt niebezpieczne, wasza lordowska mosc.

— Panie Lipwig, czy naprawde potrzebuje odznaki z napisem „tyran”?

— Mozemy zawrzec umowe?

— Oczywiscie. Jestem czlowiekiem rozsadnym.

— A dotrzyma jej pan?

— Nie. Ale zaproponuje inna. Urzad Pocztowy moze zatrzymac szesc koni-golemow. Inni wojownicy-golemy beda uznani za podopiecznych Powiernictwa Golemow. Wykorzystanie czterystu z nich do usprawnienia dzialania systemu sekarowego z pewnoscia zyska miedzynarodowa aprobate. Jako podstawe naszej waluty zastapimy zloto golemami, co pan z wielka elokwencja sugerowal. Dzieki wam dwojgu sytuacja miedzynarodowa stala sie bardzo… interesujaca…

— Przepraszam, ale dlaczego wlasciwie to ja trzymam miecz? — zdziwil sie Moist.

— …wiec zdradzi nam pan ten sekret, a co najlepsze, zachowuje pan zycie — dokonczyl Vetinari. — I kto przedstawi lepsza oferte?

— No dobrze — ustapil Moist. — Wiedzialem przeciez, ze do tego dojdzie. Golemy sluchaja mnie, bo…

— …bo nosi pan zloty stroj, a zatem w ich oczach musi pan byc umnianskim kaplanem. Bo dla pelnego zrozumienia rozkazu wlasciwa osoba musi wymowic wlasciwe slowa do wlasciwego sluchacza. A ja bylem pojetnym uczniem. To kwestia rozumowania. Ale niech pan nie kontynuuje tego stania z otwartymi ustami.

— Wiedzial pan juz?

— To w koncu nie jest smocza magia.

— A dlaczego dal mi pan ten okropny miecz?

— Bardzo niegustowny, prawda? — Vetinari odebral mu bron. — Mozna sobie wyobrazic, ze nalezy do kogos o imieniu Krax Mocarny… Chcialem po prostu zobaczyc, jak jest pan bardziej wystraszony, kiedy go pan trzyma. Nie lubi pan przemocy, prawda?

— To nie bylo konieczne! — zaprotestowal Moist.

Adora Belle usmiechnela sie szeroko.

— Panie Lipwig, panie Lipwig, czy nigdy sie pan nie nauczy? — westchnal Vetinari i wsunal klinge do laski. — Jeden z moich poprzednikow skazywal ludzi na rozerwanie przez dzikie zolwie. Nie byla to szybka smierc. Uwazal, ze to swietny zart. Prosze wybaczyc, ze moje rozrywki sa bardziej umyslowej natury. Ale do rzeczy… Jaka to byla ta druga sprawa?… Aha, z zalem musze pana poinformowac, ze niejaki Owlswick Clamp nie zyje.

Bylo cos w tonie, jakim to mowil…

— Czy odwiedzil go aniol?

— Bardzo prawdopodobne, panie Lipwig. A gdyby pojawila sie potrzeba kolejnych projektow, jestem pewien, ze znajde w palacu kogos, kto moze pomoc.

— Widac takie bylo jego przeznaczenie — stwierdzil Moist. — Ciesze sie, ze trafil do lepszego miejsca.

— Na pewno mniej wilgotnego. Zegnam teraz. Moj powoz jest do waszej dyspozycji. Musi pan otworzyc bank! Swiat kreci sie dalej, a dzis rano kreci sie na moim biurku. Chodzmy, Panie Marudo.

— Czy wolno zglosic propozycje, ktora moglaby pomoc? — spytal Moist, gdy Vetinari juz sie odwrocil.

— Jakaz to?

— Moze warto przekazac zloty sekret innym rzadom na Rowninach? To by oznaczalo, ze nikt nie zdola uzyc tych golemow jako zolnierzy. Zmniejszy sie napiecie.

— Hmm… Interesujace. Zgadza sie pani, panno Dearheart?

— Tak! Nie chcemy przeciez armii golemow! To doskonaly pomysl!

Vetinari schylil sie i dal Panu Marudzie psiego sucharka. Gdy sie znowu wyprostowal, w wyrazie jego twarzy nastapila niemal niezauwazalna zmiana.

— Zeszlej nocy — oznajmil — jakis zdrajca przeslal zloty sekret wladcom wszystkich wiekszych miast na

Вы читаете Swiat finansjery
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату