Falanga Lavishowych prawnikow podniosla sie niepewnie, gdy tymczasem dwoch zatrudnionych przez Pucci zaczelo szeptac jej cos nerwowo. Nie przejmowala sie nimi. Wszyscy teraz patrzyli na nia, nie na jej brata. Wszyscy wlasnie jej poswiecali uwage.

— Czy moze sie pani uciszyc, panno Lavish? — rzucil Moist.

Nieruchomosc klingi go niepokoila. Jakas czastka Cosmo funkcjonowala naprawde sprawnie.

— O tak, spodziewalam sie, ze sprobujesz zamknac mi usta! Ale nic z tego! — oswiadczyla Pucci ze zlosliwa radoscia. Jak Moist, kiedy stawal wobec otwartego notesu, tak i ona rzucila sie na leb, na szyje, nie dbajac o ostroznosc. — Nie mozemy ukrasc tego, co juz do nas nalezy, zgadza sie? Ojciec zrobil lepszy uzytek z tego nieszczesnego zlota! Ono tam tylko lezalo! Powaznie, dlaczego jestescie tacy tepi? Wszyscy tak robia! Przeciez to nie kradziez! To zloto nadal istnieje w pierscieniach i roznych takich… Nie jest tak, ze ktos je zamierza wyrzucic. A kogo obchodzi, gdzie jest konkretnie?

Moist stlumil chec, by spojrzec na innych bankierow w sali. Wszyscy tak robia? W tym roku na Strzezenie Wiedzm Pucci nie dostanie zbyt wielu kartek z zyczeniami.

Brat przygladal sie jej ze zgroza. Reszta klanu, ktora akurat nie byla zajeta debudynizacja, sprawiala wrazenie, jakby widziala Pucci po raz pierwszy w zyciu. Kim jest ta wariatka? — mowily ich miny. Kto ja tu wpuscil? O czym ona mowi?

— Sadze, ze pani brat jest bardzo chory, panienko — powiedzial Moist.

Pucci lekcewazaco potrzasnela swymi rzeczywiscie pieknymi wlosami.

— Nie martw sie o niego, on sie tylko wyglupia — stwierdzila. — Robi to, zeby zwrocic na siebie uwage. Glupie chlopiece gadanie, ze chce byc Vetinarim, jak gdyby ktokolwiek przy zdrowych zmyslach mogl…

— Kapie na zielono — zauwazyl Moist.

Ale nic nie moglo przerwac tej kanonady slow. Popatrzyl na wyczerpana twarz Cosmo i nagle wszystko nabralo sensu. Broda… Mycka… Miecz… tak jest, prymitywne wyobrazenie tego, jak wyglada klinga z zelaza wydobytego z krwi tysiaca ofiar… Zamordowano czlowieka, ktory robil pierscienie…

Co skrywala ta cuchnaca rekawiczka?

To jest moj swiat. Wiem, jak sie to robi…

— Najmocniej przepraszam! Jest pan lordem Vetinarim, prawda? — zapytal.

Cosmo wyprostowal sie na chwile i oczy blysnely mu wladczo.

— Tak, w samej rzeczy — odparl, unoszac brew, ktora zaraz opadla. I obrzekla twarz obwisla wraz z nia. — Mam pierscien… Sygnet Vetinariego… — wymamrotal. — Moj wlasciwie… Dobry bol…

Miecz takze opadl.

Moist chwycil jego lewa dlon i zdarl rekawiczke. Zsunela sie z mlasnieciem i niewyobrazalnie ohydnym, zatykajacym nos smrodem. Najblizszy straznik zwymiotowal.

Tyle kolorow, pomyslal Moist. Tyle… wijacych sie rzeczy.

I gdzies tam, wciaz widoczne w ropiejacej masie, charakterystyczne i posepne lsnienie stygium.

Moist chwycil Cosmo za druga reke.

— Mysle, panie, ze powinienes wyjsc na zewnatrz, skoro jestes juz Patrycjuszem — powiedzial glosno. — Musisz spotkac sie z ludem…

Raz jeszcze jakis wewnetrzny Cosmo opanowal sie dostatecznie, by wymowic sliniacymi sie ustami:

— Tak, to bardzo wazne. — Ale zaraz potem wrocil do: — Zle sie czuje. Palec dziwnie wyglada…

— Slonce dobrze mu zrobi — zapewnil Moist i pociagnal go delikatnie. — Mozesz mi wierzyc, panie.

Rozdzial trzynasty

Gladys Robi To Dla Siebie — Dom Radosci — Historia pana Benta — Zakwestionowana uzytecznosc klaunow jako pielegniarek — Owlswick spotyka sie z aniolem — Zloty sekret (wcale nie smocza magia) — Powrot zebow — Vetinari spoglada w przyszlosc — Bank Tryumfujacy — Podarunek Chlupera — Jak popsuc piekny dzien

Pierwszego dnia reszty swojego zycia Moist von Lipwig sie obudzil — co bylo mile, gdyz kazdego dnia pewna liczba osob sie nie budzi. Ale obudzil sie sam, co bylo mniej przyjemne.

Nadeszla szosta rano, mgla wygladala jak przyklejona do okien i tak gesta, ze powinna zawierac grzanki. Ale lubil te chwile, zanim fragmenty wczorajszego dnia zdazyly ulozyc sie w calosc.

Zaraz… To przeciez nie jego apartament, prawda? To pokoj w Urzedzie Pocztowym, zapewniajacy caly luksus i wygode, jakie zwykle kojarzy sie z pojeciem sluzby cywilnej.

Odlamek minionego dnia wskoczyl na miejsce. No tak, Vetinari kazal zamknac bank, dopoki jego referenci nie sprawdza tym razem wszystkiego. Moist zyczyl im powodzenia przy specjalnym kredensie sir Joshuy.

Nie bylo Pana Marudy, niestety. Czlowiek nie docenia porannego slinienia, dopoki go nie zabraknie. Nie bylo tez Gladys, co budzilo pewien niepokoj.

Nie pojawila sie, kiedy sie ubieral. Nie bylo na biurku egzemplarza „Pulsu”. A garnitur wymagal prasowania.

Znalazl ja w koncu, jak popychala wozek z poczta do sortowni. Niebieska sukienka zniknela, zastapiona szara, ktora — wedlug rodzacych sie standardow krawiectwa golemow — wygladala calkiem elegancko.

— Dzien dobry, Gladys — powital ja. — Jest szansa na wyprasowanie spodni?

— W Szatni Listonoszy Zawsze Jest Gorace Zelazko, Panie Lipwig.

— Tak? Aha. Rzeczywiscie. A… „Puls”?

— Kazdego Ranka Do Gabinetu Pana Groata Dostarczane Sa Cztery Egzemplarze, Panie Lipwig — przypomniala Gladys z wyrzutem.

— Podejrzewam, ze kanapka w ogole nie…

— Naprawde Musze Wracac Do Swoich Obowiazkow, Panie Lipwig — oswiadczyl golem.

— Wiesz, Gladys, nie moge sie pozbyc wrazenia, ze cos sie w tobie zmienilo — oswiadczyl Moist.

— Tak! Robie To Dla Siebie. — Jej oczy sie rozjarzyly.

— A co konkretnie robisz?

— Jeszcze Tego Nie Ustalilam, Ale Jestem Dopiero Na Dziesiatej Stronie Ksiazki.

— Ach, czytasz nowa ksiazke? Ale domyslam sie, ze autorka nie jest lady Waggon.

— Nie, Poniewaz Nie Pasuje Do Nowoczesnego Stylu Myslenia. Smieje Sie Z Niej Ze Wzgarda.

— Tak, pewnie nie pasuje — przyznal z namyslem Moist. — Zgaduje, ze te ksiazke dala ci panna Dearheart?

— Tak. Nosi Tytul „Dlaczego Mezczyzni Placza Sie Pod Nogami” Autorstwa Releventii Flout — poinformowala z powaga Gladys.

A zaczynamy w najlepszych zamiarach, myslal Moist: znajdujemy je, wykopujemy, dajemy wolnosc. Ale nie wiemy, co wlasciwie robimy i komu.

— Gladys, z ksiazkami jest tak… no wiec jest… To, ze cos jest napisane, nie znaczy jeszcze… chcialem powiedziec, ze to przeciez nie musi byc… trzeba pamietac, ze kazda ksiazka to…

Urwal.

One wierza w slowa. Slowa daja im zycie. Nie moge jej powiedziec, ze podrzucamy slowa jak zonglerzy, ze zmieniamy ich znaczenie, by nam odpowiadalo…

Poklepal Gladys po ramieniu.

— No coz, przeczytaj je wszystkie i sama zdecyduj, co?

— To Bylo Bardzo Niewlasciwe Dotkniecie, Panie Lipwig.

Moist parsknal smiechem, ale zamilkl, widzac jej powazna mine.

— Eee… Podejrzewam, ze jedynie dla pani Flout — zapewnil i poszedl wziac egzemplarz „Pulsu”, zanim wszystkie rozkradna.

Dla wydawcy musial to byc kolejny gorzko-slodki dzien. Niestety, mogl wydrukowac tylko jedna pierwsza strone. W koncu wcisnal tam wszystko: haslo „Chyba ananasowy” plus obrazek z ociekajacymi Lavishami w tle oraz… tak, cala mowe Pucci ze wszystkimi szczegolami. Byla cudowna. I mowila, i mowila… Z jej punktu widzenia wszystko bylo calkiem oczywiste: ona miala racje, a inni to glupcy. Tak byla zakochana we wlasnym glosie, ze

Вы читаете Swiat finansjery
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату